foto: Jan Tomżyński


_
Co lubię jesienią

Lubię ciebie, mój Przyjacielu, ranki z tobą i wieczory,
lubię twój uśmiech, figlarny błysk szaleństwa w oczach.
Taniec z tobą to czysta przyjemność, rozmowa z tobą
o wszystkim, o życiu to uczta ducha, intelektu.
Wielki relaks, komfort, zaufanie, opowieści i zwierzenia .
Wypady w plener, ranne odkrywanie rosy,
słońca zachodu i ciszy natury.
Czas płynie nam wolniej, smakujemy chwile, jak przednie wino.
Odkrywamy, że życie jesienią może być cudowne
a szczęście kompletne, bezpieczne, bez końca.

Burze

Na razie wciąż burza z piorunami
sprzeczki, negowanie.
Ja też cię nienawidzę!
tak bardzo, że cię kocham.
Tęsknię za tobą, kiedy cię nie ma.
Odchodzę tysiąc razy, rezygnuję.
Próbuję się przyzwyczaić do starej sytuacji,
cofnąć w czasie,
brak czegoś, nie wiem czego, wariuję.
Piszę wiersze do Najwyższego,
tylko z nim rozmawiam.
Boże, dlaczego, dlaczego ja i ktoś?
Zapomniałam! Przecież chciałam.
Zaufałam Ci, Ty wiesz lepiej!
Marzę o jednej rzeczy.
Mówić wiersze i zasypiać.
Szaleństwo poetów… ale takie słodkie.

Złoty deszcz

Ostatnie kropelki deszczu złotego
jak iskierki padają na ich życie.
Potem już szarość dnia codziennego,
ranki i wieczory w niebycie.

Na krótko, małego człowieka
miłość odwiedziła, zabłądziła.
Świat znów był kolorowy,
A oni wypięknieli.

Chodzili wokół siebie jak
wyniosłe pawie.
Oczy dotykały oczu bardzo
ostrożnie, prawie beznamiętnie.
Strach odkryć dusze,
zbyt wielkie ryzyko.

Krzyknęli jak pawie głośno
i chrapliwie.
Spodobało się, walka o nic
i bój dla boju – o co… nie wiedzieli.
Nie rozumieli się zupełnie.
Ostatnie iskierki z sykiem zgasły.

Została cisza , mrok
i beznadziejność.
Może szarość rozświetlą
ich miłosne wiersze,
które będą czytać sami
w długie jesienne wieczory.
A smutną, biedną miłość
skutecznie wygnali.

Nigdy już nie wróci!

Jesienny wiatr

Ostanie dni słonecznej jesieni,
Złote liście tańczą na wietrze,
Który gra im swoją klasyczną muzykę,
To Mozart lub Vivaldi, może Chopin.

Niektóre drzewa już są nagie,
zrzuciły swe ubrania zbyt pośpiesznie.
Słońce wcześnie zachodzi, lecz do chwili
ostatniej, rozsiewa ciepłe promienie.

Kwiaty balkonowe, postanowiły
jeszcze raz zakwitnąć.
Wychylają swe otwarte usta
na złoty deszcz słoneczny.

Te darowane nam cudowne dni jesieni
zapraszają do wspólnych spacerów
drogą leśną, łąką, nad jeziorem.
Pomachajmy ptakom, które odlatują
całymi kluczami.

Nadchodzi czas słoty, mgieł rannych,
późnego wstawania. Kochany!
Przyroda chce odpocząć,
a my wraz z nią także odpoczniemy.
Będzie czas na rozmowy, spotkania,
Świąt przygotowanie.
Na miłość ciepłą, dobrą,
którą przygarniemy.

Bale, koncerty, książki, muzyka,
przecież to lubimy.
W białym , mroźnym puchu, będziemy wracać
do oświetlonego, ciepłego domu.

Jestem owadem

Przejść obok miłości prawdziwej
ślepym, zimnym sercom się zdarza;
ale odrzucić wielką miłość,
stłamsić swoje serce, zranić je;
tego żaden Anioł nie wybacza.

Dlaczego? Bo służysz innemu bogu.
Odrzucasz to, co prawdziwe, wieczne
jak świat, jak Droga Mleczna.

Jakaś część ciebie
jest w moich wnętrzach
wciąż to czuję.
Dlaczego tam jeszcze jesteś,
co robisz?
Co jakiś czas ból ogarnia,
nie mam lekarstwa, cierpię,
liżę rany.

Idź sobie , już idź daleko,
jak najdalej,
najlepiej na drugi koniec świata.
Precz z mojej duszy, po co ci ona,
chcę być wolna, szczęśliwa.
Przez ciebie… nie mogę.

Nic mnie nie obchodzisz…
niestety blefuję.
Ciągle myślę czy też cierpisz?
Nad tobą się lituję.

Tylko miłość prawdziwa to potrafi
wszystkie szczyty głupoty,
wszystkie okropne odmiany empatii.

Ale pytam: skoro jesteś we mnie,
pływasz w krwiobiegu,
rozmnażasz jak bakterie,
kiedy ci się znudzi?

Panie, proszę ratuj!
To działanie czegoś złego!
Czuję się jak muszki i komary,
które tłukę codziennie.

Jaki prosty świat

Jaki prosty świat!
Skasowałam kawałek życia,
kliknęłam, już nie ma.
Podobno jest chmura w kosmosie
lub czarna dziura.
Tam nasze życie, łzy i wzruszenia
powędrowały.
Znów miejsce wolne, biała plama.
Czy życie da się powtórzyć?
O nie, byłoby zbyt dobrze!
Pustka zamazana, mgła gęsta,
brak pamięci. Nie odtworzysz.

Bądź ostrożny, już nie kasuj.
Wszystko cenne, wszystko zbieraj.
Czas pozwoli ci odczytać
gdy uwierzyć nie będziesz mógł,
że zdarzyło się naprawdę.

Kwiaty Prowansji

Powiedz mi, czy kochasz kwiaty
powiem ci kim jesteś.
One są ozdobą Ziemi, promieniami słońca,
tęczą i motylem.
Gdybym mogła wdychałabym je wszystkie
aż do upojenia.
Jesteście tak różne, jak różni są
aniołowie w niebie.
Kwiaty polne skromniejsze, lecz jaką moc
wydzielają z siebie dając siłę i zdrowie.
Kwiaty na krzewach wokół domu
chłodzą i ozdabiają czasem biedę.
Kwiaty pałacowych ogrodów eleganckie i pyszne,
piękne do ekstazy, delikatne jak damy dworu.
Gdybym mogła całowałabym was wszystkie.
Zadowolę się jednak małym bukiecikiem
lawendy, która pachnie jak raj w niebie.

Lekarstwo

Nocą widać lepiej
Nocą widać dalej
Nikt i nic nie zasłania
Sedna.
Dzisiaj zrozumiałam,
Że niektórzy z nas
Skazali siebie na pustkę
Serca i duszy.
Ze strachu przed życiem
trwają we mgle jak mleko
Boją się być zauważeni.
Schodzą do klatki, jaskini
Nieważne gdzie
Ważne by była to
Przestrzeń zamknięta.
Tylko tam czują się bezpieczni.
Przestrzeń zbyt mała aby żyć
Lecz dobra, aby przetrwać.
Dojść do kresu spokojnie
Dojść do końca życiem
ukrytego owada.
Jak im pomóc?
Jak wyrwać z kręgu
Świadomej samotności.
Jak ocalić dla innych ludzi?

Dużo jest ich wokół nas.
Są jak plamy w ogólnej szarości.
Prawie nie do zauważenia
Samotni, nieprzystosowani.

Litujemy się nad zwierzętami,
Pomagamy, czyścimy klatki.
To dobrze o nas świadczy.

A co z ludźmi, którzy żyją zapomniani
W klatkach samotności?
Wyłuskajmy ich, znajdźmy
Przygarnijmy, pomóżmy
Uwierzyć w siebie.

Bądźmy czujni, świadomi,
Otwarci na ludzi wokół siebie.
Starych, młodych,
bez różnicy.
Obserwujmy tych cichych,
Nieśmiałych
Otwórzmy serca,
przygarnijmy ich do siebie.

Lekarstwem jest miłość
Ta człowieka do człowieka,
Której się uczymy,
Będąc dziećmi.
Uśmiech, dobre słowo,
Przyjaźń,
Wyciągnięta ręka pomocy.

Tego światu i nam
W czasach obecnych
Potrzeba.

Szalona turystka

Jest taka szybka rzeka górska
rwie , szumi biało po kamieniach.
Tyle w niej energii.
Muszę być tam w środku kipieli
na wielkich kamieniach.
Zanim ktoś mnie powstrzymał,
już prę do przodu,
muszę zrobić zdjęcie.
Skaczę prawie jak gazela,
tak mi się wydaje.
Niestety kamienie śliskie, rzeka rwąca.
Wypadek, obite kolana.
Nic nie czuję, filmuję , robię zdjęcia .
Kolana skaleczone, ból, ale to nic.
Ważne marzenia odkrywcy i w albumie zdjęcia.

Jadę dalej i znowu atrakcja, coś dla mnie.
Most wiszący nad głęboką przepaścią,
wszystko się kołysze.
Ludzie przechodzą powoli, ostrożnie.
Widzę tabliczkę. Możesz przejechać
samochodem na własną odpowiedzialność.
Kto jak nie ja. Przecież jestem rozsądna.
Jadę powoli dwa kilometry nad przepaścią,
strach i popłoch w oczach ludzi.
Most się kołysze, przejechałam i wróciłam.
Wielki wyczyn, adrenalina, radość.

Tylko po co ja to wszystko robiłam?

Teresa Kreczko-Suproń