foto: Monika Mściwujewska


_
Bo miłość jest najważniejsza!

Tak się zachłystywałam
tego świata mądrością
i piłam jak ze zdroju
a nigdy nie było dość mi

nauka i uczelnie
i profesorska świta
wydziały i katedry
panteon wielkiej myśli

oddana bezprzytomnie
zachłannie ją chłonęłam
jedyną godną zdobycz
potęgi kolos – wiedzę

lata mijały całe
jak się w znoju tarzałam
bo ona miast pomagać
o ból mnie przyprawiała

cierpienie… poznawania
i niepokój poznawczy
szturmem wdarły się we mnie
klując kolcem jak kaktus

przypadkowo odkryłam
swoje życiowe błędy
że najważniejsza… miłość!
odtąd szukam jej wszędzie…

jeśli zechce mi niebo
jedną kroplę jej zesłać
będę peany śpiewać
choćby i z wizją… piekła!

i wynosić nad wszystkie
cnoty jej doskonałe
bo miłości porównać
z niczym nie da się wcale…

W pogoni za szczęściem

Szukałam go daleko,
wypatrywałam blisko
– wszędzie szukałam.
I z ksiąg uczonych lektur
na pamięć definicję
opanowałam…

Spoglądałam wysoko,
wzdychałam do księżyca,
a wzrok ku gwiazdom.
W objęć czarnych obłoków
– macek kałamarnicy
się zaplątałam.

Pędziłam przez pustkowia
oraz dzikie ostępy,
zdobne ugorem.
I miast – olbrzymich mrowisk,
gdzie drogowskazy błędnie
myliły drogę.

Zarzucałam swe sieci
na szuwarne głębiny
w lichej nadziei,
że złowię trochę szczęścia,
choćby tylko drobinę,
ale – jednak!

Przebijając się w gęstwach
przez tropikalne puszcze
z trudem przebrnęłam.
Że tylko chwila jeszcze
zdawało się, że… tuż, tuż!
Gdzie tam! Nic z tego!

Po pustyni stąpałam,
jak w tropieniu oazy
– oczekiwaniem.
Licząc piasek w sandałach,
osiągnęłam swój azyl
… fatamorganę!

W pogoni za mirażem
smętnie obojętniejąc,
mijałam bliskich.
Zapominałam twarze,
których dzisiaj już nie ma
– traciłam wszystko…

Szukałam całe życie
na krańcach tego świata
i dalej jeszcze,
a ono – na odkrycie
w moim wnętrzu czekało,
najbliżej serca…

Tkwiło we mnie po prostu,
pośrodku samej duszy
– moje szczęście…
Już pokonane mosty.
Nie pozwolę go ruszyć
– zawsze tu będzie!

A gdyby miłości nie było?

A gdyby miłości nie było,
a gdyby nie było miłości,
musiałoby się ją wymyślić,
inaczej się nie da po prostu…

A gdyby miłości nie było
to barw nie miałyby kwiaty,
rosa im płatków  nie myła,
i nie roniła zapachów…

A gdyby nie było miłości
mogłoby i nie być poetów;
żyłoby się może i prościej,
ale bez wzruszeń, niestety!

A gdyby nie było miłości,
to ptaków też i ich koncertów
ubyłoby w lasach, zaroślach
tych muzyków i instrumentów.

A gdyby miłości nie było
– w ogóle nie było artystów,
bo wcale nie byłoby piękna…
O, Boże! Dziękuję za miłość!

A gdyby nie było miłości
a gdyby miłości nie było…
Na szczęście – zwycięża wszystko
i ciągle króluje nam miłość!

List do ciebie piszę

Piszę do ciebie list;
nie będę grzeszyć pustosłowiem,
które nie znaczy nic!
Ja do koperty serce włożę…

Wcisnę tęsknotę, ból,
(a w zapowiedziach – także rozkosz).
Grasz najgłówniejszą z ról,
kopertę więc koniecznie otwórz!

Serce podpowie ci,
jak czytać, co niedopisane.
Podobnym rytmem brzmi,
więc niepotrzebny już atrament.

Skromna koperty biel,
w niej – moje serce purpurowe.
Niech spowodują kres
niedopowiedzeń, niewysłowień…

List do ciebie piszę
z tysiącem wyznań, setką westchnień.
Może to najbliższe
całej prawdzie. No i łatwiejsze…

Do ciebie biegnę

Biegnę poprzez te mgły i chwytam w objęcia
pustkę bezbrzeżną, nagą – otwartą przestrzeń
biegnę co tchu lecz ani w głowie zawracać,
pędzę zanim ustanę…

Na oślep, wprost – byle kierunek zachować,
pomimo chmur, przeciwnych wiatrów i mroku,
podążać pragnę, nie ustanę na chwilę,
póki sens ciągle widzę…

Przez góry, lasy i tunele złowieszcze,
przez lądy, rzeki, drogami lub na przestrzał
jakąkolwiek do ciebie trzeba trasą
– oczy celu nie tracą!

Za to, że jesteś…

Za samo twoje istnienie
do niebios ślę dziękczynienie;
śpiewam całym swym sercem
donośne gloria, że jesteś!

Za moje niewinne trwanie
w tym dziwnie kojącym stanie,
lecz także – i za trwożliwość
zważania na straty możliwość…

Za słodycz oczekiwania,
za nic-nieobiecywanie,
za prostolinijną szczerość,
za szorstki gest, kiedy trzeba.

Garść pragnień – nie zawsze skromnych,
za to, że mogę się schronić
w słodko kuszącej fantazji,
tęsknocie nadętej od marzeń.

Że rano, po oczu otwarciu,
pod powiekami się zjawiasz
oraz w świadomość się wwiercasz,
jak w strofy wielu mych wierszy.

Że choć nie dla mnie istniejesz,
serce wciąż pełne nadziei.
Gdy wreszcie nie ignorujesz,
ale dostrzegasz… Dziękuję.

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok