Jest godzina 13.15. Siedzę przy komputerze już ponad dwie godziny, więc uświadamiam sobie, że czas na lek od gardła. Wstaję i idę do kuchni, by go zażyć. Przechodząc przez przedpokój zauważam w kącie coś błyszczącego. O! Guzik, który wczoraj oderwał się od bluzki i schował tak skutecznie, że pięciominutowe szukanie nic nie dało. Dobrze, że się znalazł – myślę – inaczej zjadłby go odkurzacz. Włożę do szuflady z guzikami, by mieć pod ręką.

W trakcie wkładania odkrywam, że stojący nad szufladą zegar przestał chodzić. Więc go nakręcam. Chodzi. Dobrze, że nie zepsuty – myślę – i spokojnie siadam do komputera. I wtedy przypominam sobie, że przecież miałam zażyć ten lek! Więc znowu idę do kuchni. Gdy wchodzę – mój wzrok pada wprost na kwiaty stojące na parapecie. No tak, znowu przegapiłam podlewanie! Biorę, stojącą obok, butelkę z wodą, ale przecież już dawno ich nie odżywiałam, więc z butelką idę do łazienki po odżywkę. Nawet udało mi się dotrzeć do niej bezpośrednio, ale w przedpokoju odezwał się dźwięk domofonu, więc podnoszę słuchawkę i otwieram drzwi wejściowe roznosicielowi ulotki.

Zaraz – no i co ja miałam zrobić? Zwyczajnie zapomniałam…… Sytuację ratuje tym razem trzymana w ręce butelka z wodą. No tak – kierunek łazienka i odżywka. Ale tu – nowe odkrycie: oparta o zlew saszetka z maseczką do rąk, której kilka dni temu zupełnie nie mogłam znaleźć! No tak, teraz położę ją w dobre miejsce. Idę do sypialni po kosmetyczkę. Zerkam do lustra, obok którego przechodzę! O rany, przecież ja się dzisiaj nie uczesałam! Więc siadam przed tym lustrem i się czeszę. No, no…, jeszcze całkiem nieźle wyglądam! Zadowolona wracam do pracy przy komputerze. I wtedy kolejny raz przypominam, że tego leku, tego cholernego leku wciąż nie zażyłam! Tym razem zła na lek, na siebie i na cały świat idę do kuchni po raz trzeci. Dla lepszej koncentracji na zadaniu powtarzam głośno „idę po lek, idę po ten cholerny lek…” Udało się! Szklanka letniej wody /zimnej mi nie wolno/ podziałała też kojąco na nerwy. Wracam do komputera.

Dochodzi 13.45. „Puste przebiegi” tylko przy tej jednej czynności zajęły mi tym razem prawie 30 minut! Całe szczęście, że czas mam nie normowany – myślę. Lubię myśleć pozytywnie.

A w końcu te przebiegi też wcale nie były puste. Ostatecznie można by je polubić. A przynajmniej – zaakceptować! Zażyłam ruchu, znalazłam guzik /tu sama do siebie parskam śmiechem/, no i saszetkę z tą maseczką do rąk też! Tylko zaraz… Gdzie ja tę saszetkę położyłam? Musi być gdzieś na trasie łazienka – sypialnia- główkuję. Jest! Leży na toaletce, przy której się czesałam. Obok toaletki stoi też butelka z wodą do podlewania kwiatów. Kolejna rzecz do przyszłego szukania… Całe szczęście, że siejący spustoszenie w mojej koncentracji uwagi czas zostawił mi jeszcze zdolności Sherlock’a Holmes’a myślę. Lubię myśleć pozytywnie.

 

Lucyna Śniecińska
Podlaska Redakcja Seniora Suwałki

(foto: pixabay)