Druga część lata dopieszcza nas wysokimi temperaturami. W sposób naturalny mamy ochotę na lżejsze posiłki, dostosowane do upałów. Z niekłamaną rozkoszą spożywamy je na zimno. Najchętniej też – na świeżym powietrzu. Jednym z moich ulubionych dań na lato są parowańce, podawane na kilka sposobów.

 

degustacja na świeżym powietrzu

Kluski drożdżowe gotowane na parze są znane chyba wszystkim łasuchom, ale warto przypomnieć je teraz, kiedy jeszcze króluje lato. Danie to ma różne nazwy. W zależności od regionu kraju lub rodzinnych tradycji, są to: parzaki, parzuchy, parniki, parówki, pampuchy, parowańce. Kluski te robiła moja babcia, potem mama. Jadałam je później w różnych miejscach, ale najbardziej smakowicie przyrządza je moja siostra. Ostatnio, spędzając razem lato na wsi, ugotowałyśmy je wspólnie. Wyszły niesamowite w smaku! Wszyscy poczęstowani nie mogli się ich nachwalić.

Jak przygotować doskonałe kluski na parze? – oto i cały sekret.
Składniki na ciasto:
Podaję ilość na dużą porcję, 24 – 26 sztuk. Skład produktów na potrzebną ilość klusek dostosujemy dowolnie, zmieniając proporcje składników.
60 dag mąki
3 małe jajka
6-7 dag drożdży
3 łyżki cukru
6-8 dag masła
1 szklanka mleka
szczypta soli
Polewkę przygotowujemy oddzielnie, wykorzystując jogurt, śmietanę, maślankę oraz wybrane owoce.
Sposób wykonania:
Drożdże rozkruszyć, dodając 1 łyżkę cukru i 2 łyżki mąki oraz zalewając całość 1/3 szklanki podgrzanego na ciepło mleka. Odczekujemy aż rozczyn wyrośnie. W międzyczasie roztapiamy masło i czekamy, aby przestygło. Jajka roztrzepać z cukrem. Do przygotowanej mąki wlać masę jajeczną, wyrośnięty rozczyn i pozostałe mleko. Po wstępnym zamieszaniu łyżką dodać szczyptę soli i wyrobić ciasto. Pod koniec zagniatania dodać ostudzone roztopione masło i odstawić ciasto do wyrośnięcia w ciepłym miejscu (można na słońcu).
Kiedy jest dostatecznie wyrośnięte, wysypujemy mąką stolnicę, a całość ciasta dzielimy na trzy części. Z każdej z nich formujemy (toczymy) wałek, a następnie dzielimy go nożem na 8 równych części. Z powstałych kawałków formujemy kulki. Układamy je na posypanym mąką papierze lub stolicy; w pewnej odległości od siebie, aby nie skleiły się podczas rośnięcia. 

wyrośnięte przed parowaniem

Kiedy uformowane kulki rosną, zagotowujemy wodę w szerokim garnku. Na wierzchu naczynia stawiamy sitko od garnka na parę, a dno sitka wyściełamy wilgotną ściereczką. Do tak uformowanego „gniazdka” wkładamy po 3 – 4 kulki, które przykrywamy pokrywką. Najlepiej przezroczystą, by móc śledzić proces parowania ciasta. Po około 4 – 6 minutach, kiedy się lekko uniosą i staną bardziej połyskliwe, wyjmujemy delikatnie z sitka. Przy pierwszej porcji najlepiej sprawdzić patyczkiem, czy nie są surowe w środku. Wtedy zorientujemy się, jaki czas parowania jest wystarczający. Gotowe pampuszki są jasne, lekko błyszczące, miękkie i bardzo sprężyste. W ten sposób postępujemy z resztą pierogów, które układamy na tackach do wystygnięcia.

Kiedyś w naszym domu nie stosowało się oczywiście specjalnego sitka, bo ich nie było. Warto przytoczyć również ten sposób parowania choćby dlatego, że i dzisiaj nie każdy posiada parowar. Otóż nasza mama tak samo doprowadzała wodę do wrzątku w szerokim garnku, wcześniej obwiązując jego otwór dużą lnianą ściereczką i naciągając mocno, bo pod wpływem wilgoci lekkie wgłębienie powstawało samoistnie. Tam układała parowańce, przykrywała głęboką miską i czekała. A my czekaliśmy obok, z niecierpliwością próbując uskubnąć choćby kawałeczek spodziewanej smakowitości. Rodzicielka odpędzała swoje małe łasuchy w obawie, by się nie poparzyły. Potem polewała pampuszki śmietaną z cukrem i uczta gotowa. Tylko czasami były do tego sezonowe jagody.

Teraz serwuje się parowańce na rozmaite sposoby. Niektórzy dodają ser lub owoce do środka. To smaczna wersja, ale i bardziej pracochłonna, i nie dająca pewności, że nadzienie nie wydostanie się z klusek. Warto natomiast przygotować pyszną polewkę. My obecnie wykonujemy ją na bazie jogurtu naturalnego, czasem z niewielką domieszką śmietany oraz dodatkiem owoców: truskawek, czarnych jagód, malin, wiśni, czy musu jabłkowego. Surowych bądź z lekka obgotowanych, jak ten ostatni, z wiśni. Nasze kluski na parze udały się znakomicie. Były przepyszne! Naprawdę warto wypróbować ten rozkoszny smakołyk, mimo iż jego przygotowanie jest pracochłonne, a sam zawiera niemało kalorii. Ale raz w roku nie potrafię go sobie odmówić. Bo to niewypowiedziana pychotka!

( zdjęcia: Jadwiga Zgliszewska i Bernadyna Łuczaj)

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok