„Twarz wroga przeraża mnie wtedy,
gdy widzę, jak bardzo jest podobna do mojej”.
-
S.J. Lec
Na tytułowe pytanie, postawione może i nieco prowokacyjnie, większość z nas skwapliwie odpowiedziałaby zapewne: „tak”! Oczywiście w odniesieniu do własnej osoby. Niestety, w wielu wypadkach byłaby to wypowiedź jedynie deklaratywna. Chcemy uchodzić za rozsądnych, wyrozumiałych, empatycznych i postępowych, a w rzeczywistości – lepszych niż naprawdę jesteśmy. Ludzka wszak to słabość łagodniejszą przykładać miarę do siebie aniżeli do bliźniego. Ale osądzać innych – to dopiero potrafimy!
16 listopada obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Tolerancji (International Day of Tolerance), który proklamowany został rezolucją Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w 1996 roku, ale sama idea Dnia zrodziła się rok wcześniej, podczas 28. Sesji Konferencji Generalnej UNESCO, na której przyjęto „Deklarację zasad tolerancji”. Napisano w niej m.in.:
„Tolerancja to szacunek, akceptacja i uznanie bogactwa różnorodności kulturowej naszego świata, wielości form wyrazu i wymiarów człowieczeństwa. Rozwija się dzięki wiedzy, otwartości, komunikacji oraz wolności myśli, sumienia i religii. Tolerancja to harmonia różnorodności. To nie tylko obowiązek moralny, ale także wymóg polityczny i prawny. Tolerancja – cnota, która czyni możliwym pokój – przyczynia się do zastąpienia kultury wojny kulturą pokoju”.
Obchody Dnia Tolerancji mają na celu uwrażliwienie opinii publicznej na wszelkie przejawy nietolerancji i ksenofobii, ukazywanie ich negatywnych skutków oraz wypracowywanie konkretnych wskazówek skutecznego przeciwdziałania dyskryminacji i nietolerancji. Jest to również dobry powód dla każdego z nas do zastanowienia się nad własną postawą wobec innych, szczególnie przedstawicieli odrębnych kultur, religii czy regionów świata. I temu właśnie są poświęcone moje niniejsze rozważania.
Pozornie zdawać by się mogło, że zjawisko tolerancji i nietolerancji najłatwiej dostrzec w sferze naszych postaw światopoglądowych, a zwłaszcza religijnych. Tymczasem przełom ostatnich lat pokazuje, jak w naszym kraju narasta fala ksenofobii i rasizmu. Ot, choćby histeryczne reakcje na sugestie jakiejkolwiek oferty pomocy uchodźcom – ofiarom wojny w Syrii. Lęk przed ludźmi o odmiennym kolorze skóry i paniczna obawa o „islamizację” powodują ekspansję postaw skrajnie ksenofobicznych. Niestety, Białystok jest dość niechlubnym przykładem miasta, w którym takie przypadki pojawiały się jeszcze całkiem niedawno z całą jaskrawością. Za skrajne przykłady nacjonalizmu i szowinizmu, jakie występowały przed kilkoma laty w moim już dzisiaj mieście, wstydziłam się nawet wtedy, gdy nie byłam jeszcze jego mieszkanką. Natomiast rzadkie są u nas raczej ”obrazki” fanatyzmu stricte religijnego. Czuję się uprawniona mówić w ten sposób, bowiem urodziłam się i wychowałam w okolicach Bielska Podlaskiego, gdzie zgodnie koegzystowali ze sobą przedstawiciele różnych nacji, wyznający dwie odrębne religie (katolicyzm i prawosławie).
Dużo później zrozumiałam, jak bardzo szczęśliwy był to dla mnie zbieg okoliczności. Otrzymałam bowiem rzadką szansę życiowego uczestniczenia we wspaniałej, „praktycznej” lekcji tolerancji. Tam ksiądz katolicki w mojej świątyni parafialnej zawsze po mszy w Boże Narodzenie czy Wielkanoc przekazywał wiernym życzenia od proboszcza z parafii prawosławnej z sąsiedniej wsi (i było to ustaloną praktyką). W mojej klasie licealnej liczebność uczniów obydwu wyznań była porównywalna i nikt nigdy nas nie różnicował. Dla nas po prostu takie kryterium w ogóle nie istniało. Pod tym względem los okazał się dla mnie niezwykle łaskawy. Bowiem po ukończeniu szkół znalazłam pracę, dom i swoje „miejsce na ziemi” w małym miasteczku na pograniczu Mazowsza i Podlasia, w Węgrowie. Węgrów zaś wyjątkowo chlubnie zapisał się na kartach odległej historii właśnie z zakresie tolerancji religijnej. To w tym mieście w okresie Reformacji znaleźli zrozumienie i schronienie innowiercy z tamtego okresu. A tradycja zobowiązuje. Również obecnie funkcjonuje tam Parafia Ewangelicko-Augsburska, skupiająca wiernych tego wyznania. Z racji funkcji bywałam zapraszana na wszystkie ważne miejskie uroczystości i zawsze wtedy był tam obecny też pastor wzmiankowanej parafii jako przedstawiciel tamtejszej mniejszości religijnej (na marginesie – przesympatyczny młody człowiek). Na spotkaniach przed świętami chrześcijańskimi (Opłatkowe, Wielkanocne) wygłaszał on krótką mowę-przesłanie, wraz z życzeniami w imieniu swojej wspólnoty parafialnej. Z codziennych obserwacji więc wynika, że jeśli z kimś wierzącym inaczej (lub niewierzącym) spotykamy się blisko – w relacjach sąsiedzkich, w szkołach, zakładach pracy itp. – różnice w tej sferze nie są ani istotne, ani widoczne. W rozmowach temat wiary jest jednak zwykle pomijany. Może słusznie? Lepiej z wyprzedzeniem uniknąć mogących się pojawić wieloznaczności interpretacji niektórych zjawisk i powstałych na tym tle nieporozumień. A jeśli takie postawy incydentalnie mają miejsce, to wynikają jedynie z małej wiedzy, braku elementarnej wrażliwości czy kultury współżycia. Istniejących wśród nas mniejszości wyznaniowych świadomie krzywdzić nie chcemy. Mam przynajmniej taką nadzieję. A może tylko fakt, iż w czasach obecnych wiara i jej wyznawanie nie są dla wielu tak ważne jak dawniej, staje się mimowolnie podłożem dla większej tolerancji w tym obszarze?
Rzeczywistej nietolerancji należy zatem poszukiwać gdzie indziej. Jestem przekonana, że ta najgroźniejsza przejawia się w pozostałych dziedzinach. Mianowicie w sferach: polityki, obyczaju, moralności i mentalności. Stosunkowo najbardziej widoczna jest nietolerancja dla odmiennych poglądów politycznych. Uzyskana swoboda jawnego wyrażania swoich politycznych sympatii czy antypatii rozrosła się nie tylko do rozmiarów absurdalnych, ale i groźnych.
Tak się składa, że tekst niniejszy piszę w Dniu Święta Niepodległości Polski. Na kanałach kilku stacji telewizyjnych mnóstwo obrazów zupełnie nie świątecznych: głośno skandowane obraźliwe okrzyki, karygodne hasła o podłożu nacjonalistycznym i rasistowskim, niedozwolone środki pirotechniczne i efekty wizualne w postaci skłębionego czerwonego dymu podsuwają mojej wyobraźni wizję… piekła! Czy tak ma wyglądać „patriotyzm”? Czy to godne celebrowanie rocznicy Niepodległej Ojczyzny?! Zresztą przykłady podobnych zachowań mnożą się w ciągu całego roku. Nawet wiele spotkań towarzyskich, mających przecież dawać odprężenie i radość, dość rychło przeradza się w zajadłą wojenkę słowną, której orężem nie są bynajmniej argumenty, lecz zacietrzewienie. A na placu boju nie ma wówczas zwycięzców. Rozstają się sami pokonani. Porażeni własną ułomnością, wynikłą z braku umiejętności przyznania interlokutorowi prawa do posiadania swoich racji.
Przyznam, że przerażają mnie narastające lawinowo fakty, obrazujące wszechobecność i okrucieństwo postaw braku tolerancji w wielu obszarach życia. Oto fala odradzających się nastawień rasistowskich (a nawet… faszystowskich!), nacechowanych nie tylko niechęcią, niezrozumieniem, brakiem wrażliwości, czy też zasklepianie się w kręgu swoich „jedynych racji”, ale też groźnych postaw przepojonych irracjonalną wrogością i nienawiścią oraz podbudowanych agresją. Nienawiścią wyrosłą z uprzedzeń i stereotypów, z fałszywych uogólnień, z rozpowszechnianych bezrefleksyjnie mitów czy chorej wręcz wyobraźni. Z pojętej na opak troski o to, co własne, a więc rzekomo jedynie słuszne. Taka nietolerancja jest najokrutniejsza dlatego, że uprawiana bywa niejako z założenia, z wyboru, dla samej zasady. W imię nieludzkiej maksymy: „winny, bo inny”! Mniej ważne nawet, co jest przyczyną owej inności: nacja, kolor skóry, zawód, światopogląd, odmienne preferencje, a nawet defekt fizyczny, stan posiadania, czy wręcz styl ubioru. A najgorsze, że towarzyszy temu tryumf proporcjonalny do siły nienawiści.
Nie musimy wszystkich kochać i każdego uznawać. Nie wolno nam jednak ostentacyjnie wyrażać dezaprobaty, a tym bardziej wrogości. Nie możemy innym narzucać swoich upodobań, opinii, gustów. Oni także mają prawo je mieć. Jest to podstawowy czynnik kultury współżycia. Bez takiego podejścia rzeczywistość staje się koszmarem. Trzeba umieć tolerować wiele zjawisk i spraw. Nawet tych niekiedy przykrych i uciążliwych, jeśli ceną ich likwidacji staje się krzywda drugiego człowieka. Nie ma nic groźniejszego (ale też i bardziej żałosnego) od przekonania, iż posiadło się monopol na rację!
Nie popieram oczywiście zgody na wszystko. Ani też akceptacji wynikłej z zagrożenia, zastraszenia, dla tzw. świętego spokoju. Bo tak nie właściwie pojęta tolerancja przestaje nią być. Zamienia się w obojętność, niewrażliwość. Czasem przeradza się w wygodnictwo, tchórzostwo i konformizm. Postulowana tu tolerancja to dopuszczanie odmienności, prawa do indywidualności, nawet konkurencyjności. To akceptowanie odmiennych upodobań, czasem drobnych wad i przywar. Ale też uznawanie… osiągnięć, sukcesów, czy po prostu szczęścia drugiego człowieka. Bo, przyznajmy, te niezaprzeczalne wartości czasem także trudno tolerować. U swego rywala, oczywiście…
Są rzecz jasna zjawiska, na które dać przyzwolenia nie można. Ale to już odrębne pole do rozważań. Dzisiaj więc proponuję tylko otwarcie się „[…] na rozeznanie, że dobrzy są mniej dobrzy, a źli trochę lepsi, bo w życiu jest tylko morał niemoralny…” – pozwalając posłużyć się zacytowanym właśnie fragmentem poezji ks. Jana Twardowskiego. A już zupełnie na zakończenie dołączam wiersz własny – gorzki w wymowie, lecz zawierający wiele bolesnych prawd, niestety!
O tolerancji
To nieprawda, że wszyscy są równi
i że braćmi nawzajem jesteśmy,
choć inaczej brzmią nasze pieśni,
i choć mamy prawo się różnić.
Że w odmiennych żyjemy miejscach,
inny klimat pieści nam ciała,
każdy swoim językiem włada,
wspólna jest jednak Matka-Ziemia.
Niejednako bogactwem darzy,
nie każdemu do syta chleba;
na niektórych obszarach bieda,
że o łyku wody się marzy…
Mamy różne kultury życia,
dzielą zaś religie i spory,
ubiór, wygląd i kolor skóry…
że podziałów wszystkich nie zliczę!
Ale serce wszystkim jednako
bije w piersi. To samo słońce
świeci, chociaż o różnej porze.
I miłości pragnąc – tak samo…
Warto dzisiaj, chociaż raz w roku,
znanym jako Dzień Tolerancji,
że jej brak – to jedyna racja
można przyznać przed samym sobą!
Akceptacji brak, o szacunek
trudno, a co dopiero – miłość!
Prędzej braci swoich zranimy,
bo ochronić – o wiele trudniej…
Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok