OPOWIEŚĆ TRZYNASTA – EMERYT I KOMPUTER

Emeryt Protazy jako człowiek starej daty, który nie lubił zapoznawać się z nowinkami technicznymi, doznał pewnego razu szoku cywilizacyjnego. Oto przyszło mu się zmagać
z urządzeniem nie figurującym w jego hierarchii wartości jako godne uwagi.

Pewnego dnia, jak zawsze, siedział sobie w swym zacisznym mieszkaniu, popijając herbatę
i podgryzając od czasu do czasu waniliowy wafelek, który ze względu na przystępną cenę stanowił codzienny przysmak niezamożnego emeryta.

Nagle ciszę klimatu mieszkalnego przerwał dźwięk telefonu. Tak rzadko ktoś do niego dzwonił, że w pierwszej chwili uruchomił w głowie proces myślowy, który umożliwiłby mu identyfikację dzwoniącej osoby. Ponieważ telefon wydawał z siebie powtarzające się sygnały dzwonka, Protazy z lekko podwyższonym ciśnieniem podniósł drżącą ręką słuchawkę
i wypowiedział tradycyjne słowo „Halo”.

– Dzień dobry, panu – rozległ się miły głosik młodej osóbki po drugiej stronie.
– Dz… dzień dobry – lekko jąkając się odpowiedział Protazy, nie bardzo wiedząc, z kim rozmawia.

Osóbka jednak kontynuowała swój monolog:
– Proszę pana, dzwonię w imieniu firmy „Megabit”. Chciałabym panu przedstawić oszałamiającą ofertę. Został pan wybrany jako jedna z niewielu osób , do której zwracamy się z tą nieprawdopodobnie atrakcyjną propozycją.
Pragnę panu zaoferować dostęp do internetu umożliwiający odbiór sześćdziesięciu kanałów telewizyjnych. To jednak nie wszystko. Otrzymuje pan od razu rabat w wysokości trzydziestu procent, a do tego za jedyną złotówkę (to nie pomyłka, to naprawdę jeden złoty polski) najnowszy model laptopa.

Protazy, któremu obce były tajemniczo brzmiące słowa „internet” i „laptop”, nie bardzo rozumiał w pierwszej chwili, o co chodzi. Ponieważ jednak osóbka wspomniała coś
o telewizji, o której emeryt miał jakie takie pojęcie, uznał, że można skusić się na taką propozycję. Ostatecznie poczyni jakieś oszczędności w domowym budżecie i podoła takiemu wyzwaniu.

Po uzyskaniu potwierdzenia Protazego, że przyjmuje ofertę, uradowana osóbka oznajmiła mu, że za dwa dni przybędzie do niego monter w celu zainstalowania połączenia z siecią internetową i przekazania laptopa.

Po odłożeniu słuchawki zszokowany Protazy opadł bezwładnie na fotel, który z racji wieku lekko zaskrzypiał.
Teraz zaczęło się dręczenie własnego umysłu. Czy dobrze zrobił, że się zgodził ? Może trzeba było odmówić ? Jak sobie da radę z internetem i laptopem ? Po chwili uznał, że nie ma już odwrotu i pogodził się z koniecznością konfrontacji z najnowszymi, w jego mniemaniu, wynalazkami współczesnej techniki.

Tak, jak zapowiadała osóbka, po dwóch dniach Protazy usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi.
Zerwał się na równe nogi i podbiegł do wejścia. Na progu ukazał się barczysty osobnik
z wielką torbą i kartonem w ręku.

– To pan zamawiał internet ? – zapytał grubym głosem.
– No tak, ja – niepewnie odpowiedział Protazy.

To, co się zdarzyło w ciągu następnych dwudziestu minut spowodowało u emeryta wstrząs psychiczny wywołany przeniesieniem się do innej epoki. Zobaczył bowiem plątaninę kabli, przycisków i wtyczek, z którymi fachowo walczył monter.

– Muszę wyprowadzić z pana mieszkania kabel internetowy do zbiorczej skrzynki, która jest na korytarzu, w tym celu muszę wywiercić w ścianie dwa otwory, żeby przeprowadzić ten kabel.
Gdy uruchomił wiertarkę, która skutecznie produkowała pył w kolorze jasnoczerwonym unoszący się pod żyrandol, a następnie opadający na podłogę, Protazy omal nie zakrztusił się z wrażenia. To jednak było dopiero wstęp do tego, co go czekało w kolejnych minutach.
Kabel zwisał bezwładnie ze ściany, wijąc się po podłodze. Monter stwierdził, że musi go przymocować do listwy przypodłogowej, aby Protazy mógł swobodnie poruszać się po mieszkaniu i unikać bezustannego zaplątywania się w niego.

Kolejne minuty wypełnione były jednostajnym odgłosem uderzeń młotka, którym monter co pół metra wbijał gwoździk mocujący kabel tuż przy ścianie.
Protazy był już mocno wyczerpany z emocji, lecz nie wiedział, że do końca tej całej operacji wiele jeszcze pozostawało.

Po zainstalowaniu kabla monter otworzył duże pudło kartonowe i wyjął z niego dekoder.

– A co to za urządzenie ? – spytał zaciekawiony Protazy.
– To jest dekoder, który umożliwi panu dostęp do internetu.
– Deko…. co? – dopytywał dalej emeryt.
– Dekoder – powtórzył monter, który po chwili zaczął podłączać całe mnóstwo różnych wtyczek i krótszych kabelków do telewizora.

Po zakończeniu całej operacji montażu przystąpił do sprawdzania prawidłowości działania dekodera. Do uruchomienia pozostawał jeszcze laptop.
Monter długo objaśniał Protazemu zasady funkcjonowania komputera, ale emeryt był tak oszołomiony ogromem szczegółów, że niewiele z tego zapamiętał.
Na zakończenie pobytu monter wręczył Protazemu ogromną ilość instrukcji obsługi, karty gwarancyjne, po czym stwierdził, że laptop wymaga skonfigurowania i pospiesznie opuścił mieszkanie.

Protazy pozostał sam z przewierconymi ścianami, kablem wijącym się po podłodze i nowymi, obcymi urządzeniami, których nie potrafił obsłużyć. Bał się nawet dotknąć klawisza w laptopie, aby nie spowodować uszkodzenia. Zdał sobie sprawę, że stał się nagle posiadaczem nowinek technicznych, z których nie jest w stanie korzystać.
Co gorsza, uświadomił sobie, że co miesiąc będzie musiał płacić abonament powiększony
o dodatkowe kanały telewizyjne i internet. Był wręcz wściekły na siebie, że podjął taką pochopną decyzję. Mógł przecież prowadzić nadal spokojny, kameralny styl życia
w zacisznym pokoju. a teraz nie wiedział, co począć z tym obcym dla niego zestawem urządzeń i przewodów wypełniających od lat niezmienione mieszkanie.

Do takich niemych sublokatorów może się przyzwyczaić, ale po co miałyby być i tylko zajmować miejsce ? Protazy gorączkowo zaczął myśleć o możliwości znalezienia jakiegoś rozwiązania tej niekorzystnej sytuacji.

Spojrzał odruchowo na zostawioną mu przez montera umowę. Rozpoczął szczegółowe studiowanie poszczególnych paragrafów. w pewnej chwili doznał olśnienia. Oczy błysnęły mu, jak latarnie morskie w nocy. Zobaczył zapis, w który początkowo nie mógł uwierzyć. Przeczytał jeszcze raz i zobaczył to samo. Był tam zapis, że jeśli dostarczone urządzenia nie będą go zadowalać, to może wypowiedzieć umowę w ciągu czternastu dni bez konsekwencji finansowych. Poniżej był podany numer telefonu kontaktowego.

Nazajutrz Protazy wykonał odpowiedni telefon. Po dwóch dniach zjawił się monter, który
z wyrazem zawodu na twarzy zdemontował zainstalowane uprzednio obce Protazemu wynalazki.

Emeryt odetchnął z ulgą. Przygoda z nowoczesną techniką była dramatyczna, ale zakończona po jego myśli. Zderzenie z rewolucyjnymi wynalazkami, było, niestety, ponad jego siły.

Znów mógł sobie włączyć telewizor odbierający kilka kanałów, co w pełni zaspokajało jego potrzeby. Na pamiątkę zostały mu tylko dwa otwory w ścianie, które będzie musiał jakoś zakleić.

Andrzej Wróblewski