foto: Robert Balicki

_
To był sen

Upał straszny choć wiatr wieje.
Piasek wciska się do ust.
Wolno tracę już nadzieję,
Jest już źle, jak na mój gust.

Wydmy tak jak morskie fale,
Zacierają moje ślady.
Nie ma tu nikogo wcale,
Iść już dalej nie dam rady.

Chcę odpocząć chociaż chwilę.
Zwilżyć usta kroplą wody.
Wciąż przede mną drogi tyle,
Lecz mój mózg nie daje zgody.

Nagle słyszę jak coś brzęczy.
Jest ratunek, tak, to oni!
Ale coś mnie jednak dręczy.
Budzę się, to zegar dzwoni.

Zrywam się na równe nogi,
Każdy tak ze strachu czyni.
A tu spokój, nie ma trwogi,
Nie ma słońca, brak pustyni.

W ustach sucho, w sercu radość.
Wraca jawa, to się śniło.
Lecz tej nocy już mam dość.
Pachnie kawą, będzie miło.

***

Cisza krzyczy

Cisza wrzaskiem mózg rozdziera.
Co mam zrobić, gdzie się schować?
Już do serca się dobiera.
Czuję jak mi pęka głowa.

Myśl się kłębi, jak mam żyć?
Nawet swoich słów nie słyszę.
Zaraz chyba zacznę wyć.
Nie wiem jak wyciszyć ciszę.

Dłużej już nie wytrzymałem.
Wkrótce byłem u doktora.
Po badaniach usłyszałem:
Jest Pan zdrowy – cisza chora!

Mówi też – to nic groźnego!
– Z chorą ciszą można żyć.
Inni mają coś gorszego,
Muszą nawet z nią się bić.

Teraz, to już wiem co zrobię!
– Pozatykam sobie uszy.
Tym sposobem nie zaszkodzę.
Lecz lżej będzie mi na duszy.

***

Szarzy ludzie i życie

Budzi się powszedni dzień.
Złote gwiazdy poszły spać.
Księżyc też zapada w sen,
Tylko my musimy wstać.

Najtrudniejsze pierwsze kroki.
Czajnik gwiżdże już po chwili,
Jeden kawy łyk głęboki
I pośpiesznie wychodzimy.

Jedni pędzą do roboty,
Inni śpieszą się do pracy.
Z pierwszych płynąć będą poty,
Drudzy będą się bogacić.

I tak mija dzień a dniem
I tak mija szare życie.
Każdy dzień się kończy snem.
Czajnik budzi nas o świcie.

Wiesław Lickiewicz