foto: pixabay.com


_
Pierwszy  jerzyk

Wczoraj spozierałem w niebo, wypatrując jerzyków.

Dziś zrobiłem to samo – i w końcu ujrzałem samotnego jerzyka.
Krąży nad blokiem i lasem, pracując skrzydłami tak szybko,
jak mały owad, by przy rozłożonych skrzydłach szybować, zataczając koła…

Kiedy obserwuję jerzyka, nie w sposób sięgnąć wzrokiem wyżej.
Niebo pełne w białych chmurach do złudzenia przypominających krę
ze śniegiem na wodzie. Raptem chmury przemieniły się w szaro-ciemne,
może idzie na deszcz?

Jerzyk niestrudzony rycerz podboju wolnej przestrzeni nieba,
nie daje za wygraną, aż go ciemność w końcu dopadnie.
Wtedy jak cichy piorun strzelisty spadnie z nieba wprost
do szparki budynku, który jeszcze nieocieplony, a jest ich
coraz to mnie i tym samym jerzykom domów coraz to mniej.

Jak często na wieczór, tylko siostrzane brzozy stoją niewzruszone,
w świetle słońca okazując piękno w majowej swojej zieleni,
choć nikt prócz mnie nigdy na nie nie patrzy, nie patrzy wcale.

Poeci, to dziwacy sami w sobie i dla siebie, bo któż to wie, prócz jerzyka,
nieba, chmur i siostrzanych brzóz, że ja piszę o tym wiersz?
Aha. Bóg wie…

Mieczysław „Mietko” Borys