Ucieszyła mnie bardzo wiadomość, że w konkursie „Srebro nie Złoto” wprowadzono w roku świętowania setnej rocznicy odzyskania niepodległości kategorię „Polka Niepodległa”. Bowiem mało komu określenie „niepodległość”, wiązane zazwyczaj z pojęciami takimi jak Ojczyzna, Naród czy Państwo, kojarzy się z pojedynczymi osobami. A organizatorom konkursu się kojarzy. I mnie też. Powiem więcej: uważam, ze niepodległe państwo może być utworzone tylko przez ludzi, którzy sobie wywalczyli, wypracowali niepodległość osobistą. A taka walka, taka praca trwa latami. Jeśli zatem do budowy II Rzeczpospolitej Polki przystąpiły wyposażone w prawa wyborcze, jeśli w III Rzeczpospolitej sprawowały najwyższe urzędy państwowe, to chyba warto tej ich walce, pracy i narastającej samoświadomości przyjrzeć się nieco bliżej, co poniżej staram się uczynić.
Wojciech Więckowski

 

Helena z Malczów Schuch

 

Babusia Helena (1863 – 1941)

Helenę Malczównę, w domu i w szkole zwaną Haluchną, w zapiskach rodzinnych spotykamy jako pensjonarkę od pani Jadwigi Sikorskiej. Ta znakomita pensja – zalążek przyszłego Liceum im. Królowej Jadwigi* – prowadzona przez najświatlejszych nauczycieli, miała nie tylko ambitny program oficjalny, ale była również wspaniale zakonspirowaną szkołą patriotyzmu. Fakt uczestniczenia wszystkich uczennic w regularnych lekcjach historii Polski i polskiej literatury, przez ponad trzydzieści lat funkcjonowania pensji pod wnikliwą kontrolą rosyjskich inspektorów, nigdy nie został przez nich wykryty. Ta solidarność i patriotyczna konspiracja była zapewne tematem rozmów Haluchny z jej kuzynem Adolfem Schuchem, który swą postawę patriotyczną i obywatelską formował w ramach Arkonii, zawiązanej na Politechnice w Rydze.

Adolf przeżył upadek Powstania Styczniowego jako czterolatek. Haluchna urodziła się w roku jego wybuchu. O Powstaniu opowiadał jej dziadek Teofil Fukier, który w nim uczestniczył. Choć dorastali w czasie brutalnych represji po jego stłumieniu, Haluchna przesiąkła na pensji ideą kultywowania narodowej tożsamości, zaś Adolf, jako Arkon, postanowił zaprząc romantyczną żarliwość do organicznej pracy dla Ojczyzny. A z etycznego punktu widzenia postanowienie takie nie było łatwe do realizacji, co okazało się wkrótce po ukończeniu przez niego w roku 1885 Politechniki. W życiu Adolfa i Heleny otworzyły się wówczas dwa ważne rozdziały: założyli rodzinę, zaś Adolf rozpoczął pracę przy budowie warszawskiego systemu wodociągów i kanalizacji, gdzie wkrótce został zastępcą Lindleya i kierownikiem stacji filtrów. Funkcje te wymagały współpracy z carskim generał-gubernatorem Sokratem Starynkiewiczem, pełniącym obowiązki prezydenta miasta, co dziś nawiedzeni patrioci nazwaliby kolaboracją. Warto zapoznać się z tą postacią. Liczne inicjatywy inwestycyjne Starynkiewicza (tramwaje, oświetlenie uliczne, telefony, wywóz śmieci) podniosły zacofaną Warszawę do rangi stolic europejskich. I choć nie ukrywał, że czyni to dla chwały Imperium Rosyjskiego, w jego pogrzebie wzięło udział 100 tysięcy warszawiaków, zaś plac w ciągu Alei Jerozolimskich, naprzeciw wieży ciśnień, do dziś nosi jego imię. Ot, polskie wybory!

Po latach przed podobnie trudnym wyborem stanął syn Heleny i Adolfa – Stanisław. Zakochany od dziecka w koniach, już przed I wojną dał się poznać jako znakomity hodowca. Po wojnie pełnił, kluczowe dla odbudowy polskich stadnin, stanowisko komisarza ds. rewindykacji koni. W międzywojniu zakupił dwie grupy klaczy, będące podstawą hodowli koni sokólskich i oszmiańskich. Po roku 39, wykorzystując swoje koniarskie znajomości z hodowcami niemieckimi, zabiegał o zapewnienie bytu pracowników stadnin i torów wyścigowych. A po wojnie? Widząc, jak Stalin załatwił Powstanie Warszawskie (w którym walczyli obaj jego synowie), Stanisław nie miał złudzeń co do powojennych losów Polski. W październiku 1944 roku, niepewny losów syna, który się po Powstaniu nigdy nie odnalazł, zgłosił się w Lublinie do PKWN i został naczelnikiem Wydziału Chowu Koni w resorcie rolnictwa. Kolaborant? I posuwając się tuż za frontem, rewindykował polskie konie, rozpoznając nie tylko znane sobie sprzed wojny zwierzęta, ale – ku zdumieniu gospodarzy niemieckich stadnin – również urodzony w czasie wojny przychówek. To w ogromnej mierze dzięki jego mrówczej pracy w powojennych latach, polskie stadniny odzyskały swoją świetność. I dlatego tak mnie boli, gdy dzisiejsi patrioci (?), nie przymuszani żadnymi okolicznościami zewnętrznymi, z własnej woli i własną niekompetencją, prowadzą to dobro narodowe ku ruinie. Ot, polskie wybory!

Punkt centralny Filtrów – wieża ciśnień

Po ukończeniu budowy filtrów Schuchowie uzyskali tam służbowe mieszkanie i na 33 lata „kochane Filterki” stały się małą ojczyzną dla nich, czwórki ich dzieci – Zofii, Ładysława, Stanisława i Adolfa, ich stryjecznego brata Jasia oraz osieroconej, dalszej krewnej i rówieśnicy Zosi – Halińci. Częstym gościem był też przyrodni brat Heleny – Tadeusz Kossakowski. A oto obrazki malujące atmosferę tej małej ojczyzny:

Częste pobyty Jasia, spowodowane wyjazdami sanatoryjnymi jego rodziców, oraz „Aniela” – imię nadane jako drugie córce Zofii, były odpowiedzią Heleny na dąsy teściowej, która do śmierci nie chciała dać zgody na ślub Floriana z Anielą.

O otwarciu „Filterków” na środowisko koleżeńskie tamtejszej młodzieży, niech zaświadczy przechowany w zbiorach rodzinnych bilecik: „Wiktor, przychodź na karciochy – Ładek”

W czasie letniej suszy i niskiego poziomu wody w Wiśle, Helena kilka razy dziennie podchodziła do wieży ciśnień sprawdzić na wodowskazie, czy miastu nie zabraknie wody.

W 1905 roku, powracającego późnym wieczorem do domu Adolfa zatrzymała rewolucyjna bojówka. Po pewnym czasie pojawił się starszy bojownik. „Puśćcie go, toż to ten stary z Filtrów”

W 1908 roku, miesiąc po zamążpójściu Zofii, Adolf zmarł i Helena musiała opuścić Filtry. Zamieszkała przy ul. Lwowskiej, gdzie jej mieszkanie stało się centrum życia bliższej i dalszej rodziny oraz „krewnych i znajomych Królika”, zaś ona sama doczekała się tytułu Babusi. Centralnym miejscem mieszkania był pokój stołowy, gdzie na stole zawsze stał chleb oraz masło i kto tylko był głodny – krajał sobie i smarował, a Babusia częstowała herbatą. Drugim ważnym meblem była kanapa, na której sypiała Babusia, jako że jej pokój był zazwyczaj akurat komuś potrzebny. Za pokojem Babusi mieścił się pokój wynajmowany. Długie lata mieszkała w nim Halina Krahelska.
– To socjałka, ale porządna kobieta, mawiała o niej Babusia.
Najstarsza wnuczka wspominała, że 2 marca – w dniu św. Heleny – przez mieszkanie na Lwowskiej przewijało się, z grubsza licząc, ponad pięćdziesiąt osób. Spektrum tych znajomości rozciągało się od prawicowego ministra rolnictwa Stanisława Janickiego poprzez siostry Skłodowskie i profesora geografii Lencewicza, po socjalistkę Krahelską. O wszystkich Helena pamiętała, odwiedzała, szczególnie troszcząc się o utrzymanie serdecznej więzi między pokoleniami. Gdy dotarło do niej, że decyzja zięcia, by po blisko dwudziestoletnim wdowieństwie, powtórnie się ożenić, została mało entuzjastycznie przyjęta przez dzieci, napomniała kochane wnuki: „Nikomu nie trzeba utrudniać życia”. A gdy najmłodsza wnuczka Marysia dożywała swych dni pod troskliwą opieką córki Jana. a wnuczki Anieli i Floriana Schuchów mówiła o niej: „To Babusine serce”.

O tym, czy Babusia tylko dobrym sercem wspierała bliźnich, cierpliwy czytelnik dowie się niebawem.

 

(foto: Aleksandra Winiarska)

____________

* Po I wojnie Jadwiga Sikorska przekazała swoją pensję odbudowującemu się Państwu Polskiemu.

 

Wojciech Więckowski
Współpracownik Podlaskiej Redakcji Seniora