Deszczowe granie
(Czyli moje „wiersze deszczowe”)

1.      W jesiennym deszczu

Ach ten świat w jesiennym deszczu
serce moje bierze w kleszcze
a ten wiatr wśród zimnej słoty
dudni w każdy nerw tęsknotą

i gałęzie rozedrgane
jak kołysankowe granie
skrzypią groźnie wśród konarów
wyją rzewnie pożegnaniem

trawy w rozkudłanej niwie
marzną w kroplach rosy siwej
a parasol kasztanowca
przemoknięte liście strąca

wiatr żałośnie szumi szlocha
hula po zakolach płota
moja dusza płakać nie chce
zakochana w każdym deszczu

2.      Pośród dżdżu wypatruję…

Za moim oknem deszcz miarowo pada,
od paru dni trwa deszczowa ballada.
Tak rzewnymi łzami dzień rozpoczyna –
do szyby tulę twarz dziwnie szczęśliwa.

Wypatruję, czy pośród łez deszczowych
nie pojawi się chochlik niby obłok,
który szarość na tęczę przemieni,
niosąc barwy królewskiej jesieni.

Deszcz zygzaki rysuje, linie krzywe
– może nimi wypisze twoje imię?
Albo dojrzę w kroplach dżdżu zarys twarzy,
co panoszy się w centrum moich marzeń?

Wiatr rozprasza wrażenia naiwne,
deszcz układa w mozaikę przedziwną
swoje strugi z wilgocią łez moich,
komponując perłową z nich kolię.

Ja założę najchętniej ten naszyjnik –
niech nie pieści już ramion kobiet innych,
tylko moje wargi wiecznie spragnione
spiją deszczu łzy i strój melancholii…

3.      Sonata deszczowa

Patrzę na świat przemoknięty
zza szyby samochodowej
i zastanawiam się czemu
nie lubią deszczu na ogół?

Zieleń soczysta, głęboka,
zieleńsza od… samej siebie!
To nic, że ciemne obłoki
snują się nisko po niebie.

Może to życia zwierciadło,
co różne przywdziewa szaty,
bo z taką ulewą  nawet
widok jest bardziej bogaty!

Odsłania to, co zazwyczaj
umyka naszej uwadze,
bo rzadko pragniemy widzieć
udręki ludzkiej różaniec.

My dla kolorów stworzeni
i dla rozkoszy światowych,
czy raczej – dla czarnej ziemi,
kiedy już wiozą do grobu?…

Bo ta krajobrazu jasność
dzisiaj mi jest niekonieczna.
Ja wolę kiedyś na własność
mieć ją w objęciach niebieskich.

4.      Rozmarzenie deszczowe

Jakże ja deszcz ten kocham,
gdy tak pluszcze i chlapie.
Fruwa moja tęsknota
po chmur niskim pułapie.

I ten kolor zieleni
najzieleńszej zmoknięciem
w blado-szarym odcieniu,
gdy horyzont świt przetnie.

I te krople na szybach
pulsujące w rytm serca,
wciskające się liście
drzew ściganych na wietrze.

Swoją sambę tańczące,
przyspieszając wciąż tempo
kropelkowo-drgającą
sambę deszczową września.

Co wyczynia ulewa
– czarodziejka wrześniowa?
Zapatrzenie porywa
i ulecieć gotowa!

Moja dusza stęskniona
za życiodajną wodą
dziś się karmi i poi
zaokiennym widokiem.

A chmur ciemna kurtyna
nieuchronnie obwieszcza,
że na przekór festynom
to nie koniec z tym deszczem!

Deszczolubna wariatka,
jaką jestem od dziecka,
nawet kiedy wciąż pada –
proszę niebo o jeszcze!

(foto: pixabay)

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok