fot. Mieczysław Borys

_

A nade mną skowronek śpiewa…

Wyszedłem na wygony, spozieram wkoło,
a nade mną skowronek śpiewa…

Przysiadłem na miedzy z mleczem przy sobie,
a nade mną skowronek śpiewa…

Wszedłem w sam środek łąki – wkoło mlecz majowy,
a nade mną skowronek śpiewa…

Spozieram w błękitne niebo, liczę pierzaste anioły,
a nade mną skowronek śpiewa…

Zaszedłem na pole uprawne, stoję na miedzy,
a nade mną skowronek śpiewa…

Spozieram na łany zbóż zielonych,
a nade mną skowronek śpiewa…

61 lat marzyłem od zera… od tej beczki,
w którą rodzice mnie stawiali,
żebym samowolką nie poszedł w pole,
a nade mną skowronek śpiewa…

Nie zabieraj, skowronku, mnie do nieba,
bo ja śpiewać nie umiem!

Każdy ma swoją drogę

Pomimo wielu przeciwieństw,
jakie w życiu mnie dotykają
– idę drogą, którą nie chodzą ludzie.
Ta droga to wiersze,
które pomnażam piórem,
jak oni kilometry nogami.

Podlaskie wsie

Domy szare, smutne, wiele opustoszałych,
dawno stąd wyszło życie.
Dachy budynków obrastają mchem lub rdzą.
Domy pochylone, puste, okna bez pelargonii
kwiatów domowych kobiet wiejskich.
Na ławkach przydomowych nikt już nie siedzi,
z biegiem czasu trawą zarastają i próchnieją.
Nawet kocie łby przy krawężnikach zarosły mchem.
Nawet drzewa zestarzały się.
Tylko ptaki zawsze są takie same.

Moje miejsce na Ziemi

Pochodzę z krańców Podlasia,
Gdzie ludzie rozmawiają po swojemu
Gdzie wsie pobudowane w drewnie
Dachy w słońcu się srebrzą
Ulice kocimi łbami utwardzone
Gdzie łąki majem ubrane
Rzeki cicho płyną meandrem
Pola odziane w zboża zielone
Wiosną, latem w srebro i złoto

Lasy mieszane szumią z wiatrem
Niebo błękitne ubrane w pierzaste anioły
W niskim zawisie nad ziemią
I słońce bez skazy dziury ozonowej
Takie jest moje Podlasie
Może być i Wasze
Gdy przyjedziecie i tu zamieszkacie.

Wierszem uśmierzyć ból

Co na sercu – na papier…
Co w duszy – na papier…
Co w ciele – na papier…
A na sercu lżej…
I w duszy lżej…
I z ciała uszedł ból.

Dziś

Głóg z pąków – w listki się ubiera…
Po deszczyku wiosennym wyszło słońce.
A mnie niemoc i tęsknota zżera,
Kiedy nogi moje w letargu sennym…
A jednak pieką i mocno kłują,
Jak krzewu ciernistego kolce…

Raptem oczy żalem się zeszkliły,
Kark w mrugnięciu powiek zesztywniał.
Boże Kochany, mój Miły,
Czemu to ja ciągle siebie obwiniam,
Że nie byłem tam i tam,
A ciągle piszę o tym, jakbym żył sam.

To tęsknota, to tęsknota, to tęsknota
W bezradności, to jak nie ruszana cnota.
A przecież taka wielka jest we mnie ochota,
Iść tam, gdzie żywi, a nawet zmarli
Z tęsknotą na mnie czekają…

Bociany, ptaki, które od dzieciństwa
Wrażliwość na mnie wywarły
I łąki majowe, zboża lipcowe,
Które z wiatrem się pokłaniają…
Nie mnie, a Tobie, mój Boże.
Teraz ku pamięci wiersz swój złożę,
By świat tu żył po mnie
Tak jak żył przede mną.

Mieczysław „Mietko” Borys