_

Pnie jak krzyże

Kiwa na nas palcem czas.
Pora już się opanować.
Tam gdzie kiedyś szumiał las.
Wkrótce będzie można orać.

Znika z ziemi stara puszcza,
Zamieniając się w podłoże.
Nikt niczego tu nie rusza.
W niej za pracę karzą srodze.

Może niech pozwolą chociaż,
Skosić osty i pokrzywy.
Co odsłoni pnie na pokaz,
Te ostatnie leśne krzyże.

***

Co z tym uczuciem?

Delikatne, romantyczne,
Wyznawane pod gwiazdami
I to gorzkie , spontaniczne,
Przerywane nieraz łzami.

Brak mu taktu, brak mu granic.
Rani umysł, rani serce
A przysięgę miewa za nic.
Robi z nią co tylko zechce.

A że miłość, to nie grzech,
Nie ma więc i za nią kary.
Lecz zapiera w piersiach dech,
Gdy brakuje do niej wiary.

Działa na nas jak blask ognia,
Bo oślepia i zniewala.
Gdy zapłonie jak pochodnia,
To niech nasze serca scala.

***

Jaki deszcz, taka rada

Monotonny jak jadłospis,
Jednostajny jak ból zęba.
Ni to siąpi, ni to kropi.
Zachowuje się jak zrzęda.

Taki deszcz, to żaden deszcz.
Nie przemoczy, nie podleje
I choć my go mamy gdzieś,
To on również z nas się śmieje.

Nie możemy go nastraszyć.
Nie możemy też go obić.
Nieba też się nie da zaszyć,
Cóż więc biedni mamy robić?

Iść do wójta nie wypada.
Do burmistrza nie ma po co.
Więc, jedyna na to rada;
Pracujemy od dziś nocą!

***

Gdzie On jest?

Idzie wolno chwiejnym krokiem,
Potykając się czasami,
Lecz nie traci swego wzroku,
Z wąskiej ścieżki pod stopami.

Niedołężny, stary, chory,
Niepotrzebny już nikomu.
Wyrzucony z kart historii,
Trafić chce do Pana domu.

W jego sercu żal i trwoga,
Z sensem życia się przeplata.
Pragnie więc namówić Boga,
By przyspieszył koniec świata.

A On pewnie na urlopie,
Odpoczywa gdzieś w najlepsze.
I nic nie wie o tym chłopie,
Który dziś do Niego drepcze.

Wiesław Lickiewicz

_