_

Zimowa bajka o wróbelku

Luty otulił ziemię bieluchną rubaszką,
przysypał resztki jadła, Głodno! Zimno! Straszno!
Wróbelek na podwórku przycupnął przy studni,
kiszki marsza mu grają, że aż w łebku dudni.

Przemarznięty nieborak jest do szpiku kości.
Myśli: „nadchodzi koniec mojej doczesności”.
Naraz, jako że pora na pojenie była
przez podwórko, ku studni, krowa przechodziła.

Przystanęła na chwilę i… patrzajcie, dzieci –
pac, pac, pac; ciepły szpinak na wróbelka leci.
Wróbelka to przygniotło, mocno zaskoczyło,
zbaraniał. Lecz mu naraz ciepło się zrobiło,

wstrząsnął łebkiem, rozejrzał się po świecie szparko,
patrzy – w szpinaku leży kukurydzy ziarnko,
jedno, drugie i trzecie – kukurydza słodka
omdlałe ciałko szybko rozgrzała od środka

i wróbel, co na księżą oborę już zerkał
najedzony, rozgrzany, radośnie zaćwierkał.
To było naturalne, Czy mądre? – Nie powiem!
Skończyło się cokolwiek fatalnie, albowiem

wracając od sąsiadów, u których barłożył,
bury kot ćwierkające śniadanie wnet spożył.
Z bajki tej niech ci morał w główce się kolebie:
„Nie zawsze jest ci wrogiem, kto nas*ał na ciebie”.

Morał drugi – byś mądrość życiową osiągnął:
„Nie zawszeć przyjacielem, kto z g*wna wyciągnął”.
Morał trzeci, stosowny jak szeroki nasz kraj:
„Zdarzyło się wpaść w g*wno – przynajmniej nie ćwierkaj”.

Wojciech Więckowski
Współpracownik Redakcji Podlaskiego Seniora