Ucieszyła mnie bardzo wiadomość, że w konkursie „Srebro nie Złoto” wprowadzono w roku świętowania setnej rocznicy odzyskania niepodległości kategorię „Polka Niepodległa”. Bowiem mało komu określenie „niepodległość”, wiązane zazwyczaj z pojęciami takimi jak Ojczyzna, Naród czy Państwo, kojarzy się z pojedynczymi osobami. A organizatorom konkursu się kojarzy. I mnie też. Powiem więcej: uważam, ze niepodległe państwo może być utworzone tylko przez ludzi, którzy sobie wywalczyli, wypracowali niepodległość osobistą. A taka walka, taka praca trwa latami. Jeśli zatem do budowy II Rzeczpospolitej Polki przystąpiły wyposażone w prawa wyborcze, jeśli w III Rzeczpospolitej sprawowały najwyższe urzędy państwowe, to chyba warto tej ich walce, pracy i narastającej samoświadomości przyjrzeć się nieco bliżej, co poniżej staram się uczynić.
Wojciech Więckowski

 

Zofia Zuzanna z Fukierów Malcz


Zofia Zuzanna (1843 – 1914)

Dwie rozmowy

_
W roku 1873
_

– Mamusiu, kiedy ja pójdę na pensję?
– Nie musisz, Haluchno, tyś się ode mnie lepiej pisać i rachować nauczyła niż niejedna
pensjonarka.
– Ale na pensji koleżanki bym miała. A Stefcia mówiła, że u pani Kakowskiej jeografii i przyrody uczą, nie tylko pisania i czytania.
– Oj, Haluchno, Haluchno! Pensja rzecz pożyteczna, ale i kosztowna. U pani Kakowskiej 150 albo i 200 rubli trzeba za rok zapłacić.
-Czy to tak dużo?
– No to policz, kochanie, ile to wyjdzie na miesiąc.
– Jak odliczyć dwa miesiące wakacji, to wyjdzie 15 rubli.
-Albo i 20. A ja cały miesiąc naszego utrzymania stoma rublami staram się ogarnąć . A jak święta wypadną to i sto pięćdziesiąt pójdzie.
– A jak tatko był z nami, to nam pieniędzy nie brakowało*.
– Póki ich tatko nie roztrwonił. Szczęście, żem ewangeliczką i z rozwodem jakoś poszło, choć całe towarzystwo na językach mnie mełło. Gdybym go nie uzyskała, tatusiowi wierzyciele do gołego by nas oskubali. Łatwiej im było nas szarpać niż ojca po Paryżu szukać. I tak przeszło dwa lata od rozwodu mija, a dopiera teraz mój posag i dobro osobiste bezpieczne i te kapitały jakiś dochód stały nam zapewnią.

Kamienica Fukierów na Rynku Starego Miasta, w której do czasu II zamążpójścia mieszkała Zofia Zuzanna a później, co sobota, siedząca na inwalidzkim wózku Babcia Karlusia wyglądała przez dziurkę od klucza przybiegającej z pensji ukochanej wnuczki

– To ja już będę mogła pójść na pensję!?
– Razem z panem Stanisławem przemyśliwamy nad tym, bo dobra okazja się zapowiada. Panna Jadwiga Sikorska, która u pani Kakowskiej uczy, od przyszłego roku własną pensję otworzyć zamierza. A póki firmę sobie wyrobi, czesne i na pół tego, co u pani Kakowskiej będzie musiała ustalić. A o tej jeografii i przyrodzie to pan Stanisław ci powiedział?
– Przecież mówiłam mamie, że Stefcia. Pan Stanisław o budowaniu domów mi opowiada. On tak ładnie rysuje, a na spacerze pokazuje, jak z rysunku dom wyrasta.
– A lubisz ty pana Kossakowskiego?
– Pewnie że lubię. Babcia Karlusia mówi, że on się z tobą ożeni.
– Oj, te babskie plotki. Znowu ludzie na językach mleć mnie będą. A ty byś chciała, żebyśmy z panem Stanisławem razem byli? Wspólnie łatwiej nam będzie twoją pensję opłacić.
– Ja bym chciała, tylko tatce pewnie przykro będzie. Ale jak mu napiszę, że na pensję idę, to się na pewno ucieszy.
– A co tam u ojca. Widziałam, żeś od babci Karlusi list z Paryża przyniosła.
– Pisze tatko, że ma za co list ofrankować, bo za konduktora w paryskich tramwajach się najął.
– Ot, na co mu przyszło! Kiedyś biletem sturublowym fajkę przypalał, a teraz ćwierćfrankowe bilety pasażerom sprzedaje.bilety pasażerom sprzedaje.

_

_
W roku 1883

– Widzę, Haluchno, jakiś nowy łańcuszek masz na szyi.
– Zauważyła mamusia? To od krzyżyka. Ja już od Wielkiej Nocy go noszę.
– Czyżbyś go od kogoś dostała?
– At, jaka mamusia domyślna być próbuje. Wcale nie . Sama sobie kupiłam.
– W Wielkanoc, w zamkniętym sklepie!?
– No nie w samą Wielkanoc, tylko dwa dni później. Jak Adolf po świętach do Rygi na Politechnikę wracał, na Dworzec Petersburski go odprowadziłam. A jak do domu wracałam, zapatrzyłam się na moście na Wisłę i takie mnie roztkliwienie ogarnęło, że u jubilera na Krakowskim Przedmieściu krzyżyk kupiłam.
– A co ma piernik do wiatraka?
– Bo ja go na intencję kupiłam, by Adolfowi wierności dochować.
– O! To widzę, moja panno, że sprawa poważnie zaczyna wyglądać.
– Szczęściem, nie tak poważnie jak u Floriana z Anielą.
– O! Czyżby zjedli deser przed obiadem?
– No właśnie! Aniela przed Świętem Zmarłych spodziewa się rozwiązania.
– A to się pospieszyli. To pewnie z początkiem lata wesele będzie.
– Och, mamo, boję się że nie. Mama chłopców ani słyszeć o Anieli nie chce.
– A któż owa Aniela, wiesz coś o niej?
– Adolf mi powiedział, że Florian na wieczorze tańcującym, który Arkoni** urządzili, ją poznał. Jej rodzice majątek pod Witebskiem mają.
– To kuzynce Felicji ziemiańska córka wadzić nie powinna. Toż ona sama szlachcianką ze Szczebrzeszyna do mieszczańskiej rodziny weszła.
– Matce chyba nie stan szlachecki Anieli przeszkadza, ale jej stan poważny.
– Toż Felicja ze wstydu spalić się powinna, gdyby Florian, pannie dziecko zrobiwszy, kantem ja puścił!
– Tak i Florian uważa. Na święta wielkanocne z Dolkiem nie przyjechał, bo mimo matki obiekcji, do rodziców Anielki deklarować się pojechał.
– To zuch chłopak. Choć łatwo to im nie będzie, bo Felicja wdową będąc, na rodzinnym kapitale rękę trzyma.

– Ale jak Florian Politechnikę ukończy, to i bez maminej łaski na jakiejś posadzie się utrzyma. A jeśli oni naprawdę się kochają, to zawsze dadzą sobie radę.
– Masz rację, Haluchno. Kochającym się lżej na świecie I myślę sobie, że Anielce przyjaciółką będziesz i w niełatwej sytuacji ją podeprzesz.
O tym, jak Haluchna podpierała Anielkę cierpliwy czytelnik dowie się niebawem.

_________________

* Ojcem Haluchny był Wilhelm Ludwik Malcz, syn wspomnianego w opowiadaniu o Zofii Aleksandrze Karola Malcza – złotnika, który dzięki talentowi i pracowitości dorobił się znacznego majątku. Karol kupił synowi majątek Borów w piotrkowskiem, natomiast widząc jak syn trwoni pieniądze, odchodząc w 1864 roku z zawodu, renomowaną firmę przekazał Augustowi Teodorowi Wernerowi – bratankowi swej żony, Karoliny z Wernerów zwanej Babcią Karlusią, z którą spotykamy się w tym opowiadaniu. Z Augustem Teodorem też się jeszcze spotkamy.
**Arkonia – ideowo-wychowawcze stowarzyszenie skupiające męską młodzież akademicką narodowości polskiej powstałe 9 maja 1879 roku w Rydze na tamtejszej Politechnice. Celami Arkonii jest krzewienie patriotyzmu wśród swoich członków i w społeczeństwie, kształtowanie postaw moralnych młodzieży, godności osobistej i honoru, integracja środowiska, a także organizowanie życia towarzyskiego. Jedyna organizacja polska akceptowana przez carat na niemieckojęzycznych uczelniach w Rosji.

(foto: Aleksandra Winiarska )

Wojciech Więckowski
Współpracownik Podlaskiego Seniora