„Być bliżej Wilna…” – taki tytuł nosiło spotkanie z architektem Michałem Bałaszem, nestorem białostockiej architektury, które odbyło się w Galerii Sleńdzińskich 12.10.2017, w ramach „Czwartków u Sleńdzińskich”. Prowadził je Sebastian Wicher.
Michał Bałasz urodził się w 1924 r. w Wilnie. Jego dziadek pochodził z Szemetowszyzny, babcia z Sulżyńskich, z majątku pod Turowem. Po ślubie młodzi kupili nowy majątek na wileńszczyźnie – Prudniki Jamki. Sąsiadował z posiadłością hrabiego Tyszkiewicza. Pierwsza wojna światowa bardzo zniszczyła majątek i żaden z synów dziadka, nie chciał w nim mieszkać. Sprzedali posiadłość i przenieśli się do Wilna. Tam właśnie Jerzemu Bałaszowi i Helenie Jakimowicz urodził się drugi syn Michał, a następnie dwie córki Weronika i Aleksandra.
Międzywojenne Wilno było tyglem narodowości, religii i kultur. Rodzina wynajmowała mieszkanie na Zwierzyńcu, dzielnicy zamieszkałej przez wielu rosyjskich emigrantów. Wakacje spędzali pod Wilnem w byłym majątku hrabiego Tyszkiewicza, gdzie pracował ich ojciec. Tam poznał członków słynnego Akademickiego Klubu Włóczęgów, Miłosza, Sztachelskiego, Jędrychowskiego, Zagórskiego, młodych zbuntowanych ludzi, o różnych poglądach politycznych. Bardzo imponowali mi ci młodzieńcy i byłem dumny gdy pozwalali mi nosić swój honorowy sztandar – grube drzewce w kształcie laski, ze zwisającymi sznurami – wspominał ze swadą i humorem Michał Bałasz.
W 1931 r. w Wilnie wystąpiła powódź. Na placu katedralnym można było pływać łódką. Wtedy Marszałek Piłsudski udostępnił dwa posiadane przez siebie domy na kolonie dla dzieci. W jednym z nich znaleźliśmy się i my, ja i mój brat – Aleksander. Któregoś dnia odwiedził nas Marszałek, który przyjechał z generalicją. Mszę odprawiał biskup – Bandurski. Mogliśmy w niej uczestniczyć , chociaż byliśmy wyznania prawosławnego – mówił pan Michał.
Kiedy wybuchła II Wojna Światowa i do Wilna wkroczyli Rosjanie ojciec, pamiętający głód panujący w czasie I Wojny Światowej zadecydował, żeby rodzina wyjechała z miasta w rodzinne strony do Prudnik Janek. Michał chodził do gimnazjum w Postawach, a później pracował w przedsiębiorstwie leśnym. Kiedy teren Litwy zajęli Niemcy, odszukał go hrabia Tyszkiewicz i zaproponował pracę księgowego w swoim majątku. Tak przydała mi się znajomość księgowości przebitkowej, której uczyłem się w szkole – śmiał się gość spotkania.
W 1944 r. partyzantka była coraz silniejsza. Wraz z kolegami wstąpił do AK. Trafił do kampanii saperski-minerskiej. Uczył się jak wysadzać mosty, zaminowywać i rozminowywać teren, organizować przeprawy. Gdy zbliżał się front, jego zgrupowanie zostało włączone do walki. W rejonie Zielonych Jezior zmierzyli się z wojskami desantowymi generała Stahela, które osłaniały odwrót wojsk niemieckich spod Wilna. W walce tej poległo wielu jego kolegów. Wkrótce dowództwo radzieckie stwierdziło, że nie mogą oni stanowić odrębnej armii i internowało polskie oddziały w głąb Rosji, do Kaługi. Dostali mundury radzieckie i rozpoczęli ćwiczenia.
Tam po raz pierwszy mógł pokazać swoje zdolności plastyczne. Malował różne zlecone hasła. Wykonał też duże malowidło ścienne. Farby stanowiła: mielona cegła, węgiel, sadza. Przydały się umiejętności zdobyte na lekcjach rysunku w Wilnie u prof. Żyngiela oraz lekcje reklamy w Gimnazjum Kupieckim. W Kałudze poznał Stanisława Jasiukiewicza, późniejszego aktora, który także posiadał zdolności plastyczne. Razem malowali portrety zamawiane przez dygnitarzy. Zaprzyjaźnił się z Bernardem Ładyszem, późniejszym śpiewakiem, który wtedy był kucharzem, z reżyserem – Stanisławem Lenartowiczem, dyrygentem – Henrykiem Czyżem, którego po latach spotkał w Poznaniu.
Cały czas też intensywnie ćwiczyli i mieli trafić na front, w ramach Armii Czerwonej, ale za odmowę złożenia przysięgi , zostali rozmundurowani i skierowani do wyrębu lasów Lemańskich koło Riazania. Tam znowu przydał mu się kurs rachunkowości – został księgowym batalionu.
Po tych doświadczeniach wojennych cały czas listownie namawiałem rodzinę do wyjazdu do Polski . Wreszcie dostałem telegram, że wyjechali i są w Poznaniu. Gdy w 1946 r. odzyskałem wolność przyjechałem do Polski odszukać rodzinę – wspominał pan Michał.
Brata odnalazł w Krakowie, a rodziców i siostry w Sulęcinie, w lubuskiem. Liceum skończył w Wolsztynie i rozpoczął studia I stopnia na architekturze na Politechnice Poznańskiej. Studia magisterskie skończyłem z wyróżnieniem na Politechnice Gdańskiej, dlatego mogłem wybierać w ofertach pracy z tzw. „nakazu”– Białystok, Bydgoszcz, Katowice. Wybrałem Białystok, ponieważ był najbliżej Wilna, zawsze ciągnęło mnie na wschód. Do tego wyjazdu namawiał mnie także Ryszard Kapuściński, którego poznałem na studiach i który pochodził z Polesia. W 1954 r. zostałem architektem miejskim. Rodzice również przeprowadzili się do Białegostoku – opowiadał w trakcie spotkania.
Wkrótce zgłosił się do niego batiuszka Strokowski, który chciał przeprowadzić remont cerkwi św. Mikołaja. W fundamentach tkwiły potężne dwumetrowe głazy. Powiedziałem, że w tej jaskini można wybudować świątynię. Ale czy to możliwe? – zapytał batiuszka. Ryzyko jest, ale cel szlachetny – odpowiedziałem. Udało się jeden z tych głazów wyjąć i tak powstała dolna cerkiew św. Mikołaja.
Potem były kaplice cmentarne w Ploskach i Sidrze, cerkwie w Kruszynianach, Czarnej Białostockiej, Czyżach, Bielsku Podlaskim, Czeremsze i w wielu innych miejscowościach. W 1984 r. rozpoczęła się rekonstrukcja obronnej, gotyckiej cerkwi Zwiastowania w Supraślu. Pan Michał opowiadał, jak udało mu się wcześniej wstrzymać niszczenie ruin pozostałych po jej wysadzeniu przez wycofujących się Niemców i zapobiec całkowitemu zniszczeniu fresków pozostałych na kolumnach tej cerkwi. Te obłupane szczątki możemy obecnie oglądać w Muzeum Ikon.
Zaprojektował także cerkiew Hagia Sophia w Białymstoku. Z wielką uwagą przyglądał się pracy ikonopistów z Grecji, którzy zastosowali nowatorską metodę. Przywieźli gotową polichromię w specjalnych siatkach, którą należało tylko przykleić. Sprawdza się doskonale na terenach zagrożonych trzęsieniem ziemi.
Projektował również kościoły katolickie, m.in. Kościół na Wysokim Stoczku. Nieżyjący już biskup Edward Kisiel, który także pochodził z Wileńszczyzny, bardzo prosił, aby swym kształtem przypominał kościoły wileńskie. I tak powstał projekt kościoła wzorowany na cerkwi unickiej w Berezweczu, którą architekt bardzo się zachwycił, przebywając w tamtych stronach.
Michał Bałasz zaprojektował również wiele kościołów i cerkwi za granicą. Odrestaurował również dworek Adama Mickiewicza w Nowogródku. Zaprojektował dzielnicę mieszkaniową w Dojlidach Fabrycznych, w której z sentymentu nadał nazwy ulic z wileńskiego Zwierzyńca: Wiewiórcza, Zajęcza, Jelenia, Rysia. Za projekt, tej dzielnicy i innych obiektów otrzymał wiele nagród i odznaczeń. Pracownia architektoniczna, którą kierował znana była w całym kraju i obsługiwała woj. olsztyńskie, lubelskie.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wielkim problemem był brak materiałów budowlanych, dlatego proponował wykonawcom zakupy starych, zrujnowanych budynków po to by odzyskać dobrą przedwojenną cegłę, którą można było wykorzystać ponownie. Barwnie opowiadał o różnych problemach w trakcie budowy poszczególnych obiektów, np. imponujące rozmiary cegły użytej do budowy cerkwi Zwiastowania w Supraślu, z którymi nie potrafiły sobie poradzić okoliczne cegielnie, a także drenaż jej fundamentów wykonany przez szesnastowiecznych majstrów, odprowadzający wodę do rzeki, uszkodzony podczas remontu. Kopułę musiał wykonać z siatki ogrodzeniowej zalanej betonem, żeby było taniej, bo często brakowało pieniędzy na dokończenie budowy obiektu i on jako architekt musiał się z tym liczyć. Szczególnie zabiegał o dobrą akustykę. Uczył się tego fachu od inżyniera Kirszensztajna z Warszawy, ojca słynnej biegaczki Ireny Szewińskiej. Wiadomości te wykorzystał przy budowie cerkwi Hagia Sofia.
Mimo ukończonych 93 lat pan Michał Bałasz nadal projektuje, jest konsultantem. Przyjeżdżają do niego po poradę architekci z całej Polski.
Architektura to mój zawód i pasja od ponad 60 lat. Specjalizacją – budowa obiektów sakralnych. Wszystkie swoje projekty lubię, bo każdy jest inny i mam nadzieję, że przetrwają kilkaset lat. Uważam się za obywatela Wielkiego Księstwa Litewskiego, w którym mieszały się różne kultury i tradycje. Tam skąd pochodzę zawsze obok siebie mieszkali : Katolicy, Prawosławni, Żydzi i Tatarzy. Było z czego czerpać wzorce – mówił w trakcie spotkania.
Bogaty życiorys pana Michała Bałasza mógłby z powodzeniem posłużyć za scenariusz filmowy. Powinien powstać film dokumentalny o nim, gdyż jak pisał ksiądz Jan Twardowski – „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…”
Cieszę się, że poznałam nestora białostockiej architektury. Powinniśmy być bardzo dumni, że mamy w Białymstoku takiego wspaniałego architekta.
(Pisząc artykuł skorzystałam też z informacji zawartych w artykule Ałły Matreńczyk „Ślad architekta”, opublikowany w „Przeglądzie Prawosławnym” Nr 1 ze stycznia 2008 r.)
Maria Beręsewicz
Podlaska Redakcja Seniora Białystok