Barwy ojczyste. Towarzyszą nam od kołyski do grobu. Ich doniosłość i wyjątkowość  zaznacza się szczególnie na początku maja. Rozpoczyna je tak zwane Święto Pracy, obchodzone w pierwszym dniu tego miesiąca, a przejęte niejako w spadku po okresie komunizmu. Od kilku lat 2 maja czcimy Dzień Flagi Polskiej, a już następnego celebrujemy Święto Konstytucji 3 Maja. W tym okresie symbolika państwowa i patriotyczna jest wszechobecna.

Biało-czerwona flaga na balkonie bloku

Usiłuję sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy w życiu zetknęłam się z tą symboliką. Pochodzę z małej wsi, do przedszkola nie chodziłam. Nie było też u nas żadnego urzędu, nawet pocztowego, więc flagę mogłam zobaczyć i dowiedzieć się o niej najprawdopodobniej dopiero w szkole. Hymn musiałam słyszeć wcześniej, choćby w radiu, które posiadaliśmy. Telewizora nikt jeszcze na wsi jeszcze nie miał. Edukacja w szkole była jednak pod tym względem dosyć intensywna. Kilka razy do roku odbywały się jakieś patriotyczne apele, dekoracje, pieśni. Nasilało się wszystko w okolicy 1 maja. Wtedy w każdym szkolnym oknie obowiązkowo wieszano biało-czerwone chorągiewki, białe gołąbki pokoju, duże czerwone napisy obwieszczające święto. Wykonywaliśmy stosowne gazetki ścienne. Przed budynkiem uroczyście powiewała flaga polska. Tak nas wtedy wychowywano.

bratanica w czerwonej sukience z białym pieskiem

Rodzina była od wpajania wartości religijnych, szkoła – świeckich. By nie powiedzieć wprost – propagandowych. Jako dziecko byłam ufna i chłonęłam wszystko, czego się dowiedziałam. Tak więc po powrocie do domu robiliśmy chorągiewki z papieru, doklejając wystrugany z gałązki patyczek. Swoje wytwory wtykaliśmy w doniczki z kwiatkami na parapetach okien od ulicy. Było z tego dużo radości.

Pod koniec podstawówki ze dwa razy pojechaliśmy do Bielska, aby zobaczyć pochód pierwszomajowy. Oczy wychodziły nam z orbit! Tyle ludzi, kolorów, muzyki, korowodów nikt z nas wcześniej nie widział. Mieliśmy tam ciotkę, która szła z nami oglądać tę paradę i zabierała później na obiad. Przeżycie nie do opisania.

akademia szkolna

Jednak później, już w ogólniaku, entuzjazmu było dużo mniej, kiedy w pochodzie trzeba było iść z obowiązku. Pamiętam, jak w trzeciej klasie z grupą dziewczyn zbuntowałyśmy się, bo nie chciałyśmy nieść szturmówek. Ukryłyśmy się w kabinach damskiego WC! „Szef” – nauczyciel przysposobienia obronnego – kazał stanąć jednej z uczennic w drzwiach toalety z kartką i długopisem. Kazał nam wychodzić, a ona musiała spisać nasze nazwiska. Szturmówki i tak obowiązkowo dostałyśmy. Niosłyśmy je od Plant aż pod trybunę honorową, a później jeszcze trzeba je było obowiązkowo zanieść do szkoły. Ale i to nie wystarczyło. Zaraz po święcie z olbrzymim bukietem czerwonych goździków musiałyśmy przepraszać nauczyciela, a on i tak udzielił nam reprymendy. Tutaj dodam, że w czasie studiów udało mi się jakoś nigdy nie paradować w pierwszomajowym pochodzie. Jeden raz uciekłam się do zwykłego oszustwa, motywując to wyjazdem związanym z rzekomo ważną sprawą rodzinną.

Odkąd poznałam godło i flagę, stały się one dla mnie czymś po prostu znanym, ale nie pamiętam, bym darzyła je jakąś szczególną estymą. Co innego Hymn Narodowy. Ten – w swojej dłuższej wersji – był czasem śpiewany w naszym domu. Tak przez mamę, jak i przez tatę. Ona – bo lubiła śpiewać. On robił to rzadko, ale jakoś… uroczyściej. Wyczuwaliśmy, że to musi być jakaś pieśń wyjątkowa. Szczególnie, gdy podniosłemu wydarzeniu towarzyszyło paradne orkiestrowe wykonanie. W latach dzieciństwa i młodości były to najczęściej triumfy  polskich sportowców na międzynarodowych imprezach. Zawsze wtedy łzy wciskały mi się pod powieki i wzruszenie ściskało mnie za gardło, a nawet potrafiłam się rozpłakać. Przyznaję, że mam tak do dziś…

przedszkolaki na scenie na tle barw narodowych

Pracując trzydzieści pięć lat w zawodzie nauczycielki przedszkola, sama wprowadzałam podopiecznych w świat wartości i symboli patriotycznych. Oczywiście w dostępny dla nich sposób. Powtarzałam, oczywiście, utrwalone wzorce. Dzieciaki poznawały narodowe barwy, godło, flagę i hymn. Pamiętam też przejęcie, z jakim przekazałam, że oto nasz biały orzeł „odzyskał koronę, którą mu kiedyś odebrano”.

Od kiedy mam własne mieszkanie, na te majowe dni pojawia się na moim balkonie flaga polska. I jestem z tego dumna. Jest to wyraz szacunku dla narodowej symboliki. Barwy ojczyste dostrzegam też w przyrodzie, w kwiatach, drzewach, polach, a nawet zwierzętach. Miłość do Ojczyzny noszę bardziej w sobie. A przejawem jej są pisywane okazjonalnie wiersze. Jeden z nich niechaj więc zwieńczy niniejsze rozważanie.

barwy najbliższe

to biel i czerwień
znane od dziecka
barwy najbliższe
w kolorach serca

jak krew czerwona
biel w piórach orła
jedna zwycięska
druga – jak wolność

barwy ojczyste
flagą łopocą
strzegą wolności
i odrębności

choćby mnie losy
Bóg gdzie zawiodły
ta biel i czerwień
i skrzydła orła

jedyne w świecie
klarownie czyste
lecz spięte w jedno
barwy ojczyste

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok