Palenie papierosów to jeden z najgorszych nałogów. Niebezpieczny dla zdrowia, zagrażający życiu. I bardzo obciążający portfel. Obecnie zakłady pracy w większości są strefą bezdymną, jest to bardzo uciążliwe dla palaczy.

otwarta paczka papierosów


Niektórych jednak nic nie odstrasza. Inni zaś bardzo chcieliby rzucić palenie papierosów, ale – mimo nawet wielokrotnych prób – nie udaje się im tego dokonać. I choć dzisiaj panuje raczej moda na niepalenie, to niestety wciąż uzależnienie od nikotyny jest duże.

Kiedy byłam młoda, palenie papierosów było bardzo modne. Nobilitowało w grupie rówieśniczej, miało świadczyć o dorosłości. Najpierw, jeszcze w szkole średniej, popalałam pokątnie. Już na studiach, poza domem – oficjalnie i legalnie. Coraz więcej i więcej. I długo, zdecydowanie za długo. Bo trwałam w tym nałogu aż trzydzieści lat! 

Jako młoda dziewczyna kilka razy uczestniczyłam w  pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę. Jednym z warunków obowiązujących pątników był absolutny zakaz palenia papierosów. Bardzo się tego bałam, ale – o dziwo – niepalenie nie stanowiło najmniejszego problemu. To dowód, że wszystko jest „w głowie”. Ale kiedy wracałam po dwóch tygodniach do domu, natychmiast wracałam też i do nałogu. Po powrocie z trzeciej pielgrzymki postanowiłam spróbować rozstać się z nim na dobre. Było ciężko, nawet bardzo. Wytrwałam… rok! Niestety. Za bardzo sobie zaufałam łudząc się, że uda się zapalić czasami, z rzadka, przy okazji. Okazje były coraz częstsze i niebawem znowu nie rozstawałam się z papierosami. Przestałam więc sobie zawracać głowę na wiele lat. 

znak zakazu palenia

Przełomem była przeprowadzka mojego przedszkola do nowego budynku, w którym zorganizowałam strefę bezdymną, z całkowitym zakazem palenia. Chcąc dać przykład swoim podwładnym, sama nigdy nie paliłam w pracy. Za to po powrocie do domu odrabiałam to z nawiązką. W mieszkaniu było siwo od dymu, o zapachu nie wspominając. 

Zaczęło mi to przeszkadzać. Coraz częściej nawiedzała myśl, że dobrze byłoby rozstać się z nałogiem na zawsze. Wiedziałam jednak, jakie to trudne. Ale ta myśl wracała coraz częściej. Pragnęłam skończyć z papierosami, jednak nic w tym kierunku nie robiłam. 

Kiedy wyjeżdżałam na urlop, zabrałam ze sobą aż dwa kartony tych. Były to inne czasy i tam, gdzie jechałam, takich nie było. Zdążyłam wypalić pięć i paczki. A potem dopadła mnie dziwna dolegliwość. Bardzo silny atak bólu brzucha spowodował, że znalazłam się w szpitalu. Nie wzięłam zbyt wielu rzeczy, ale nie zapomniałam włożyć  paczki papierosów do torebki. Dwie doby byłam pod kroplówką, więc o paleniu nie było mowy. Najważniejsze, że nie czułam takiej potrzeby.

Kiedy stanęłam na nogi, widziałam przez okno, jak na szpitalny dziedziniec schodzą się palacze. Myślałam, że wkrótce dołączę do ich towarzystwa. Kiedy już sięgałam po papierosa, zadałam sobie pytanie: czy ja na pewno muszę w tej chwili zapalić? I zaskoczyła mnie wewnętrzna odpowiedź: nie, wcale nie muszę. Przynajmniej nie muszę w tej chwili. I tak było za każdym razem, gdy sięgałam po papierosa. Owszem, dymka chętnie bym pociągnęła. Ale… nie musiałam! I tak skończyłam swoją tygodniową hospitalizację.

Wróciłam do mamy prosto na domowy pyszny obiadek. Ach, jak przyjemnie zawsze pali się po jedzeniu! Ale… przecież nie paliłam już tydzień. Czy nie szkoda takiego „stażu”? Przecież wiadomo, że pierwsze dni odtruwania organizmu zawsze są najcięższe. Mama mnie zresztą bardzo wspierała. Nie zapaliłam, wypiłam kawę. Otwartą paczkę papierosów i zapalniczkę położyłam w widocznym miejscu, w zasięgu wzroku. Jednocześnie świadomie nie ustanowiłam bezwzględnego zakazu sięgnięcie po nie. Przeciwnie, dałam sobie przyzwolenie, że jeśli nie wytrzymam, zapalę bez poczucia winy. I wiecie co się stało? Mój urlop trwał jeszcze miesiąc, a z otwartej paczki nie ubył ani jeden papieros. Mój wzrok często na nią padał, mój organizm często się upominał o papierosa. Ale w takim momencie zawsze pytałam siebie, czy na pewno muszę? Nie, ani razu nie musiałam. 

Po urlopie papierosy zabrałam ze sobą. Obawiałam się, że nerwówka związana z organizacją nowego roku szkolnego może sprawić, że będę ich potrzebowała. Przecież nie zakazałam ich sobie. Dopuszczałam możliwość zapalenia, jeśli nie potrafię się temu oprzeć. I wystarczyło zawsze tylko to jedno pytanie: czy muszę? Jeszcze wielokrotnie je zadawałam, bo nie ma tak lekko z nałogami. Ale powoli zaczynałam zapominać, zanikał nawyk bezmyślnego sięgania po papierosa. Dopiero późną zimą wystawiłam swój „zapas” na sprzedaż na jednym z portali aukcyjnych. Papierosy natychmiast znalazły nabywcę, a przesyłka powędrowała aż do… Francji! Pani była amatorką dokładnie tego samego wyrobu tytoniowego, co wcześniej ja. Wysłałam jej nawet, jako swoisty gratis tę niepełną, niewypaloną paczkę. 

Tak oto 25 lipca 2005 roku nagle rozstałam się z nałogiem nikotynowym. To już piętnaście lat… Od tamtego czasu ani razu nie wzięłam do ust tej trucizny. Obawiałam się, że za jednym zaciągnięciem się poszłyby następne. A tego nie chciałam za nic w świecie. Teraz już prawie nie pamiętam, że kiedyś byłam nałogową palaczką. Czyli da się. A może ktoś zechce wypróbować moją metodę?    

(foto: pixabay.com)

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok