_
W domu
W domu jesiennym chłodem przewiewa –
– okno na wylot otwarte –
Z zewnątrz do wewnątrz firankę wydyma…
Ludzkie życie o wiele więcej jest warte,
Niż tej ostatniej muchy, która już zasypia na wieki.
Bluszcz uczepiony nad oknem, zwisa,
Z zieleni w czerwień i brąz się przemienia,
Jego owoc dojrzały w granat się zmienia.
Ptaki to dostrzegły i do obżarstwa się szykują –
Śpiewem wydadzą zapłatę, upierzeniem okno upiększą:
Od zewnątrz, skrzydeł kolorami, pokryją chatę –
W domu, przy oknie, cieniem przelot skojarzą.
W moim bagażu, smutek życia ptactwo rozweseli
I choć jeszcze jestem w pościeli,
Już sławię piękno życia tej jesieni…
Przeznaczenie
Składam się z cierpienia i bólu…
Składam się z kalectwa!
Bo ty, losie, mój żulu, jesteś mi,
Jak wróg z niechcianego sąsiedztwa.
A czas gna i gna, i gna…
A moje życie od płaczu i żalu boli, i boli, i boli…
Cierpieniem wypełnia mnie aż do cna…
I nikt, i nic cierpienia, bólu, żalu, i płaczu ze mnie nie wygna.
A życie z udręki jeszcze do tego wszystkiego dodaje soli;
Och, jak boli wspomnień ślad z życia w niedoli.
Do tego jeszcze zapłata raty za auto,
Do tego jeszcze czynsz podwyżką przysoli
I nie wyjdziesz z człowieka smuto,
Bo dumna syzyfowa praca nikogo nie zadowoli.
Dla równowagi
Między linią prostą życia, a równią pochyłą,
Jest taka cienka nić, że może ona pęknąć,
Jak pęka cierpliwość i może zacząć życie gnić,
Jeśli ze sobą nie zrobisz nic!
Ruch to życie. Kalectwo to ból nie do zmycia.
A więc ruch odświeża umysł – i żyć się chce…
Rzeczywistość
Ciemna życia noc dopadła ciebie człowieku
I choćbyś gryzł ziemię,
Nie omuśnie cię już blask słońca
Z nieba wszech wieków.
A tylko cierpienie odczuwać będziesz,
Jak przygrzewa puls ciemię.
Część ciebie umarło, przecież wiesz –
W twej duszy serce z bólu zamarło
I już masz inne imię, na zawsze!
Jesień za pasem
Jesień za pasem.
Upojne pocałunki ptaków
Zanikły z jej nadejścia czasem.
Nad cichym wzgórzem polnych maków,
Skowronek już umilkł, do wiosny.
W krzakach olchowych słowik
Pogrzebał już śpiew radosny.
A tylko ja tutaj zostałem,
Jak ostatni z ludzkich głuptaków.
Gdybym należał do ptaków,
Nie wabiłbym samiczki do godów miłosnych,
Lecz żyłbym z nią, jak z przyczyn już prostych,
W których zająłbym się nie tylko zalotami,
Lecz i z nabrzmiałymi do życia pytaniami…
W intencji odmiany pogody
Nie smuć nas swoją pogodą,
Jesieni szara, bura, nadęta i zimna.
Bądź w słońcu złotą jesienną urodą
I sama z siebie szczerze dumna.
Szumna bądź i barwami rządź –
Srebrz i złoć się po polach,
W lesie, na łąkach i zapamiętaj Goniądz,
Który pragnie jesieni złotej, jak w snach.
Ach, jesień, czemuż skąpisz słonecznych promieni,
Czemuż smutek ścielisz w bezpogodnej przestrzeni?
Niechaj już bezpogodzie się nie leni,
Niechaj jedno z drugim się odmieni.
Żeby w końcu twarz ujrzała słońce,
Żeby promienie ogrzały grzbiet
I aby wrażenie, które z negatywu będąc błądzące
Stało się słowem, które powie niepogodzie; „uże niet”!
Tożsamość
Moja godność z imienia brzmi, jak: Miecz…..,
Chociaż jestem niezdolny walczyć mieczem,
Za to zdolny walczyć piórem.
Moja godność po familii jest jak pseudonim,
Który rozsławił ptaka, którego i ja uwielbiam,
Podziwiając go za jego niezłomny hart ducha
Od świtu do zmroku w panowaniu podniebnym.
A więc, ja się nazywam: Mieczysław Borys
Mieczysław ” Mietko” Borys
Z Otuliny Puszczy Knyszyńskiej