Rozmowa z Elżbietą Urban, dziennikarką portalu podlaskisenior.pl,, tancerką flamenco, absolwentką szkoły Super Babci, instruktorką qi gong i wspaniałą, mądrą babcią. Wywiad powstał w ramach projektu “SuperSTARSi. Z pokolenia na pokolenie”. Projekt realizowany jest w ramach  zadania publicznego, współfinansowanego ze środków programu wieloletniego na rzecz osób starszych ”Aktywni+” na lata 2021 – 2025.

babcia z wnukami

Elżbieta zawsze mi imponowała jako mądra babcia, która poprzez zabawę uczy swoje wnuki  i potrafi je tak zająć, że nie mają potrzeby wpatrywania się w ekran komórki czy komputera. Dzisiaj chciałabym się dowiedzieć więcej o jej babciowaniu, dlatego zaprosiłam ją na rozmowę.

Jak liczną gromadkę wnuków posiadasz?

Jestem szczęśliwą babcią od 12 lat, moja gromadka to trzech chłopców i jedna dziewczynka. Jan i Adam mieszkają w Lublinie. To synowie mojej starszej córki. A Zuzanna i Piotr mieszkają w Szczecinie. To dzieci mojej młodszej córki.

Z którymi wnukami masz większy kontakt?

Z tymi, które są bliżej. Z ich mamą też jestem bliżej, czyli tymi z Lublina. Odległość odgrywa tu niemałą rolę. Odkąd 12 lat temu Jaś pojawił się na świecie, staram się być u nich raz w miesiącu przez kilka dni. Od 10 lat jest też Adaś. Jeszcze chętnie ze mną rozmawiają, dlatego często się spotykamy. W  wakacje obowiązkowo są u babci kilka tygodni.

Jakie masz z nimi relacje?

Najpiękniejsze na świecie, ponieważ ci mali panowie, patrząc mi w oczy, mówią “Kocham cię babciu”, a  młodszy Adaś “Jesteś najlepszą babcią na świecie”. Czy może być piękniejsze wyznanie.

Jakie zabawy z nimi cieszą Cię najbardziej?

Jak jestem w Lublinie, gram z nimi w piłkę, bo obaj są fanami futbolu i obaj trenują. Zazwyczaj stoję na bramce, gdyż – jak to powiedział Adaś -“Babciu, jesteś najlepsza na bramce, bo jesteś taka szeroka”.

Wiem, że jesteś babcią dbającą o edukację i rozwój wnuków poprzez prezenty. Jak to robisz?

*Prezenty kupuję, gdy uznam, że są ciekawe, dlatego zawsze jest ich sporo. Pierwsze dostają w samochodzie, bo zawsze witają mnie z rodzicami na dworcu. Są to książki.
Gdy byli mali, kupowałam im kapsułki, które po zalaniu wrzątkiem rozkurczały się w różne zwierzątka. Czas oczekiwania był bardzo ekscytujący. Zwłaszcza odgadnięcie na wczesnym etapie, jakie to zwierzątko. Był to nasz poranny rytuał. Zwierzątka kupowałam zestawami: dzikie, dinozaury, domowe. Jak byli przedszkolakami, to się super sprawdzało, a potem było jeszcze wiele innych zabaw.

Powiedz mi, co to było?

Ponieważ jestem biologiem, staram się zaciekawić ich przyrodą, roślinami, zwierzętami. Robimy doświadczenia. Kiedyś zapytali mamę, co to jest fotosynteza. Wytłumaczyła im, a ja pokazałam praktycznie, by lepiej zrozumieli. Zrobiliśmy hodowlę identycznych roślin i umieściliśmy je w różnych warunkach. To było doświadczenie pokazujące wpływ światła na rośliny. Jedną roślinkę osłoniliśmy ciemnym papierem, drugą postawiliśmy w słońcu, na oknie, a trzeciej nie podlewaliśmy. Po tygodniu obserwacji chłopcy zobaczyli, że przykryta roślina jest jasna, wiotka i mocno wydłużona, ta na oknie skierowana do słońca, intensywnie zielona, ale niższa i krępa, ta niepodlewana – zwiędła.

Wiem, że co roku przed Gwiazdką wymyślasz im ciekawe prezenty. Opowiedz o tym.

Najlepszym prezentem były zabawki archeologiczne. Kiedyś w Sopocie w duńskim sklepie z zabawkami kupiłam im gipsowe kostki dla odkrywców. Kiedy się je rozbiło, w jednej była muszla, w drugiej krab. Chłopcy byli zachwyceni.

Ponieważ jestem pomysłową babcią, następnym razem kupiłam gips i zrobiłam cegły pełne skarbów: dinozaury, monety, muszelki. Chłopcy dostali młoteczki, pędzelki i z wypiekami na buzi wyłuskiwali kolejne skarby, uważając przy tym, by nic nie uszkodzić. Tak było, jak byli młodsi. Później Jasiowi wykupiłam prenumeratę Świerszczyka. Jakiż był szczęśliwy, gdy dostał kopertę zaadresowaną do niego, znikał na dwie godziny i czytał, rozwiązywał krzyżówki i zagadki. Adaś na piąte urodziny dostał ode mnie spersonalizowane życzenia od ulubionego piłkarza, Roberta Lewandowskiego, radość była nie do opisania.

Wiem, że chłopcy przyjeżdżają do Ciebie na wakacje. Jak im organizujesz czas, by wakacje były atrakcyjne?

Jak byli przedszkolakami, to chociaż nie było łatwo, udawało mi się zatrzymać ich przez trzy tygodnie. Dla babci był to nie lada wyczyn, trzymanie w ryzach dwóch “pędziwiatrów”, ale udawało mi się.
Nie były to tylko zabawy. Chłopcy przygotowywali razem ze mną posiłki. Córka była bardzo zaskoczona, gdy wysłałam zdjęcie, jak chłopcy kroją ziemniaki na frytki. Fotografowałam ich bardzo często i to była dokumentacja z pobytu u babci.
By odciągnąć ich od elektroniki,  musiałam nieźle główkować. Dawałam im zadanie, by sami narysowali karty do “Piotrusia”, czyli 6 par i 13 karta pojedyncza. Wciągnęło ich to bardzo, a karty mają do dziś.

Czy dajesz rodzicom rady, dotyczące wychowania wnuków?

Absolutnie nie. Moja córka jest mamą kochającą, ale też konsekwentną i wymagającą. Ja tylko podziwiam, jakie wspaniałe relacje ma z synami.

A jakie relacje masz z wnukami drugiej córki?

Bywam tam raz do roku, bo odległość jest duża. Piotruś ma prawo mnie nie poznawać. Ale kiedy jestem w Szczecinie, to relacje między nami są ciepłe i bliskie. Ostatnio oprowadzał mnie po nowym domu, pokazując mi każdy kącik, a na podwórku każde drzewko. Było sporo radości i czułości między nami. Często rozmawiamy przez telefon. Wtedy opowiada mi o swoich sukcesach i kłopotach.
Natomiast Zuzia to dziewczynka z fochem i niełatwo się z nią zakolegować.

Wiem, że w wakacje miałaś znów wnuków z Lublina i były to super wakacje. Opowiedz o tym.

Chłopcy byli u mnie przez trzy tygodnie i żeby dać radę, musiałam logistycznie to poukładać. Przez ostatnie dwa lata wakacji korzystałam z usług Akademii Nauki, firmy, która organizuje tematyczne, tygodniowe półkolonie. Chłopcy byli na tyle zachwyceni tymi zajęciami, że nie pozwolili mi przychodzić po nich przed czasem. Byli wśród rówieśników i świetnie się bawili do godziny 16.

Oczywiście później były inne atrakcje: papugarnia, mini zoo, wypad do lasu. Odwiedzaliśmy znajomych na wsi, a tam atrakcje dla mieszczuchów, konie, krowy, kury, koty i psy. Chodziłam z nimi na małe boisko na moim osiedlu, gdzie biegali, a ja mierzyłam im czas stoperem. Takie zorganizowanie czasu dla nastolatków wymagało od babci trochę wysiłku i pomysłów, ale warto było. Do domu przychodzili zmęczeni. Kolacja i spanie, o komórce i tablecie nie było mowy.

Byłaś też z nimi za granicą w zastępstwie mamy. Jak tam dawałaś sobie radę?

Tak byliśmy razem na Cyprze. Nie było problemu. bo obaj wspaniale pływają, jak małe delfiny i prawie nie wychodzili z wody. Potrafili sami po angielsku zamówić soki w restauracji i bawić się z rówieśnikami, porozumiewając się wspaniale. Próbowaliśmy też regionalnych potraw i objadaliśmy się świeżymi owocami.

Czy opowiadają Ci o szkole?

Oczywiście. Jasio, jak dostał 6 z biologii, natychmiast zadzwonił do mnie, wiedząc, że mnie, biolożkę, to ucieszy. Jestem z niego bardzo dumna. Adaś z kolei ma duże sukcesy sportowe, pływa, biega na krótkie dystanse, jeździ konno.

Co myślisz o pokoleniu swoich wnuków, jacy są?

Uważam, że dzieci są ogromnie przebodźcowane. Od chwili gdy otworzą oczy, do chwili, gdy idą spać, są bombardowane tysiącami informacji w telefonie, w telewizji, co nie jest obojętne dla ich rozwoju. Dlatego ja, gdy mam ich przy sobie, staram się pokazać im piękno przyrody. Pokazywałam i uczyłam nazw roślin w ogrodzie, motyli, ślimaków, żuczków. Po wielu miesiącach pamiętali te babcine nauki.

Czy myślisz, że mimo różnicy dwóch pokoleń, to Twoje wnuki będą miały łatwiej w życiu?

Ja nie chciałabym dzisiaj być młodą matką. Możliwości jest więcej, ale i zagrożeń też.
Mojej córce, która wychowuje dziś synów jest znacznie trudniej i chociaż jest szerszy wachlarz możliwości, to wybór jest trudniejszy.

A czy wymagania są większe  dla obecnych nastolatków?

Jest różnie. Powiem z punktu widzenia nauczyciela, którym byłam, wymagania nie są większe. Ucząc dwadzieścia, trzydzieści lat temu, miałam młodzież mądrą, oczytaną, znającą  podręczniki i literaturę dodatkową. Dzisiaj uczeń przed maturą nie zna podręcznika i pyta, czy musi to wszystko wiedzieć. Ogranicza się do minimum.

W moim odczuciu dzisiejszy poziom wiedzy jest znacznie niższy. Ja jestem biolożką, ale moje koleżanki – polonistki i matematyczki – mają podobne obserwacje. Dzisiaj rozwiązywanie testu maturalnego jest trafianiem w klucz, a nie sprawdzeniem wiedzy. Żyjemy w ogromnym tempie, szybkie zmiany, postęp, nowe technologie… Dlatego akceptacja rzeczywistości, elastyczność, umiejętność adaptacji to walory, które pozwolą trwać następnym pokoleniom.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad powstał w ramach projektu “SuperSTARSi. Z pokolenia na pokolenie”.

zdjęcia z archiwum rodzinnego Elżbiety Urban

Janina Żarnowska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok