OPOWIEŚĆ TRZYDZIESTA CZWARTA – EMERYT I BUDOWA

Emeryt Protazy miał w swym mieszkaniu kilka przedmiotów, które można by określić mianem „kultowych”. Były to przedmioty o długim okresie żywotności, z którymi emeryt nie potrafił się rozstać. Jednym z nich był ręcznik użytkowany przez Protazego od kilkunastu lat. Traktował go jako wyrób o szczególnej jakości i uważał, że żaden inny ręcznik, nawet najnowszy, nie jest w stanie mu dorównać. Niestety, jak każda tkanina, wymagał od czasu do czasu uprania. Konieczność taką dostrzegał też Protazy, który po upraniu wyjątkowego dla siebie wyrobu powiesił go na balkonie.

Akurat był słoneczny dzień, co stwarzało szansę na szybkie wyschnięcie ręcznika. Wszystko zdawało się dziać w zwykłym trybie przebiegu zdarzeń. Nagle, niespodziewanie zerwał się porywisty wiatr, który zerwał ręcznik ze sznurka i uniósł go w powietrze. Ręcznik szybował, niczym spadochron, przez kilkanaście metrów, lądując na terenie pobliskiej budowy.

Akurat obok bloku, w którym mieszkał Protazy, wznoszono nowy budynek i w związku z tym w sąsiedztwie ogrodzono spory teren, na którym trwały intensywne prace budowlane.

Perspektywa utraty ręcznika przeraziła emeryta. W żaden sposób nie wyobrażał sobie dalszego życia bez swego ulubionego przedmiotu. Postanowił zatem odzyskać go za wszelką cenę. Wyszedł z domu i znalazł się przy ogrodzeniu budowy. Spojrzał w górę i zobaczył swój ręcznik zaczepiony na wysokości pierwszego piętra o drewnianą deskę stanowiącą element barierki ochronnej. Żeby odzyskać ręcznik, musiał wejść na teren budowy. Nie było to jednak proste. Powinien przejść przez bramę wejściową , której pilnował ochroniarz. Protazy nie miał pewności, czy zostanie wpuszczony na teren budowy z powodu poszukiwania ręcznika. Mógłby to być mało wiarygodny powód, a, co gorsza, ochroniarz pomyślałby, że pod pozorem poszukiwania ręcznika emeryt chce coś ukraść z budowy.

Ponieważ dzień się miał ku końcowi i robotnicy opuścili już teren budowy, Protazy uznał, że lepiej będzie wspiąć się na ogrodzenie i przez nie dostać się do obszaru, w którym znajdował się ręcznik. Perspektywa sforsowania ogrodzenia dla niemłodego już emeryta nie wydawała się być najlepszym rozwiązaniem. Protazy postanowił więc przedostać się na budowę pod ogrodzeniem. W tym celu wrócił do mieszkania, w którym znalazł nieużywaną od kilkunastu lat saperkę. Schował ją w małej szafce w przedpokoju, ale przez te lata nie miał okazji, aby z niej skorzystać. Wyjął też małą latarkę, bo powoli nadchodził zmierzch. Uzbrojony w dwa pomocne przedmioty Protazy ponownie wyszedł z domu i zbliżył się do ogrodzenia. Obszedł je dokoła, szukając dogodnego miejsca do podkopu. Zauważył niewielkie obniżenie terenu, gdzie ogrodzenie nie dotykało ziemi. Uznał to za najlepszy punkt rozpoczęcia swej brawurowej akcji. Uchwycił w obie ręce saperkę i cierpliwie usuwał kolejne grudki ziemi, pogłębiając obniżenie terenu, przez które mógłby wśliznąć się pod ogrodzeniem.

Niebawem okazało się, że latarka jest niepotrzebna. Gdy zrobiło się ciemno, na budowie zaświeciło się nieco przymglone oświetlenie, ale na tyle jasne, że latarka nic by nie dała.
Dodatkowo w sąsiadującym z budową bloku, w którym mieszkał Protazy, lokatorzy zaczęli zapalać światła. Emeryt miał więc niemal komfortowe warunki do przeprowadzenia swej śmiałej szarży. Z drugiej jednak strony lokatorzy z okien zaczęli z ciekawości przyglądać się Protazemu, który czołgał się pod ogrodzeniem w celu wejścia na teren budowy. Niektórzy wyszli na balkony i z zainteresowaniem przyglądali się wyczynom emeryta. Protazy, nie zważając na to, że jest obserwowany, przedostał się przez ogrodzenie ku swemu niewątpliwemu zadowoleniu.

Teraz bez przeszkód przybliżył się do wznoszonego budynku. Nad jego głową zwisał kultowy ręcznik, który za żadną cenę nie chciał spaść na dół. Zresztą pod wieczór wiatr ustał, więc szanse na spadnięcie ręcznika zmalały praktycznie do zera. Protazy zaczął panicznie szukać wokół przedmiotu, którym mógł strącić ręcznik na dół. Po chwili znalazł jakąś deskę leżącą na stercie piachu. Chwycił ją w ręce, lecz niewiele to dało, bo deska była za krótka i za ciężka, aby dosięgnąć do ręcznika.

Postanowił więc zastosować inną metodę. Tuż obok znajdowała się starannie ułożona sterta cegieł. Protazy chwycił jedną z nich i rzuciła ją w górę, Te ledwie trąciła ręcznik, lecz nie na tyle mocno, aby spadł na ziemię. Ponowił więc próbę, lecz i tym razem okazała się ona nieskuteczna.
Rzuty cegłą wywołały pewne odgłosy, co zaciekawiło niemłodą już lokatorkę zamieszkującą pobliski parter. Była to osoba czujna, reagująca na każde podejrzane wydarzenia. Słysząc szmery, wyszła na balkon i ujrzała w ciemności wątłą sylwetkę emeryta wykonującego zaciekle kolejne rzuty cegłą w kierunku wiszącego ręcznika. Zdziwiona tym widokiem pomyślała, że jakiś włamywacz wdarł się na teren budowy. Wykonała więc natychmiast telefon na policję i do straży miejskiej, alarmując o zaistniałej sytuacji.

Tymczasem Protazy kontynuował heroiczną walkę o odzyskanie ręcznika. W pewnym momencie dostrzegł leżące obok kostki brukowe. Uznał, że taka kostka jest cięższa od cegły i łatwiej będzie mu strącić ręcznik na ziemię. Rozpoczął więc rzuty kostką. Po paru próbach osiągnął upragniony cel. Wyrzucona w górę kostka uderzyła w drewnianą barierkę, w wyniku czego ręcznik spadł na dół, lądując na cementowo-piaszczystym podłożu. Protazy nie myślał już, że będzie musiał ponownie uprać ręcznik. Chciał jak najszybciej opuścić teren budowy.

W tym momencie usłyszał sygnały wozu policyjnego i straży miejskiej. Na domiar złego ochroniarz wyruszył na obchód budowy. Protazy wpadł w panikę. Przerzucił przez ogrodzenie saperkę i zaczął pełzać przez wykonany uprzednio podkop. Pech chciał, że w trakcie przemieszczania się zawadził koszulą o drut wystający z ogrodzenia. Skutecznie zablokowało to dalsze ruchy emeryta.

Tymczasem funkcjonariusze policji i straży miejskiej wraz z ochroniarzem przybyli do miejsca podkopu i zobaczyli przestraszonego emeryta tkwiącego w pozycji leżącej pod ogrodzeniem z ręcznikiem kurczowo trzymanym w ręku. Zobaczywszy ich, Protazy zaczął wyjaśniać powody swej niezwykłej wizyty na budowie. Początkowo tłumaczenia te uznano za naiwne, ale w końcu potraktowano Protazego jako nieszkodliwego osobnika, a jego wyczyn przyjęto z przymrużeniem oka.

Cały ten spektakl był niemałą atrakcją dla mieszkańców, którzy masowo okupowali balkony pobliskiego bloku. Funkcjonariusze wyciągnęli uwięzionego emeryta z pułapki. Jedyną sankcją, jaką zastosowano, było natychmiastowe zasypanie podkopu. Sfrustrowany Protazy musiał zatem przeczołgać się na drugą stronę ogrodzenia po saperkę i ponownie wypełnić podkop ziemią.

Wieczór z ręcznikiem zapadnie na pewno nie tylko w jego pamięci.

Andrzej Wróblewski