OPOWIEŚĆ DWUDZIESTA TRZECIA – EMERYT I KONKURS

Emeryt Protazy, jako wzorcowy przykład osobnika konserwatywnego z upodobaniem do niezmiennego trybu życia , był od czasu do czasu poddawany nieoczekiwanym próbom życiowym, jakie gotował mu przewrotny los. Czym można bowiem wytłumaczyć zdarzenie, jakie miało miejsce w pewien piątek ?

Był to przeważnie jedyny dzień w tygodniu, w którym Protazy kupował gazetę. Zawierała ona w sobie bezcenny dodatek, jakim był program telewizyjny. Kupowanie gazet co dzień stanowiłoby spory uszczerbek w skromnym budżecie emeryta, tak więc głównym środkiem kontaktu Protazego ze światem była telewizja.

Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Emeryt przyszedł do kiosku i jak zwykle poprosił o tę samą gazetę. W tym momencie zupełnie przypadkowo rzucił okiem na leżącą obok niewielką broszurkę, która w tytule miała tylko dwa wyrazy: „Konkursy poetyckie”. Nie wiadomo, jaka siła opętała Protazego, który zrobił wyłom w swej tradycji i zupełnie nieświadomie, jakby pod wpływem czyichś podszeptów, poprosił również i o tę broszurę.

Prośba ta wywołała niemałe zdumienie ze strony pani kioskarki, która przyzwyczajona była do tego, że emeryt kupuje zwykle tylko jedną gazetę z programem. Bez słowa jednak dała Protazemu obydwie publikacje, za które zresztą emeryt zaraz zapłacił i pospiesznie wyszedł z kiosku w kierunku domu. Po drodze bił się z myślami, usiłując znaleźć przyczyny swojej niecodziennej i pochopnej decyzji.
Co go mogło podkusić do tego, że akurat ta broszurka, a nie inna, wpadła mu w oko ? Protazy nie napisał w życiu żadnego wiersza, w ogóle twórczość poetycka nie robiła na nim żadnego wrażenia. a tutaj nagle stał się posiadaczem niechcianego przedmiotu, który mógłby bez zmrużenia oka wyrzucić do kosza.

Protazy był jednak człowiekiem oszczędnym i nie znosił marnotrawstwa. Dlatego też uznał, że zanim coś się wyrzuci, to trzeba z tego zrobić jakiś użytek.
Wszedł do mieszkania i gdy tylko przekroczył próg, rozłożył broszurkę na stole i zaczął przeglądać jej treść.
W miarę studiowania kolejnych stron narastała w nim ciekawość poznania czegoś więcej
o konkursach poetyckich, których wykaz mieściła w sobie zakupiona przypadkowo broszurka.
Co więcej, zrodziła się u niego absurdalna myśl wzięcia udziału w jakimś konkursie ! Na pozór wyglądało to na szaleństwo. On, emeryt, antytalent, ma stawać w szranki z renomowanymi twórcami, którzy w niejednym konkursie uczestniczyli i na pewno dysponują o wiele większym doświadczeniem. Protazy był jednak człowiekiem przekornym i na złość niekorzystnym okolicznościom lubił czasem podejmować, zdawałoby się, wyzwania z góry skazane na klęskę.

Tak było i tym razem. Zachęcony szalonym pomysłem emeryt uznał, że właściwie nie ma nic do stracenia. w przypadku przegranej nic się nie stanie. Jest na tyle osobą anonimową, że nikt nie będzie się z niego naśmiewał. Protazy z coraz większym zapałem przeglądał więc ogłoszenia o konkursach. w pewnej chwili znalazł informację o konkursie na miniwierszyk dla dzieci. Pomyślał, że to w sam raz dla niego. Nie trzeba dużo pisać. Wierszyk dla dzieci, więc niepotrzebne są jakieś wielkie przesłania ani głębokie myśli. Założenia niby proste. Problem zaczynał się wtedy, kiedy trzeba było napisać coś konkretnego.

Protazemu przyszedł do głowy dwuwiersz, jaki jeszcze w dzieciństwie mówiłam babcia.
Brzmiał on mniej więcej tak:
„Koci, koci, łapci,
Pojedziem do babci”.
Protazy pomyślał, ze mógłby potraktować ten tekścik jako podstawę do ułożenia własnego utworu. Zmiana w treści była niezbędna. Inaczej posądzono by go o plagiat.

Długo bił się z myślami, gryząc bezwiednie końcówkę starego długopisu, który przypadkowo znalazł w szufladzie. Generalnie mało pisał, więc długopis przeleżał już parę miesięcy, ale na szczęście jeszcze funkcjonował.
Po paru godzinach wpadł na rewelacyjny pomysł, żeby tekstowi temu nadać trochę zmienioną treść. Brzmiałby on tak:
„Koci, koci, łapci,
Używajmy kapci”.
Taka wersja wydawała się mu genialna. Przede wszystkim zachęca dzieci do chodzenia w kapciach. Jeśli będą chodzić w butach, to pobrudzą pomieszczenia. Zarówno w szkole, jak i w domu. Gdy będą chodzić bez butów, to podrą skarpetki. Jeśli zdejmą skarpetki, to chodzenie boso może przynieść niemiłe niespodzianki typu skaleczenie lub katar.
W ten sposób kapcie wymienione w tym dwuwierszu to najlepszy rodzaj okrycia stóp.

Ile w tym jest zawartych elementów pedagogicznych, które mogą właściwie kształtować charakter dziecka już od najmłodszych lat ! Słysząc ten wierszyk każde dziecko z pewnością bez oporu i z ochotą zakładałoby kapcie w każdym pomieszczeniu. No, może w sklepach, czy na dworcach nie byłoby takie potrzeby. Wystarczy jednak, że zechcą to robić w szkole i w mieszkaniu, a już przesłanie zawarte w utworze spełni swój cel.

Protazy był niezwykle dumny po tych przemyśleniach. Poczuł, że odkrył w sobie talent pedagogiczny. Oczywiście za późno było, aby go wprowadzić w życie, ale przynajmniej mógł ten talent spożytkować na forum konkursu.
Po paru minutach entuzjazm jego mocno zmalał. Zaczęły go dręczyć myśli prowadzące do wręcz przeciwstawnych wniosków. a jak się jury nie domyśli, o co chodzi w tym tekście ?
Może nie zrozumie przesłania i głębi sensu zawartego w dwuwierszu ? Może ograniczy swe działania do obojętnego rzucenia okiem i wyrzucenia do kosza ? Wtedy cały wysiłek poszedłby na marne.
Po godzinnym zmaganiu się z tym poważnym dylematem Protazy uznał, że skoro już ułożył taki wychowawczy tekst, to szkoda byłoby go odłożyć do szuflady. Postanowił go wysłać na konkurs, choć nie robił sobie wielkich nadziei na jakikolwiek sukces.

Napisanie było jednak tylko początkiem tego, co pozostawało jeszcze do zakończenia całego przedsięwzięcia. Musiał przecież wysłać ten wierszyk pocztą, a w domu akurat, jak na złość, nie miał ani jednego znaczka, ani koperty.
Musiał więc, niestety, podjąć czynność, której nie lubił, czyli wyjść z mieszkania. Ruszył niebawem w kierunku poczty, aby dokonać niezbędnego zakupu.
Na poczcie oczywiście, jak zwykle, była długa kolejka. Protazy od dawna nie był w tym urzędzie, nie wiedział więc o zmianach, jakie dokonały się w ostatnich latach. Przyzwyczajony był do tego, że uformowała się kolejka do okienka. Wszyscy stali jeden za drugim i czekali cierpliwie. Tymczasem w rzeczywistości obowiązywał system pobierania numerków z automatu.

Nie wiedząc o tym, Protazy stanął na środku sali i dziwił się, że przed nim nie ma nikogo. Wszyscy stali lub siedzieli z boku przy ścianach. w pewnej chwili od jednego z okienek odeszła jakaś osoba. Protazy ruszył raźnym krokiem w kierunku tego okienka, ale raptem z boku podeszła inna osoba. Protazy był mocno wzburzony takim zachowaniem. Jak można podchodzić bez kolejki ? Przecież on tu stoi od paru minut, a takie indywiduum bezczelnie i bez pytania wpycha się przed niego. Na szczęście Protazy nie był człowiekiem wybuchowym i zaczął analizować powody zachowania się tego indywiduum. Stojąc nadal na środku sali, obserwował zachowanie innych. Jego wrodzona inteligencja i resztki sprytu, jakie mu zostały z dawnych lat pozwoliły stwierdzić, że należy najpierw pobrać numerek i czekać, aż się wyświetli na ekranie. Protazy, obserwując spojrzenia innych czekających, którzy dostrzegali jego niepewne zachowanie, powoli podszedł do automatu. Ponieważ jednak był to jego pierwszy kontakt z tym urządzeniem, a nie chciał poznać po sobie, że ma z tym problem, stał przy automacie, rzucając od czasu do czasu ukradkiem spojrzenia na napisy znajdujące się na panelu automatu. Obserwował też nowe osoby przychodzące na pocztę i sposób ich postępowania przy tym tajemniczym urządzeniu.
Wreszcie i Protazy zdecydował się na śmiały ruch. Delikatnie nacisnął palcem na przycisk i ku swemu zadowoleniu zauważył numerek, który wyłonił się z wnętrza automatu. Teraz nie pozostawało mu nic innego, jak cierpliwie obserwować ekran do chwili, gdy nadejdzie jego kolej. Po okresie około 40 minut chwila ta nadeszła i Protazy mógł wreszcie dokonać upragnionego zakupu. Pani w okienku była zdziwiona, że emeryt chce kupić tylko jeden znaczek i jedną kopertę. Poradziła więc Protazemu, aby kupił ze dwa znaczki i dwie koperty. Gdyby tak się pomylił w adresowaniu, musiałby ponownie przychodzić na pocztę.
Protazy podziękował za dobrą radę i dokonał zakupu zgodnie z propozycją urzędniczki.

Po powrocie do domu zaczął studiować warunki konkursu. z przerażeniem stwierdził, że musi wysłać dwie koperty. Jedną, większą z tekstem konkursowym i godłem, a drugą, mniejszą, z danymi osobowymi autora.
Protazy był bliski załamania. Kupił na poczcie dwie małe koperty, a przecież potrzebował też większej. Cóż więc pozostawało innego ? Musiał iść ponownie na pocztę po kolejną kopertę. Jedyną korzyścią było to, że zdobyte wcześniej doświadczenia pozwoliły mu uniknąć stresu wynikającego ze zdobyciem numerka do okienka. Poczuł się bowiem, jak stary, wytrawny klient poczty, któremu nieobce są nowinki techniczne.

Po pocztowych przejściach Protazy był tak wyczerpany, że postanowił przenieść zmagania z wysyłką wiersza na następny dzień.
Nazajutrz o świcie przystąpił do finalizacji swojego przedsięwzięcia. Jeszcze raz przestudiował warunki konkursu. Przy okazji trochę się zdenerwował, bo doczytał się, że to już ostatni dzień na wysłanie wiersza. Wykonał jednak wszystko zgodnie z warunkami, zakleił koperty i udał się do skrzynki pocztowej.
Wysłał nareszcie ten wierszyk, choć absolutnie nie miał przekonania, że cokolwiek osiągnie.

Minęły trzy tygodnie. Protazy już prawie zapomniał o swoich zmaganiach na poczcie. Wstał, jak zwykle, dość wcześniej i właśnie nalewał sobie herbaty do kubka, gdy usłyszał dźwięk telefonu. Od razu poczuł niepokój. Prawie nikt do niego nie dzwonił. Skoro jednak ktoś dzwoni, to pewnie coś się zdarzyło.
Faktycznie. Podniósł słuchawkę i usłyszał miły głos jakiejś pani:
– Dzień dobry – mówię w imieniu organizatora konkursu na mniwierszyk dla dzieci. Czy mogę rozmawiać z panem Protazym ?
Słysząc te słowa, emeryt poczuł, że gwałtownie sztywnieje na całym ciele, a przełyk zaciska się, jakby obejmowała go jakaś klamra.
Ostatkiem sił jednak wyszeptał magiczne trzy słowa umożliwiające kontynuację dialogu:
 – Tak, to ja.
– Miło mi pana poinformować – rzekła rozmówczyni – że decyzją jury otrzymał pan wyróżnienie w naszym konkursie. Chciałabym pana zaprosić na uroczystość rozdania nagród, która odbędzie się za tydzień. Gratuluję, do widzenia.

Wiadomość ta spadła na Protazego, jak grom z jasnego nieba. Opadł bezwładnie na fotel i zaczął rozmyślać, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy może śni. Rozejrzał się dokoła i stwierdził jednak, że to jawa, a więc ta rozmowa musiała się rzeczywiście zdarzyć.
Znów jednak zaczęły go dręczyć myśli. Po co właściwie wysyłał ten tekst ? Po co mu były te przejścia na poczcie ? Przecież wiódłby sobie spokojne, codzienne życie w swych czterech ścianach, oglądając wieczorami ustalone od lat programy telewizyjne.
Po co kupował tę broszurkę ? Był zły na siebie. Karcił swoje postępowanie, jakby był ojcem i jego małym, lekkomyślnym synem w jednej osobie. Uznał jednak, że skoro nawarzył sobie tego piwa, to musi go teraz wypić. Znów spojrzał na pismo zawierające warunki konkursu, aby dowiedzieć się, gdzie właściwie odbędzie się uroczystość wręczenia nagród. Z przerażeniem stwierdził, że odbędzie się ona w innym mieście oddalonym o ponad 200 kilometrów od miejsca jego zamieszkania. Tu powstawał nowy problem. Musi przecież kupić bilety kolejowe, a to oznacza wyprawę na dworzec. z tym jednak nie mógł zwlekać, bo im wcześniej kupi bilety, tym taniej zapłaci. Świadomy był bowiem systemu promocji obowiązującego na kolei. Nie był to jego pierwszy zakup, więc już bez problemu mógł nabyć bilety na pociąg tam i z powrotem, dostosowując godzinę wyjazdu do godziny rozpoczęcia się uroczystości.

Należało jeszcze wziąć pod uwagę, w jakiej odległości od stacji PKP znajduje się siedziba organizatora konkursu, w której ma się odbyć ta uroczystość. Protazy, jako osoba zapobiegliwa, wstąpił jeszcze do księgarni, aby zakupić plan miasta, do którego zamierzał jechać. Po przybyciu do domu studiował go w szczegółach, usiłując sobie przedstawić w wyobraźni, jak będzie przebiegała jego wyprawa.

Gdy nadszedł dzień wyjazdu, emeryt, jak zwykle przy prestiżowych wystąpieniach publicznych, założył swój niezawodny, trzydziestoletni garnitur, różową koszulę i nie mniej kultowy zielony krawat w niebieskie grochy. Założył też swoje odświętne pantofle na skórzanym, śliskim obcasie, co nie pozostawało bez znaczenia dla rozwoju przyszłych wypadków.

Podróż przebiegła bez komplikacji. Ku swemu zaskoczeniu Protazy dość łatwo znalazł siedzibę organizatora.
Uroczystość wręczenia nagród też przebiegła dość sprawnie. Okazało się, że Protazy był najstarszym laureatem. Mógł jedynie żałować, że nie przewidziano kategorii „twórca-senior”, bo z pewnością, nie mając konkurentów, dostałby pierwszą nagrodę.
A tak jego trofeum składało się z dyplomu i talonu do znanej sieci sklepów o wartości 100 złotych. Gdyby Protazy był materialistą, to pewnie zauważyłby, że bilety kosztowały 130 złotych. Wyprawa ta nie była więc dochodowa. Uznał jednak, że w takim konkursie liczą wartości duchowe i prestiż. Warto więc czasem uszczuplić zawartość emerytalnej kieszeni dla realizacji szczytnego celu, jakim jest krzewienie poezji wśród dzieci.

Po zakończeniu uroczystości Protazy udał się na dworzec, aby wrócić pociągiem do domu.
Nie oznaczało to jednak końca jego wyprawy i nieprzewidzianych zdarzeń z tym związanych.
To już materiał na inną opowieść

Andrzej Wróblewski