– Byłeś wczoraj na pogrzebie Witka? –

– Tak, byłem, ale ciebie tam nie widziałem, miałeś przyjechać?….

– Miałem, miałem, ale córce wypadły jakieś ważne sprawy i się zjawiła dopiero po 12-tej, to i tak bym nie zdążył….

– Było sporo ludzi, nie wiedziałem, że Witek miał taką dużą rodzinę……

– A ile on miał właściwie lat?

– 84…… .

Taki jeszcze młody chłopak był.

Ten fragment podsłuchanej rozmowy dwóch mocno starszych panów potwierdza słuszność opinii, że właściwie trudno określić wiek, od jakiego zaczyna się starość. Czy jej początek wyznacza ukończenie 60. roku życia, 65., czy może 75.? Bo też proces starzenia się jest nie tylko zjawiskiem złożonym, ale przez każdego z nas różnie odczuwanym. Dla jednych – jest to fatalna, przykra konieczność, której czujemy się ofiarami i w której nie możemy się odnaleźć. Dla innych – to naturalna kolej rzeczy a nawet wyzwanie, z jakim chcemy się zmierzyć. Są też i tacy, którzy wolą nie dopuszczać do siebie myśli o własnym starzeniu się, a słów „starość”, podobnie jak „śmierć”, nie lubią używać. A przecież dotyczą one zjawisk naturalnych tak samo, jak „narodziny” czy „wzrastanie”. Warto się z nimi oswajać, bo w ten sposób rozbrajamy związane z nimi lęki. Może starzejąc się bardziej świadomie – łatwiej nam będzie starzeć się pięknie.

To, jak postrzegamy tę naszą starość i jaki mamy do niej stosunek zależy od wielu okoliczności, ale trzy z nich wydają się najważniejsze.

Pierwszą jest stan zdrowia i kondycja fizyczna, czyli ilość i jakość zmian, jakie w naszej sylwetce i narządach wewnętrznych spowodował „ząb czasu”. Niekiedy metrykalny 70. – latek ma organizm 50.-latka, ale bywa też odwrotnie. Zależy to do wrodzonych właściwości genetycznych, czyli od „jakości materiału”, z którego „uformowany” został nasz organizm, jak i od całej historii naszego życia. Ważne jest – ile i jakie przebyliśmy choroby, jak się odżywialiśmy, i ile dawaliśmy ciału tego, czego potrzebuje i co mu służy, a ile i jakich dostarczaliśmy mu trucizn np. alkoholu, nikotyny, stresów…. Nie możemy się dziwić, że dopiero teraz boleśnie dają o sobie znać szkody i zaniedbania, na jakie „pracowaliśmy” wiele lat. Zła kondycja fizyczna, inwalidztwo, choroby – mają prawo zwiększać poczucie cierpienia i utrudniać funkcjonowanie.

Drugim, ważnym źródłem samopoczucia seniorów jest sytuacja społeczno – rodzinna. Obecność w naszym otoczeniu osób bliskich – życiowych partnerów, dzieci, przyjaciół – daje nam poczucie bycia kochanym, potrzebnym, zapewnia oparcie w momentach trudnych. Osoby samotne mają znacznie gorzej.

Wiele jednak wskazuje na to, że to nie młodzieńcza sylwetka ani obecność licznej, kochającej rodziny zapewnia „wieczną młodość”. Jeśli istnieje jakieś jej źródło, to może nim być tzw. „dusza” człowieka. Choć pewna jej część także ulega starzeniu, o czym świadczą choćby problemy z pamięcią czy pogarszanie się sprawności ruchowej, to właśnie tu, w psychice znajduje się sporo właściwości odpornych na niekorzystne zmiany. „Wewnętrzne ciepło” człowieka, jego ciekawość i życzliwość okazywana innym, pasje i zainteresowania oraz pogoda ducha czy poczucie humoru – nie starzeją się. Wręcz przeciwnie – szlachetnieją. Podlegają rozwojowi. Mijający czas, uwalniając seniorów od pogoni za dobrami doczesnymi, czyni ich bardziej uważnymi na drugiego człowieka, jakość relacji, piękno przyrody ….. Na pogłębienie refleksji nad tym, co w życiu ważne bardziej, a co mniej.

Młodość ducha można zachować do końca swoich dni. I odwrotnie: jeśli jesteś osobą leniwą, żądającą więcej niż sam chcesz dać, a twoje zainteresowania i troski nie wychylają się poza czubek własnego nosa, to miej się na baczności! „Jesieni rdza i śmierć” mogą cię dopaść znacznie, znacznie wcześniej

 

Lucyna Śniecińska

Podlaska Redakcja Seniora Suwałki