Zdarzyło się, że było mi ciężko i źle, a na dodatek wszystko zaczęło się walić. Nijak nie mogłam znaleźć na to rady.

Stałam się zła, nerwowa, na ludzi patrzyłam wilkiem. Sądziłam, że wszyscy i wszystko jest do niczego. Trafił się jednak człowiek, który uznał, że trzeba mi pomóc. Wiedział, jak to zrobić. Kiedyś podszedł do mnie i zapytał w bardzo taktowny i delikatny sposób: „Co ci jest?”. Odpowiedziałam, że mam kłopoty. Więc on zaproponował mi wyjazd do Pustelni – Odrynki.

Nie wierzyłam, że coś to da. Ale cóż, nie miałam nic do stracenia. Przyjęłam propozycję i pojechaliśmy. Podczas podróży opowiedział mi historię pustelni. Powiedział mi też, że jest tam cudowny uzdrowiciel Archimandryta Gabriel. Zaciekawił mnie. Czułam, że to jest to. Bardzo, bardzo chciałam poznać tego mnicha. Kiedy tam zajechaliśmy, nie spodziewałam się tego, co poczułam, wysiadając z samochodu. Pustelnia… A w niej cisza… Jakiś niebiański spokój. Dostojne miejsce. Uleciał gdzieś mój smutek. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu.

Wtedy zza małej cerkiewki wychynął mnich. Drobnej postury, a twarz –  w blasku słońca – uduchowiona. Spojrzałam i oniemiałam. Odniosłam wrażenie, że spotkałam anioła, który zstąpił z nieba. Niewiele mówił, jego mądre, inteligentne oczy patrzyły na mnie. Pomyślałam: „On wie, co mnie boli”. Miałam ze sobą kartkę. Na tej kartce zapisałam pytania, które chciałam zadać Ojcu Gabrielowi. Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie z Archimandrytą Gabrielem.

Po tym spotkaniu były jeszcze inne. Kiedyś przez moją głowę przemknęła myśl, że Ojciec Gabriel jednym spojrzeniem spowodował, że zrozumiałam swoje błędy. Już wtedy wiedziałam, że mogę być spokojna o swoje życie, porozbijane jak szklany wazon, że ono się w jakiś cudowny sposób poskleja.

Kiedyś Ojciec Gabriel przyniósł mi pudło ciastek, a do popicia miałam wodę. Kazał mi usiąść i kontemplować przyrodę. Jak cicho przychodził, tak cicho odchodził, nie wiedziałam nawet w którą stronę. W tym miejscu zatrzymywał się czas. Siedziałam więc i patrzyłam na smukłe wieżyczki cerkiewek, błyszczących w słońcu. Cisza, spokój. Słuchałam brzęczenia owadów i cieszyłam oczy pięknymi widokami.

To był szczególny Eremita. Miał w sobie coś takiego, czego nie miał nikt. Jego potężna wiara przelewała się na człowieka i po takim spotkaniu, każdy stawał się lepszy. W swojej prostocie i dobroci Ojciec Gabriel przekazywał każdemu człowiekowi kawałek siebie.

Oddzielny rozdział stanowią jego potrawy: zupy, ziemniaki, chłodniki, miody, herbatki ziołowe. Pozostaną one ze mną na zawsze. Takich potraw nie zjesz w najlepszym hotelu, nawet w Ritzu.

Błogosławieństwa Archimandryty i ciepło płaszcza Królowej Nieba i Ziemi – to dar, który uczynił mnie jedną z najbogatszych kobiet.Wraz z odejściem Archimandryty przygasła światłość.

Mimo wszystko On tam jest. W swojej pustelni spaceruje alejami z szerokim uśmiechem na cudownej twarzy. Jego tajemniczy uśmiech pozostanie w moim sercu na zawsze, bo uśmiechał się tak, jakby wiedział więcej niż inni.

To był mój przyjaciel, niedościgły wzór doskonałości i wielkiej mądrości.

„ I nastał płacz, cisza i pustka …”

To jest epitafium dla kogoś, kto ciałem był kruchy, lecz sercem i duszą wielki. Mój wielki przyjaciel, skromny, pokorny mnich. Jego cicha modlitwa i smutek na twarzy, pozostawią w moim sercu wizerunek człowieka z ogromną charyzmą. Człowieka potrafiącego zjednoczyć ludzi.

Smak jego potraw także pozostanie z nami na zawsze. Uzdrowiciel ofiarował ludziom miody, zioła, herbatki, to wszystko, a także szczere, dobre, wielkie serce.

Król moczarów nad rzeką żywicielką Narwią. Zafrasowany pocieszyciel ludzi, zagubionych, zalęknionych, szukających pociechy w ciszy i modlitwie.

Umarł król moczarów, niech żyje król w naszych sercach.

Cześć jego pamięci.

Foto: pixabay

Irena Piwowar „Orynka”

Podlaska Redakcja Seniora Bielsk Podlaski