Józefa Drozdowska

Krótka ballada o matczynej dzieży*

Ukochało cię lipowe drzewo z sadu ojca,
które niebo chłodne hartowało, które wiatry
wschodnie owiewały. Wypieściły cię chmury
pierzaste, pszczoły miodem poiły. Wreszcie
zdolne ręce bednarza, każdą klepkę ostukawszy,
w całość połączyły. Kowal kuł jak umiał najczulej
obręcze, by były lekkie i mocne zarazem.
Wygładziły cię potem ręce matki skostniałe.
Usta jej pacierz mówiły nad każdym zaczynem
i kreśliły znak krzyża, a ty – posłuszna im byłaś.
I widziały jej oczy, że w twoich świętych objęciach
rośnie ciasto miłości, jak i ty, dzieżo, święte.
_______
* Do cykorii podróżnika. Warszawa 2011, s. 13

Jolanta Maria Dzienis

wiersz dla Jakuba

nie było lepszych ciasteczek
nad te babcine wyjmowane
z blaszanego czerwonego pudła

sprawiedliwą dłonią wydzielane
wieczorem przed snem
rozpływały się w ustach

ale chleba babcia nie piekła
chleb przynosił Joachim
mały wnuk piekarza Jakuba

każdego ranka pachnący bochenek
pojawiał się na stole zawinięty
w mereżkową lnianą serwetkę

z chrupiącą skórką posypaną makiem
albo sezamem z odciśniętymi
na spodzie liśćmi chrzanu

póki tchu w piersi – starczy tego chleba
dla naszej pani – mawiał stary Jakub
namalowała nam nowe życie

ty zaś mała panienko napiszesz kiedyś
wiersz o wdzięczności piekarza a dzisiaj
podaruj mi błękitny uśmiech twoich oczu

Regina Kantarska-Koper

OPOWIEŚĆ O CHLEBIE

pamiętam chleb o pachnącej skórce
dźwięczący
dobrze wypieczony

spracowana święta ręka matki
kreśliła na nim znak krzyża
zanim
odkroiła pierwszą kromkę

w bochenku chleba
była opowieść
o ciężkich bruzdach ziemi
złotych łanach żyta
śpiew kos węk młocki
żar pieca
zapach dostatku

dziś
przynoszę ze sklepu
bezwonny chleb
o smaku papieru
pokrojony bezduszną maszyną
martwy
w celofanowej trumnie
____
Węk –  gwarowy neologizm z regionu Mazowsza, słowo naśladujące dźwięk młocki.

Urszula Krajewska-Szeligowska

Babcia czarodziejka

Pękatą kopańkę drewnianą, wierzbową
Długo rzeźbił dziadek z okrągłego pnia.
Zagniatała babcia w niej ciasto /drożdżowe
Na pieróg. Smak jego każdy we wsi znał.

Obok w dzieży z klepek drewnianych zrobionej
Wyrastał jak ziemia ciężki, wiejski chleb,
Długo wyrabiany, krzyżem oznaczony.
W piecu się na liściach z tataraku piekł.

Babcia czarowała w kuchni. Spod jej ręki
Wychodziły cuda. Wśród nich pyszne tak
Nadziewane sójki, płaskie wychopieńki,
Z marchwią fafernuchy – cóż to był za smak!

Jej niepowtarzalna babka ziemniaczana
Nazywana była babką w halce, bo
Skórka na niej była z obu stron rumiana.
Za nią bym oddała smakołyków sto!

Gdy w piecu zaczęły już pachnieć wypieki,
Aromat rozchodził się po całej wsi.
Dziś wspominam czary babci – czarodziejki
I do najsmaczniejszych myślą wracam chwil.

Nowa piosnka

Do kraju tego, gdzie chleb się wyrzuca,
A za nim gna się na karku złamanie,
Bliskich porzuca…
Nie tęsknię, Panie…

Do kraju tego, gdzie w pełnych schroniskach
Błagają nędzne psy o zmiłowanie
Z bólem na pyskach…
Nie tęsknię, Panie…

Do kraju tego, gdzie prawie już nie ma
Tych pięknych, dawnych słów na powitanie,
Dziś hej i siema…
Nie tęsknię, Panie…

Do tej, do której serce me pałało
Kiedyś w przeszłości, bo dziś jej kochanie
Hen odleciało…
Nie tęsknię, Panie…

Do tych, poglądy swoje zmieniających
Kiedy usłyszą srebrników brzękanie,
Wciąż się chwiejących….
Nie tęsknię, Panie…

I do przyjaciół nie tęsknię fałszywych,
Niegodnych, by ich zdobyć zaufanie,
Niby życzliwych…
Nie tęsknię, Panie…

Joanna Pisarska

Chleba naszego powszedniego

bez chleba nie pójdziesz w świat
nie wyjdziesz z domu
nie uniesiesz ręki

rozglądasz się wokół siebie
ile nagromadziłeś
ile wyrzuciłeś

wymieniasz marmurowe blaty w łazience
w prywatnym basenie montujesz kaskady
w kuchni podwójną wyspę

a ktoś w tym czasie zostawia dom
matkę z uschniętą ręką
dziecko które zapomni jego rysów

wyrusza w świat za chlebem
za kukurydzą za soją za ryżem
naszym
powszednim

W progu

ułóż mi schody z kamiennych żaren
ciepłych jeszcze dawnym urodzajem
który się niósł od lipcowych pól
i sypał między dłońmi bielą i złotem

będziemy stąpać po nich boso
wnosząc do domu słońce

żeby zamieszkało pomiędzy nami
jak chleb i sól

Irena Słomińska

Biedronka
Biedroneczko, leć do nieba.
Przynieś mi kawałek chleba.

Zobaczyłam na chmurce kropeczki.
I skrawek czerwieni. Doleciałaś.
Sześć czy osiem kropek? Drapieżne
też lecą do nieba. Czy spadną?
Jak Ikar, o skrzydłach z krzyczącego
kolorem wosku?

Drapieżna jak większość ludzi (łagodni są święci),
wciąż muszę poskramiać kły, zęby, paznokcie,
które ranią mnie, ciebie, rzeczywistość.
Czy przebaczę sobie swoją naturę i sztukę?
Czy będzie mi przebaczona myśl,
co mnie przenika?

Czy, cywilizowana, pójdę z koszyczkiem do Biedronki
po swoją kromkę chleba i dodatki do niej?
I czy uwierzę, że jest z nieba, ziemi, ofiarowana mi
sercem i duchem?
I czy łotr, rozpięty na swoim krzyżu,
znów mi ją odbierze?
I czy ja, drapieżna, będę umiała ją przyjąć?

Regina Świtoń

Pamięć chleba

Dom – wiekowa księga – wtopiona w paletę ogrodu.
Tu każde miejsce odsłania rozdziały wspomnień.
Matka jawi się przed oczyma jak żywa. Widzę ją
z naręczem bukowego drewna. Śpieszy do kuchni,
gdzie uchyli rąbka tajemnicy tradycyjnych wypieków.

Zmierzch jesienny chłodem puka do okien, a ja
w ciepły kącik wciśnięta spoglądam na bierwiono
wzięte w jasyr płomieni. Te mienią się złotem,
pełgają karminami, zanim w hołubcach iskier
opadną z sił na podest popielnika.

Kosior wygarnia węgielki błyszczące jak oczy kocicy
zwiniętej w kłębek na ławie. Miotła, posłana na zwiady
do piekarnianego pieca, dopełnia rytuału.

Pod okapem kosarz poci się od gorąca,
na dzieżę zerka senną powieką.

Sprężystą lepkość magia rąk matczynych
w dorodne bochny przemienia.
Na chrzanowej pościeli pęcznieją dosytem.
Szorstki język łopaty przemyci je do rozgrzanej głębi.
Tam okryją się chrupkością smaków.

Chleby, podpłomyki, idyllą dzieciństwa pachnące,
przechwyciła tęsknota.

Jadwiga Zgliszewska

* * *

kruszyno chleba
z wiersza norwidowego
dziś zbyt często
gdy pleśniejesz na śmietniku
przesytu
– jesteś odpadem

albo…
nieprzypadkowo odkrytym
upragnionym kęskiem
szperającego w nim
głodnego
– całym obiadem!

foto: pixabay.com