_

fot. Jan Tomżyński

_

Wyścigi
czyli jesienna opowiastka z morałem

Dziś kiedy rano przed siebie szłam,
wietrzyk-swawolnik dwa listki gnał;
tarmosił, szargał, ostro szarżował,
podnosił, zrzucał i znów żonglował.

Wnet i wichurą liście pogonił:
jeden złocisty, drugi  –  zielony.
I tak ścigały się tam, w powietrzu;
pierwszy był drugim, a drugi  –  pierwszym.

Potem ten pierwszy drugiego minął
i tak nad ziemią przez pół godziny
wiatr im urządzał małe wyścigi,
ja na rezultat czekam gonitwy.

Czy żółty, lżejszy,  wyprzedzi w biegu
znać zielonemu dając, że jego
pora minęła? Bo już po lecie,
no a jesienią liście żółcieją.

Ale zielony, choć już na ziemi,
ciągle do walki nie tracił chęci,
podrywał się więc i żółty listek;
tak oto dalsze trwały wyścigi.

Jeden drugiemu dawały zmianę,
byle nie skończyć tych przepychanek.
i ciągle tylko lecą za sobą,
lecz nigdy razem, pospołu, obok…

Bo równolegle też bez problemu
mogłyby lecieć, ale  nic z tego!
Tu zawsze musiał któryś być pierwszy!
I taki mógłby być koniec wiersza…

Ale ja, patrząc na tę gonitwę,
żałosną  –   małych, opadłych listków,
ze smutkiem w sercu skonstatowałam:
nigdy z tych liści nie będzie para!

Jesienny flircik

Jesień zwyczajowo
ma wiele na głowie
przede wszystkim – stroje
musi kolorowe
pozapewniać lasom
kniejom i dąbrowom
sadom zagajnikom
wierzbom oraz brzozom

zadbać o fryzury
tu już wiatr o wsparcie
poprosi  –  on w furii
rozplecie im warkocz
i całkiem rozwichrzy
skołtunione grzywki
ale to późniejsze
jesienne zagrywki

póki co  –  łagodny
flirtuje co łaska
jakby przypadkowo
kołysze huśtawką
pozwoli się bawić
parasol wywróci
z głowy porwie czapkę
figlarz-bałamutnik

to tylko preludium
przedsmak pięknej pani
która w sieniach ledwie
stuka obcasami
wnet i na salony
zaprosi wytworne
by w swojej hojności
karmić piękna zdrojem

Kapryśność jesienna

Z jednej strony niebo
siną kotarą zasłonięte
granatem zasnute
jak żałoba
smutek
ale z przeciwległej
– rozświetlone
oślepiającą wiązką promieni
że aż mrużysz oczy
i kierujesz… na tę ciemność!

wtem pomiędzy konarami
wielkie krople

i ciężkie jak kamienie
różańcem spadły
a w krótkim czasie
– olśnienie!

cóż za widok
na granacie rozpostarty!
spójrz – oto szeroki szal tęczy
niczym łowicki pasiak…

robię ogromne oczy
ze zdumienia
ileż zjawisk przeuroczych
jednocześnie
potrafi zafundować jesień…

Przepychanki

Kiedy jesień z latem
biorą się za głowy
czasem wynik pojedynku
bywa pyrrusowy

jednego dnia słońce
promieniami ciska
że w południe
wierzyć trudno
w chłody coraz bliższe
i wydaje się
że jeszcze wczoraj
lipcowe upały
siódme poty wyciskały

gdy tymczasem
już nazajutrz
chmury się całują
po niebie cwałując
a swe łzy niebieskie
deszczem rozpryskują

następnego ranka
mgieł się tuman toczy
mrok zatyka oczy
patrząc przez tę chmurę
myśl goni ponura
pod nogami warstwa liści
dywanem się ściele
w głowie same smętne myśli
i zanik nadziei

bo chandra to schody
huśtawki pogody

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok