foto: Jan Tomżyński

_
Przyszła jesień

Koniec lata, jesień blisko.
Słońce grzeje coraz słabiej.
Szczerzy zęby już ściernisko.
W stawie brak muzyki żabiej.

Złoci się już zieleń łąki.
Siwa mgła pokrywa pola.
Nadszedł z latem czas rozłąki.
Zbliża się jesienna pora.

Na stodołach puste gniazda.
Boćki w drodze do Afryki.
Lecz powróci para każda,
Takie mają już nawyki.

Wiosną z nimi się spotkamy.
Przywitamy się wzajemnie.
Chór z klekotu wysłuchamy.
Będzie miło i przyjemnie.

Mój deszcz

Lubię kiedy pada deszcz,
Taki równy, monotonny.
Z nim mi łatwiej smutek znieść.
Z nim nie jestem już bezbronny.

Czuję obok bratnią duszę,
Taką czułą, taką wierną.
Mówić do niej nic nie muszę.
Ja jej zawsze wierzę w ciemno.

Gdy na szybie widzę krople
I bębniący słyszę dźwięk,
Wiem, że to ich słowa mokre,
W sposób ten witają mnie.

Dobrze znam ich mowy szum.
Wiem jak szczere są ich łzy.
Myślę wtedy- Deszczu mój!
– Tylko Ty zostałeś mi!

Nie lubię jesieni

To nie żadne, „widzi mi się”,
To opinia wielu ludzi.
Jesień jest po prostu smutna,
Nie ma nikt do tego złudzeń.

Niby złota, roześmiana,
Dumna z barwy swoich liści,
Przez nas jednak nielubiana,
Bowiem wnętrze ma modliszki.

Po kryjomu, bez rozgłosu,
Delikatnie, bez pośpiechu,
Srebrzy jesień nasze włosy,
Za co nie ma nawet grzechu.

Więc nie lubię jej i basta!
Dla mnie drzwiami jest i progiem.
Chociaż jesień, to niewiasta,
Nigdy jej nie puszczę przodem.

Wiesław Lickiewicz