foto: Jan Tomżyński

_

Odwiedziny – właśnie tu…

To, że mieszkam nie tylko przy lesie, lecz nawet gdzieś tam w lesie,
Cóż ja plotę, w samym środku rozległej na kilkadziesiąt
kilometrów na prawo i lewo Puszczy Knyszyńskiej,
A od kiedy publikuję wiersze, o tym wiecie.

***
Po drodze: kiedy minąłem las zielony, piękny, wysoki
I wynurzyłem się na obszar otwartej przestrzeni –
Mogłem nacieszyć oczy spozierając na łąki zielone,
A w samym środku na rzekę Sokołdę, cichą i spokojną,
Jakby woda stała w miejscu, korytem płynąca do Supraśli.
Wieś Straż, przez którą przemykają dziennie tysiące samochodów,
Wydawałoby się, a raczej to pewne, jak widać po obu stronach
Ciche i smutne w drewnie stojące domy z ludźmi być może w środku.
Tylko kto bogatszy sprawił sobie dom w stylu nowoczesnym.
A kiedy po drodze odpuściłem zacną w nazwie tę wieś,
Na prawo i lewo aż po Sokółkę lipcowe pola w okazałym złocie
Pełne łanów zbóż stojących cierpliwie już czekając na żniwa chłopów.
Ach, jak pięknie, a zarazem wzruszająco źrenicom pospozierać
Na te cudne krajobrazy przedzielone leśnymi wzgórkami i pagórkami.
Miasto moje rodzinnego powiatu Sokółka czyste, piękne, dorodne,
Aż żal przejazdem opuszczać, a tu zatrzymać się choć na kwadrans
I powspominać dzieciństwo i ten pierwszy dzień z jarmarku sokólskiego…

Tam gdzie…

Tam gdzie słońce wschodzi patrząc na ulicę –
Mgła za domy i krzaki się kryje
I znika, jak oddech wchłonięty.

Tam gdzie chłód koszulę ziębi
Z nocnych przywiewów o świcie
I znika w skórze człowieka –
Wywołując gęsią skórkę
I tak poranny dzień się spotyka…

Ptaków w krzakach jest wiele,
Tego się nie zliczy; dźwięki,
Melodie – w tym je się obliczy.

Poeci niech się zgromadzą,
A niech tam! smog miastu zostawią.
Gdy przyjdą i zobaczą – z wrażenia umrą,
Zanim z tęsknoty się rozpłaczą.

A kiedy na burzę się zbiera,
Każda wrona lata i dziób rozdziera.
Szpaki na łąkę skoszoną lawiną spadną.
Po chwili z oddali grzmot je wypłoszy,
Odfruną, aby już dalej to samo powtórzyć.

Zając szarak spod kępy pod krzakiem,
Na opak nierównym zygzakiem
W zarośla obok, przelęknięty ucieczką
Z losem o życie się bije.

Pies ścigacz za nim nadaremnie
Z chrypliwym ujadaniem w pościg się udał.
Pożytek z tego taki, jak efekt nijaki.

Z tym, co sroka z swym skrzeczeniem,
Z krzaka na krzak zawiadomienie
Swoim współlokatorom oznajmiać rozpoczęła.

Po czym drozd wystraszony, swoją
Paniką na dalszy obręb olchowy udobitnił.

Byk dumny na łące, jak lew na sawannie,
Z pyska parsknął, niczym grzmot z oddali.
Oznajmił, to ja tutaj jestem panem i królem.
Darń rogami zaczął rozrywać,
Łańcuchem trawę kosić…
I tylko grzmot już bliżej,
Niż dalej, może go uspokoić.

Deszcz zaczął już kropić…
Wiatr z porywami młody olchowy zagajnik,
Jak łan zboża zaczął falami ścielić!
A teraz przeraźliwie zagrzmiało!
W krzakach piorun ognistym jęzorem
Z trzaskiem i hukiem przywalił!
Aż wszystko powiędło i pocichło.

Tylko moja dusza niezłomna
Zjawisku atmosferycznemu się stawia,
Ażeby przenieść wymowność na papier
I umysł oczyścić z nadmiaru usposobienia.

Właśnie tu…

Od wielu wieku lat wszędzie wsie opustoszałe
Przejadę wszystkie wioski i nie spotkam ani na ulicy,
Ani w gospodarczych obejściach żadnego człowieka.
To mocna boli, kiedy prawie wszędzie są takie podlaskie wsie.
Jak mi żyć człowiekowi stąd, o sercu i duszy chłopskiej,
W dodatku poety, kiedy patrzę, jak tutaj umiera życie
I coraz go jest mniej zwłaszcza tego sędziwego, jak mojej matuli.
A kto młody już dawno na zawsze opuścił rodzinną wieś.
Jak te tutaj bociany nabierając krzepy i udoskonalając lot
Przed podróżą, która już lada dzień czeka ich aż do Afryki.
I choć tutaj przyszły na świat, a jednak opuszczą to miejsce
Bez żadnych skrupułów i tylko taka dla mnie pociecha, że wrócą za rok.
Tak samo i z ludźmi stąd – odwiedzą to miejsce, kiedy poczują tęsknotę
Lub kiedy telegram wezwie ich w pożegnalnej drodze naszych bliskich.
Życie nie zna i nie ma litości – każdą sekundę odmierza nam czas –
I z każdą sekundą zostaje nam coraz mniej życia na ten ludzki nasz czas.

Właśnie tu …

Wokół mojej wsi rodzinnej jest tak pięknie, w zbożu pola się złocą,
Aż mi serce ściska z żalu i boli, że ja nie chłop na roli, a tylko chłopski poeta.
I nie mogę w pole iść, żeby ten złoty łanu plon skosić miastu na chleb.
Podczas drogi myśl przychodzi z dzieciństwa wracając do wspomnień…

Właśnie tu

Matka z sędziwego wieku przygarbiona ledwo chodzi podpierając się kijem.
Dał Bóg, że w rozumie i słuchu zdrowa i przytomna, ciągle wspomina trudne życie…
Kiedy tak po kryjomu nie ze wstydu, a ze strachu na matulę patrzę,
Na wskroś żal i smutek mnie ogarnia, że już niedługo – blisko nadchodzi gong.
Póki czas trzeba pojechać z matulą do sióstr, choć odwiedzały dni kilka temu.

List do Matki

Matko! Ty tam.
Ja tu.
Dom w pisklęta pusty –
Wyszliśmy wszyscy z gniazda już dawno temu
Tak dawno aż straciłaś orientację kiedy.
A zdawałoby się, że było to wczoraj.
Lecz czasu nie oszukamy.
Ty z wiekiem leciwym.
Ja już senior.
Tobie kłaniają się już prawnukowie.
Mnie kłania się już wnuczka.
Ale serce w nas bije póki żyjemy…
Ty się podpierasz na kiju.
Ja pcham wózek już ponad trzy dekady.
Na ścieżkach polnych dróg
Zatarły się już nasze ślady.
Lecz w pamięci ciągle tkwią,
Choć nie chodzimy już żadną z dróg.
Czas nic i nikogo nie oszczędza.
Z samotnością i cieniami rozmawiasz Ty…
Z wierszami rozmawiam ja…
Chłopska dola jest ciężka.
A temu, kto z chłopa wyrośnie na poetę
Dola podwójnie ciężka,
Bo ciężar na grzbiecie i na sercu.

Mieczysław „Strzelec Mietko” Borys