Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej już po raz ósmy zorganizowało 17 czerwca festyn, na którym prezentowane były potrawy przyrządzone przez producentów naszego regionu. Można je było skosztować i kupić. Chętnych było bardzo wielu, bo na stoiskach były smakołyki, które na co dzień nie są wykonywane w naszych domach. 

 

Można było wziąć udział w wielu warsztatach i pokazach kulinarnych.

Zorganizowano konkurs na najlepszy Smak Podlasia, który wygrała Lucyna Skrodzka za “Przysmak z jagnięciny”. Dużym zainteresowaniem cieszył się pokaz pieczenia dzika i późniejsza degustacja dziczyzny.

Podczas festynu eksponowane były dawne narzędzia, które służyły dawniej do mielenia zbóż na mąkę i kaszę. Można było samodzielnie upiec podpłomyki. Dzieci z zaangażowaniem używały kaszy zamiast kredek do wypełniania konturów prac rysunkowych.

Bimbrownictwu na Podlasiu poświęcona była specjalna ekspozycja, a znany białostocki aktor Ryszard Doliński z humorem opowiadał o podlaskich sposobach wyrobu alkoholu.

 

Najwięcej uwagi skupiłam na pokazie procesu mielenia ziarna zbóż w żarnach, domowym sposobie warzenia piwa i tradycji wypieku ciasta weselnego “Korowaj”.

Żarna

Mielenie ziarna odbywało się między dwoma kamieniami. W górnym kamieniu znajdował się otwór, przez który wsypywano zboże. Kamień ten obracany był drążkiem zwanym rukonem, a uczepiano go u pułapu. Spodni kamień  (leżak) osadzony był w nieruchomym kadłubie.Młynarz kręcił kołem za pomocą tego drążka i dzięki ruchowi rotacyjnemu, ziarno dostawało się między dwa kamienie, gdzie było mielone. Prześwit między kamieniami regulowano pieprzycą zewnętrzną lub etorem. Regulatory były sznurkowe i ustawiały poziom zmielenia mąki na bardziej lub mniej miałką. Zmielone ziarno wysypywało się w postaci mąki do drewnianej miski przez specjalny otwór.

 

Domowe warzenie piwa

Przedstawiciele firmy Browareg opowiedzieli gościom festynu o dawnym sposobie wykonywania piwa w domowych warunkach.

Piwo warzono z różnych zbóż, ale najczęściej ze słodu jęczmiennego. Ziarno jęczmienia moczono aż do momentu wypuszczenia kiełków. Wyjmowano je wtedy z wody i suszono. Tak tworzył się słód. Kolejna czynność to rozdrobnienie słodu w specjalnym naczyniu lub w żarnach. Uzyskiwano gotowy ześrutowany słód, który wrzucano do wody o temperaturze 65 stopni . Ważna była sprawa zachowania proporcji. Na jedną część śruty dawano cztery części wody. Temperatura warzenia musiała być względnie stała. Podczas tego procesu wydzielały się enzymy, mające za zadanie rozdrobnić cukier na mniejsze cząstki. Dla specyficznego aromatu dodawano jagody jałowca.

Następnie płyn przelewano do drewnianej kopańki, na dno której układano drewniane deszczułki, pociętą trawę i gałązki jałowca. Kopańka miała otwór, przez który wypływał przefiltrowany zacier, zwany brzeczką. Potem schładzano brzeczkę do temperatury 30 stopni, dodawano drożdże piwowarskie, przykrywano i pozostawiano na noc. Rano przelewano ją do szczelnie zamykanego pojemnika z rurką fermentacyjną. Proces fermentacji trwał dwa tygodnie. Po tym czasie przelewano napój do butelek i kapslowano. W taki sposób powstawało naturalnie gazowane piwo, którego przydatność do spożycia wynosił trzy miesiące.

 

Korowaj

Nazwa ta nie jest mi obca. Pamiętam z dzieciństwa, że tak określano ciasto rozdawane gościom weselnym na koniec uroczystości. Na terenach położonych bliżej wschodniej granicy korowaj był ciastem specjalnie wypiekanym w piecu chlebowym. Pracownice Gminnego Ośrodka Kultury w Narewce zaprezentowały korowaj, który był pieczony w przeddzień wesela. Za ten unikalny wypiek odpowiedzialna była matka chrzestna nazywana Główną Korowajnicą. Korowaj składał się z dwojany i trojany (Trójca Święta), symbolizującej także powiększanie rodziny. Były tam również  postaci pary młodej.

Na drugi dzień wesela, przepasany ręcznikiem, Swat (Marszałek), którym był ojciec chrzestny panny młodej, musiał wykupić korowaj od Korowajnicy. Wręczał go młodej parze. Uroczystości tej towarzyszył śpiew.

Goście weselni wręczali prezenty, a w zamian dostawali kawałek ciasta.

Korowaj musiał być tak krojony , żeby zostawał jego spód zwany podeszwą. Ta część weselnego wypieku trafiała do ludzi, którzy uczestniczyli w stójce (zabawie), ale nie byli zapraszani na ucztę. Młodym zostawała górna część korowaja – dwojana i trojana.

 

Wszystkie pokazy, warsztaty były pomysłowo zorganizowane. Nic więc dziwnego, że festyny w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej cieszą się tak dużą popularnością.

 

 

Teresa Rafałowska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok