Wspomnienia to czas przeszły, a ciągle wracam do lat dzieciństwa, do przeszłości. Nie umiem zamknąć tamtego rozdziału życia. Lubiłam słuchać opowiadań Rodziców o ich życiu, wspomnień o Babci Dziadku z obu stron. Dziś uchylam wieka mojej skrzyni wspomnień i wyciągam stare zdjęcia, pocztówki, książki, listy.


Kto je pisał, kto je wysyłał, co tych ludzi łączyło, w jakich okolicznościach?  Uchylam rąbka wspomnień z mojej rodziny. Dawno, dawno temu, prawie sto lat temu żyło trzech braci. Najstarszy wrócił z wojny z bolszewikami, dwóch młodszych braci hartowało na wpół osierocone życie. To były czasy międzywojenne, o dziwo wyprzedzili czas i założyli spółkę rodzinną bez procedur. Pożyczyli pieniądze, kupili konie, wóz, uprząż. Zaprzęg konny stał się w języku dzisiejszym przewoźnikiem z obsługą owych braci.

Codziennie latem, zimą wyjeżdżał jeden z braci do miasteczka oddalonego o 20 km (Grodno, Sokółka) według zamówień i potrzeby. O dziwo ile rzeczy mieściło się na takim wozie o żelaznych kołach. Droga jak droga, nie było dziur w asfalcie, bo go nie było, był za to piach, błoto, czasem bruk. Siedzenia było  wymoszczone, bo trzeba było dbać o  pasażerów. Nie byle kto  podróżował, urzędnik, ksiądz, żyd lub policjant w sprawach służbowych.  Bilety były po 1 zł, a tyłem do konia 0,50 gr, to była druga klasa, dotykając głową ogona końskiego. Nie było miejsc dla palących.

Z tyłu wozu leżały bagaże nie tylko podróżnych, ale towar wieziony do sklepików w danej miejscowości, do składu aptecznego. Była to beczka śledzi, cukier, sól, balon nafty, karton zapałek, lekarstwa do apteki.

Ile wspomnień wywołują zdjęcia zapałek To są oryginalne pudełka zapałek z tamtego czasu.

Najbardziej pilnowany był worek pocztowy z pieniędzmi i korespondencją. Jeśli duża kwota jechał policjant służbowo, jeśli tylko przesyłki pocztowe odpowiadał przewoźnik. Oczywiście pod siedzeniem leżał pręt metalowy od niechcianych „piratów” i wilków. Na drugi dzień koń następny wyruszał w drogę i następny z braci. Zapomniałam, była jeszcze torba z owsem dla konia i siano. Była tzw. derka na okrycie zmęczonego konia.

Najbardziej ciekawiła mnie prywatna korespondencja, która zachowała się w rodzinie. Były to listy z Ameryki, z kraju, pocztówki z życzeniami świąteczno-imieninowymi. W tych listach było tak wiele tęsknoty za krajem, rodziną, czasem żalu, że musieli szukać chleba za oceanem. Tam życie nie było tak kolorowe jak na zdjęciach. Pomimo trudów ściągali bliskich, narzeczonych i tam zakładali swoje gniazda. Pomimo tęsknoty niektórzy już nigdy nie ujrzeli ojczyzny, bliskich.
A potem lata wojenne-przewoźnik kontynuował pod przymusem przewozy. Raz pod batem Niemca a raz pod batem Sowietów. „Spółka” została jednoosobową, jeden brat zachorował, drugi  na ochotnika wyruszył w 1939 r walczyć o wolną Ojczyznę.

Zostały zdjęcia, pocztówki, listy-żółte, wytarte, ale prawie świętość. Chciałabym nacisnąć guziczek-pstryczek i ujrzeć te osoby, wydarzenia, tło tych życiowych perypetii. Pierwsza pocztówka z wielu to 1916 r -zabór rosyjski i pisany adres w tym języku (język urzędowy), bo inaczej adresowana nie doszłaby do adresata.

Tragiczne lata wojny, ale bliscy podtrzymywali więź – to 1942 r. Tę  więź przerwały przykre wypadki i śmierci. A propos przewoźnika istniał i po wojnie, ale nie było już wtedy polskiego Grodna i  Wilna. Powstała trasa kolejowa do danej miejscowości i tylko był przewóz z punktu pocztowego do pociągu i odwrotnie. To była bardzo interesująca praca, bo ciągle z nowymi ludźmi, w biegu.

Podziwiam moich bliskich. I do wspomnień na pewno wkrótce wrócę.

 

Cecylia Żabicka
Podlaska Redakcja Seniora Sokółka