Rocznica
Miłości Mojego Życia
jest dziś kolejna rocznica
– to już czterdziesta któraś!
gdy pamiętnym wieczorem
w tę przedwiośnianą porę
na trzecim piętrze akademika
nagle zakwitła!
–
uderzyła piorunem
z wielką siłą rażenia
od pierwszego wejrzenia!
namotała mi w głowie
trzeźwemu osądowi
nie dając dojść nawet do słowa
–
uroczyście… męczyła
przebiegła i perfidna
cudowna i zaklęta
w oszustwach niedościgła
– Czarodziejka!
–
niebo mi ją zrzuciło
z siłą mega-olbrzymią
swoje tu sprawił i kosmos
niewiele więc mogłam zrobić
naprzeciw jego mocy
–
lat kilkanaście więziła
raz podła – potem znów miła
okrutna i dręczycielka
moje niebo i moje piekło
– dwa w jednym…
–
gdy ustąpiła miejsca
i wreszcie miałam vacat
to moja ingerencja
nie zdała się już na nic
–
poszła sobie nareszcie
niepokój biorąc i dreszcze
na stare lata – spokoju
dobra i cierpliwości
należnego im miejsca
… ustąpiła?
niezapomnienie
zdaje się jakby to było wczoraj
w akademiku – wczesnym wieczorem
przed czterdziestoma kilkoma laty
kiedy grom z nieba zatrząsł mym światem
–
odkąd się jego twarz pojawiła
nie! nie amanta – blondyna z grzywką
nieregularną jak zboże płową
okularnika z iskrami w oczach
–
tak mnie poraził ten błękit źrenic
na lat dziesiątki całkiem uziemił
o jego serce długo walczyłam
potem nie marząc już – nadal tkwiłam…
–
myśli odlecieć gdzieś nie umiały
trwały wciąż przy nim zaczarowane
ja za duchową się milionerkę
uznawać chciałam walcząc o serce
–
ten co się nie rozstawał z gitarą
i tylko wtedy byliśmy parą
gdy tworzyliśmy piosenki wspólne
ja dając słowa a on im – nutę
–
łączyła wszakże nas jedna miłość!
do gór wspinaczek i włóczęg – była
chociaż nie tylko w górach na szlaku
rajdach obozach zlotach biwakach
–
spotkania były i długo potem
kiedy studenckie ucichły kroki
lecz w moim sercu nic nie ucichło
szalało głośno i… nierytmicznie!
–
nie wypieramy się znajomości
z zamierzchłych czasów – gdy będąc młodzią
jeszcze się przecież czasem spotkamy
aby wspominać tamte kochane
–
lata najsłodsze – młodości lata…
a mnie dojrzała myśl gdzieś ugniata
czy kiedykolwiek nie zdołam uciec
przed zapytaniem o to uczucie?
Moje ogrody
W martwym ogrodzie wspomnień
próbuję ożywiać kwiaty
sprzed wielu lat
wiem że niepotrzebnie
otwieram pokrytą patyną
kłódkę do tamtych dat
–
dotykam każdego z osobna
chucham ogrzewam
znajduję je jednak
skostniałe i martwe
zdążyły pewnie
odfrunąć
do nieba albo piekła…
–
nigdy więcej rozterek
i tamtych niepokojów
zadręczeń
nieobietnic szczerych
nigdy tamtych kaczeńców
jaśminów naręczy
i powoju…
–
… więc zamykam furtkę
od tamtego ogrodu
moja zbędna ciekawość
ukarana
nie bez powodu!
[…]
Nie zapomnę
W jego oczach
koloru niezapominajek
odbijało się niebo całe
–
a te oczy okularnika
trzeba – nie trzeba
ciskały błyskawice
od których płonęłam
–
a takim biły blaskiem
tak na wskroś przeszywały
że nie mogąc w nie patrzeć
– unikałam
(choć trzeba było najpierw
przez szybkę jego okularów)
kiedyś sam mi powiedział
że nie potrafię patrzeć w oczy
… uroczy!
a one – tak mi tę miłość
obłędnie hołubić kazały
–
choć wszystko się działo
minionymi laty
i tak dawno już
rozminęły się nasze światy
– gdy tylko zakwitają
tamte kwiaty
i przypominają
nasze włóczęgi z plecakiem
pośród drzew
skał
połonin
i mozolny trud wspinaczek
sięgam do albumu
zasuszonych wspomnień
i wiem –
choć nigdy nie było
tak naprawdę
ciebie i mnie…
… nie!
– nie zapomnę!
Tamte kaczeńce
Dziś
przypomniały mi się kaczeńce
takie niespotykanie długie
których całe naręcza
zrywałeś wtedy dla mnie
nad Bugiem
–
zajrzałam więc do albumu…
są! zasuszone
tak jak i moje uczucie
niewypełnione
–
niewypłakane
nieutulone
sieroce…
cóż tak być musiało
widocznie
–
ale te znad Buga kaczeńce
jeszcze teraz żółcieją
w kuferku mego sercu
– pamięci
–
i bujna przeszłość
zakrwawi wtedy
zaszydzi cierpko
a ja łzę otrę szybko
zamknę pamiętnik…
Echo odległe pieśni mi gra
Odszedłeś z mego świata
czy nigdy cię nie było?
wymarzyłam
wyśniłam tę miłość
która życie mi przewróciła
–
wypieściłam
obejmowałam
trzymałam w ramionach
kołysałam
jak niemowlę
tuliłam do łona
poiłam nektarem
– boskim napojem
ciągle mając w głowie
to jedno
że jest dla mnie wszystkim
na pewno
i że nie przeminie
nigdy w życiu…
–
… a ona tymczasem
powoli
się zestarzała
przebrzmiała
opróżniła mi serce
uwolniła duszę
i dziś już jest zaledwie
echem odległym
odgłosem pustym
i słodko-gorzkim
wspomnieniem…
Niedobra miłość
Niedobra miłość, zatruta jadem,
pod próg mój przyszła z topnieniem śniegu,
a ja do stołu wraz z nią zasiadłam,
kto – nie pytając, ani – dlaczego.
–
A despotyczna to była pani,
co rozgościła się w moim domu.
Drzwi mego serca strzegła zachłannie
i do nich wejść nie dała nikomu.
–
Co mi przyniosła? Najpierw nadzieję
złudną i płochą, i niespełnioną.
Dzisiaj się gorzko z tamtych dni śmieję…
W niebie na tyle mi pozwolono!
–
I nakarmiła mnie niepokojem,
żarliwych tęsknot krocie przesłała.
Ja wypijałam truciznę moją –
wielki ocean oczekiwania.
–
Aż narkotykiem dla mnie się stała,
żyć bez którego nie sposób było.
Raz weseliła, raz zasmucała,
aż niepewnością się udławiłam!
–
Była łagodna, to znów drapieżna,
rozterkę wielką w sercu zasiała.
Wiele lat była moim ciemięzcą,
ja – niewolnicą jej pozostałam.
–
Podarowała chaos i zamęt,
obłęd i gorycz, duszę szaloną.
Dzisiaj i za to dziękuję nawet.
W niebie na tyle mi pozwolono…
***
Aż rozpostarł się między nami
milczący ból pożegnania
sączący jak smuga
gasnącego dnia
–
słowa umarły
nim się urodzić zdążyły
i tylko wzrokiem goniłam
oddalającą się postać
którą widzę do dziś
jak znika
–
porwał mi cię wiatr
czy świat
albo te niedomówienia
co mówiły zbyt wiele
–
wspomnienia płowieją
blizną białych plam
pozostajesz tylko
na pożółkłych kartach pamiętnika
–
nasza przeszłość
to już fotografii sepia
a jednak oczu twoich błękit
jak słodki żar
chowam w szufladzie
na dnie serca
–