Narodziny tradycji wypieku wonnego ciasta piernikowego przypadają na okres końcówki średniowiecza, kiedy do Europy docierały transporty przypraw z Indii. Bo właśnie to tym przyprawom pierniki zawdzięczają swoje istnienie. Zatem owe korzenne ciasteczka wypiekano wszędzie tam, gdzie można było zaopatrzyć się w aromatyczne korzenie.

Przyprawy były dobrem luksusowym, dlatego tylko najbogatsi mogli pozwolić sobie na ten słodki rarytas. Jako pierwsze w Polsce te dalekowschodnie przyprawy, a tym samym wypiekane przy ich udziale słodkości, pojawiały się w Gdańsku (miasto portowe) i Toruniu (łatwy transport żeglugą wiślaną).

Toruńscy kupcy zasmakowali w przyprawach i stworzyła się tu, przekazywania z pokolenia na pokolenie,  tradycja wypieku pierników. Niestety, II wojna światowa sprawiła, że zamknięto fabryki i cukiernie, w większości – wymordowano ich właścicieli, a przepisy zaginęły wraz z nimi. Długie dziesięciolecia poprzedniego ustroju to  powolny zanik piernikowej tradycji. Jednak już w okresie, gdy znów bez trudu można było kupić takie produkty, jak cynamon, goździki, imbir czy kakao – nastąpił triumfalny powrót do wypieku pierników i pierniczków.

 

W moim domu rodzinnym ani babcia, ani mama, nie znały i nie dotrzymywały tej tradycji. Siłą rzeczy – nie znałam jej jako dziecko. Sama nie wiem od kiedy pierniczki pieczone przed Bożym Narodzeniem nagle stały się powszechne i „modne” (nawet w moim przedszkolu piekła je każda grupa dzieci). Są rzeczywiście na swój sposób uniwersalne. Bo i smaczne, i „podzielne”, i zdrowe (same naturalne składniki), no i przydatne w wielu okolicznościach. Obdarujemy nimi najbliższych przed świętami, zagoszczą na świątecznym stole (ucieszą nawet i „artystyczne” oko), są też bardzo atrakcyjne dla dzieci. Zaskoczymy sąsiadkę, podając je do herbaty czy kawy. No i nadają się do pogryzania… na chandrę długich zimowych wieczorów.

Nigdy wcześniej nie miałam okazji piec pierniczków bożonarodzeniowych. Nic w tym nadzwyczajnego w przypadku singielki. Dużo roboty, a sprawianie radości tylko samej sobie daje niewiele satysfakcji. Od kiedy zamieszkałam w Białymstoku i jestem „przy rodzinie”, postanowiłam nabrać kulinarnego rozpędu. Nie jestem fanką gotowania ani mistrzem patelni, ale… piekę sama na przykład chleb! Taki „prawdziwy”, jaki bywał u mamy – na zakwasie, który sama „wyhodowałam”! Nawet wczoraj to robiłam. Może kiedyś nawet i o tym napiszę?

W ubiegłym roku udało mi się zrealizować drzemiący od jakiegoś czasu zamiar samodzielnego upieczenia, łącznie z dekorowaniem, bożonarodzeniowych pierniczków.

 

 

Przepis dostałam od siostry, a więc wielokrotnie sprawdzony. Dodam, że sprawdził się również i u mnie – nowicjuszki. Dałam sobie na to prawie cały dzień, do pracy przystąpiłam należycie przygotowana, zaopatrzona w składniki, naczynia i przybory. Oznaczało to również odpowiednio wczesny zakup przeróżnych foremek, wykrawaczek, „ozdabiaczy”. Jestem perfekcjonistką, więc cała logistyka jest dla mnie sprawą podstawową. Po czym wszystkie czynności wykonywałam z ogromnym pietyzmem, jakbym miała stworzyć potrawę życia. A wiecie dlaczego? Ponieważ robiłam to dla kochanych osób…

Przy pieczeniu musiałam się mocno uwijać, bo trwa ono krótko, a w tym czasie należało powykrawać i ułożyć na blasze kolejną porcję. Jednej osobie trochę trudno, ale dałam radę. Zdobienie odbywało się przez kilka kolejnych dni, bo lukier dość szybko zastygał. Nie do końca byłam zadowolona z efektu estetycznego, ale walory smakowe – mniam! Choć był to wyrób całkowicie własny, smakował jak mało który. Ciasteczka były wonne, chrupiące, rozpływające się w ustach… Niebawem pierniczki zawisły na mojej choince, powędrowały do najbliższych – rodziny i przyjaciół. Przyznaję, zrobiłam ich podwójną porcję (w stosunku do ilości składników, które podaję w przepisie). Inaczej nie obdzieliłabym wszystkich. Sobie zresztą też zostawiłam niemało, aby podjadać w chwilach, kiedy… mój nastrój szwankował, a organizm kategorycznie domagał się czegoś słodkiego. Cóż, ulegam takim smakowitym pokusom. Ale w przypadku tych pierniczków uznawałam ową zachciankę za całkiem usprawiedliwioną!

Zachęcam zatem do wypróbowania wyrobu, w którym ja się tak rozsmakowałam.

A oto ten przepis:
Składniki na ciasto:
500 g mąki
200 g miodu
100 g cukru
120 g masła
1 jajko
2 łyżeczki sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1-2 łyżeczki kakao
1 przyprawa do pierników (jeszcze lepiej  zrobić ją samemu, miażdżąc w moździerzu goździki, ziele angielskie i gałkę muszkatołową,  dodając do tego cynamon, kardamon oraz imbir).

Wykonanie:
Rozpuścić w rondelku masło, miód, cukier  i przestudzić trochę. Mąkę, przyprawy sypkie (kakao, sodę, proszek i przyprawę piernikową) wymieszać w misce, dodać jajko, wlewać powoli miód z masłem i cukrem, rozpuszczone wcześniej. Zagnieść lśniące gładkie ciasto.
Podzielić na części, wałkować na placki grubości 3-5mm (a najlepiej na grubość…ulubioną).
Wykrawać foremkami kształty (jak nie ma foremek, można kroić nożem na kwadraty, romby,  albo kieliszkiem wycinać krążki). Podłoże pod wałkowanie posypać troszkę mąką (nie wymaga zbyt  dużo).
Układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Piec przez około 10 minut w temperaturze 180 stopni, ale sprawdzając,  czy nie za mocno podpiekają się spody i nie ciemnieją zbyt intensywnie. Ewentualnie – obniżyć temperaturę w piekarniku.

Lukier śnieżnobiały do ozdoby:
Jedno białko od jajka ubić mikserem na sztywno, dodać szklankę cukru pudru, kilka kropelek wybranego aromatu albo łyżkę soku z cytryny,  czy syropu wiśniowego (lukier będzie różowy),  lub kilka kropel miętowych z apteki  (otrzymamy zniewalający zapach i kolor zielony). I jeszcze dobra rada. Aby po wyschnięciu lukier nie pękał, można dodać ze trzy krople oliwy. Lukrem smarować ostudzone pierniczki, lepiej nazajutrz po upieczeniu. Smarować pędzelkiem, zdobić wzorki polewając pomaleńku łyżeczką, malutkim strumieniem. Rożek z folii z dziurką też jest dobry. Są też specjalne urządzenia do dekoracji. Kupiłam takie, ale i tak najlepiej mi szło naciskanie wypełnionego lukrem rożka z folii. Czynność tę należy wykonywać szybko pamiętając, że lukier szybko schnie.

Smacznego!

Pozwolę zakończyć swój „słodki wywód” wierszowanym podsumowaniem. Zwykle zamykałam temat swoim wierszem. Tym razem pragnęłabym uczynić wyjątek. Ja stosownego nie mam, ale napisała taki moja siostra Bernadka. Ponieważ od niej jest i ten przepis, i zachęta dla moich działań, i wiele, wiele smakołyków, jakich mogło doświadczać moje podniebienie. Bo moja bliźniaczka jest mistrzynią kucharowania! Umieszczenie tego wiersza byłoby więc moim dlań podziękowaniem (zwłaszcza, że zagląda na nasz portal, a przede wszystkim – jej wiersze są tutaj również publikowane w dziale „Twórczość”).

Pierniczki
(Autorka: Bernadyna Łuczaj)

Pierniczki, pierniczki , ciasteczka korzenne,
na te zimne święta jesteście bezcenne.

Świąteczne ciasteczka pięknie ozdobione,
pachnące piernikiem w każdym polskim domu.

Złociste pierniki, lukrowane wzory
ozdobią choinki w grudniowe wieczory.

Serduszka i domki, gwiazdki, romby, rybki,
choinki, kółeczka i koniecznie grzybki.

To korzenne ciastka, w których miód podstawą,
wspaniale smakują z herbatą czy kawą.

Upiekłam pierniczki, zdobiłam lukrami
i choć wirtualnie, podzielę się z Wami.

Dla Was to kochani zapach ich zanoszę
prosto do schrupania –  częstujcie się, proszę!

A wszyscy, którzy zamierzają skorzystać z pomysłu – do dzieła! Bo to już pora, aby piec świąteczne pierniki.

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok