***

Był las.
Schody wiodły do nieba.
Św. Tereska ze słodkim uśmiechem
Ofiarowywała cierpienie Panu
Jezusowi. Róże kwitły.
Miodne pszczoły pracowicie zbierały pyłki kwiatów.
Wiatr rozkołysał habit św. Tereski jak dzwon. Pofrunęła.
W tej przestrzeni było tyle powietrza. Oddech
Miała zbyt krótki. Oddech sprawiał ból.
Z bólem się układała jak ze świętością.
Tyle jeszcze wytrzymam. Wierzę, że z bólu
Rodzi się gwiazda odkupienia. Rodzi się gwiazda.
Św. Tereska śpiewa. Śpiewa godzinki.
Św. Tereska pierze, zmywa podłogę kaplicy.
Żyje na kredyt u Pana Boga. Umartwia
Swoje chore ciało. Śmieje się.
Z tą łaską uśmiechu umiera. Z łaską uśmiechu.
Pan Jezus podaje jej rękę.
Św. Tereska frunie przez oporne powietrze.
Do lasu.
Byle bliżej do schodów do nieba.
Byle bliżej.

Wędrowiec

Mówili – wędrowiec. On rozmnożył drogi
jak chleb. By nieść kęs każdemu.
Stosownie do istoty jego człowieczeństwa.
Rzeźbił szlif diamentu, który w nas
rozkwitał, płynął z cienia w blask.

Poeta – kapłan, poeta – człowiek, pasterz,
którego podróżna laska wspierała świętość.
Nie dawał się zamknąć w oczekiwanych
wymiarach, zawsze je przekraczał.
Był wielki, mały, towarzysz w pielgrzymce
do miejsc świętych, do miejsc najbardziej
ludzkich, stóp stworzenia.

Zostawił duchową przestrzeń, po to
byśmy mogli wypełnić ją sobą,
losem, wiarą, miłością.

Jego matka została mu dana.
Matka Boska. Idea i byt.

Irena Słomińska