Ostatnio utarło się przeświadczenie, że senior aktywny to jedynie ten, kto jest animatorem jakichś działań albo w działaniach takich uczestniczy. Wszyscy ci starsi ludzie, którzy przynależą do organizacji, fundacji, stowarzyszeń, klubów seniora czy słuchaczy UTW. Co więcej, biorący udział w różnorodnych przedsięwzięciach, organizowanych przez wymienione podmioty. Czy tylko takie osoby można określić słowem „aktywny”?

Bardzo sobie cenię wszelką działalność seniorów, która jest szeroko opisywana również i na naszym portalu podlaskisenior.pl. Świetnie, że emeryci potrafią się organizować, gromadzić, uczestniczyć w życiu społecznym i kulturalnym. Dodam – czynnie uczestniczyć, bo nierzadko są też jego twórcami, a nie tylko odbiorcami. Sama niedawno odebrałam białostocką „Kartę Aktywnego Seniora”. W Białymstoku osobom po 60-tce „z kartą” przewidziano niemało zniżek na wstęp do instytucji miejskich na różne imprezy. Jest to bez wątpienia motywujące, aby w różnych wydarzeniach uczestniczyć.  Ostatnio usłyszałam „użalanie się” pewnej pani, jak to ona współczuje wszystkim tym, którzy przechodzą na emeryturę i nie mają co ze sobą począć. Obawiam się, że w jej mniemaniu  zapewne miało znaczyć to tyle, iż ci „biedacy” muszą nudzić się straszliwie, bądź jeszcze gorzej. Czy na pewno tak jest?

Przede wszystkim – jesteśmy różni. Osobowościowo i społecznie. Jedni towarzyscy i ciekawi świata, inni bardziej zamknięci, a są też i samotnicy z wyboru. Co jeszcze nas wyodrębnia, to sytuacja rodzinna i życiowa. Składają się na nią: struktura rodziny, stan zdrowia, czy status materialny. Niektórych nie ogranicza dosłownie nic, inni zaś mogą mieć wiele powodów do braku uaktywnienia się w środowisku. Bywa, że zwyczajnie istnieje potrzeba, aby pomóc swoim dzieciom. Najczęściej przy wnukach. Są babcie tak bardzo temu oddane, że ich życie dopiero wtedy nabiera sensu i właściwego wymiaru. W mniejszym stopniu może być tak i z dziadkami, którzy stają się dla wnucząt przewodnikami po skomplikowanym labiryncie życia. Znam też osoby posiadające swoje wielce umiłowane hobby i to właśnie jego gorliwe  pielęgnowanie staje się główną aktywnością na emeryturze. Najczęściej nie wymaga to ekspozycji społeczne. Ot, choćby krawcowe czy kobiety uprawiające różne robótki ręczne, które z powodzeniem wykonują w domach i nie odczuwają potrzeby spotykania się z podobnymi sobie. A tacy na przykład… hodowcy gołębi? Albo wędkarze? Im towarzystwo wydaje się być nawet zbędne! Ryba „bierze” raczej w ciszy. Zajęć i zainteresowań, które nie wymagają kontaktów społecznych, jest niemało. Wśród nich –  także i wszelakie kolekcjonerstwo. Czy ludzi je uprawiających mamy prawo uznawać za nieaktywnych?

Niektórzy  emeryci z wielkim upodobaniem i niezwykłym oddaniem zaczynają się zajmować własnym domem, na co dotychczas brakowało im czasu. I tak wszystkie „złote rączki” nie tylko podejmują się gruntownych napraw, udogodnień, ulepszeń, przeróbek czy remontów, ale czasem dokonują prawdziwych cudeniek w  wyposażeniu wnętrz i ogrodu. Moja sąsiadka  na przykład ma nie tylko wymuskane mieszkanie, kryształowo czyste okna, ale nawet… błyszczące parapety zewnętrzne, traktowane specjalną substancją. Latem zaś na tychże – pysznią się przepiękne kwiaty, starannie pielęgnowane. I zwracające uwagę wszystkich, którzy przemierzają nasz taras.

Odrębna dziedzina szerokiego wachlarza działań seniorów to działka. Jej posiadanie dostarcza nieustannego zaangażowania i rąk, i umysłu, i serca. Jeśli tylko się to lubi. Znam takich, którzy latem wolą nawet mieszkać na działce niż w domu, choć warunki na działce są diametralnie różne. Za to od wczesnego świtu do późnej nocy można przebywać na świeżym powietrzu, cieszyć oczy zielenią i barwami kwiatów, upajać się ich wonią, słuchać wiatru i śpiewu ptaków… Ale też i pracować. Wyrywać chwasty, spulchniać ziemię, podlewać rośliny, walczyć ze szkodnikami, kosić trawniki, zbierać plony. A często również je przetwarzać, zapełniając piwnice własnymi przetworami na zimę. To i przyjemne, i pożyteczne hobby, o ile ma się doń zamiłowanie. No i koniecznie – zdrowie!

Znam też ludzi, zwłaszcza kobiety, które z wewnętrzną radością i całkowitym oddaniem uczęszczają codziennie do kościoła. I w ogóle bardzo dużo się modlą. Czy nie jest to również jakiś rodzaj „aktywności”?

Osobiście nie mam problemu z akceptacją nawet takiego sposobu spędzania wolnego czasu, który polega li tylko na spotkaniach z koleżankami czy sąsiadkami przy kawie i snucia pogawędek na luźne tematy. To też rodzaj życia towarzyskiego. Na pewno nie preferowany przeze mnie, ale jak najbardziej uznawany. Nie wykluczam też łatwej rozrywki, jaką jest  oglądanie telewizji, że o „zwykłym” czytelnictwie nie wspomnę. W tym miejscu dodam, że moje zainteresowanie  – nazwijmy to: sprawami bieżącymi – po prostu musi uwzględniać wymienione rodzaje pozyskiwania informacji. A to już  biernością nie jest.

Kiedy ponad dwa lata temu znalazłam się w Białymstoku, od początku poszukiwałam stosownego miejsca dla ulokowania swojej potencjalnej aktywności. W myśl zasady: „kto szuka, ten znajduje” – udało się. Jestem szczęśliwa mogąc wykonywać to, co lubię. To znaczy – pisać, spotykać się z grupką seniorów-pasjonatów oraz mieć poczucie przynależności do grupy i wpływu na mały odcinek rzeczywistości. Tyle mi wystarcza. Koleżanki z zespołu redakcyjnego są, jak zauważyłam, zaangażowane w dużo więcej inicjatyw. Szanuję to i jestem pełna uznania, ale nie odczuwam przymusu umieszczania siebie na tym samym poziomie aktywności społecznej. Bo potrzebuję też i… samotności! Bycie sam na sam ze sobą uważam za naturalną ludzką potrzebę. Zresztą jest to również warunkiem wielu aktywności  twórczych.

Moim zdaniem nie tylko ten jest aktywny, kto śpiewa i tańczy w zespole, chodzi czy jeździ na wycieczki, zwiedza ciekawe miejsca, bywa na wystawach, koncertach i spektaklach. Czy uprawia gimnastykę lub pływanie, uczestniczy w zajęciach rękodzieła albo nauki języków obcych. I pracuje społecznie, działa charytatywnie. Choć wszystko to aktywności  niezwykle chwalebne. Uważam, że nigdy nie powinniśmy mierzyć innych swoją miarą. Dlatego też ostrożnie podchodzę do kwestii kategoryzowania, kto jest aktywnym seniorem, a kogo do tej aktywności powinniśmy skłaniać czy pobudzać. Nie da się nikogo uszczęśliwić na siłę. Bo byłoby to tylko nasze prywatne pojmowanie szczęścia.

A co Państwo o tym myślą? Może podzielicie się opinią na temat własnej aktywności?

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok