JAK ŁABĘDZIE?

Co myślicie… o łabędziach?
O wierności ich… po grób?
Coś w przysłowiu tym… mi nie gra…
A na wiatr… nie rzucam słów!

Więc dlaczego… tylko one…
Myślę o… łabędziach białych…
W swej miłości i wierności…
Są symbolem… doskonałym?

Przecież… zdarza się czasami…
Choć przyznaję… dosyć rzadko…
Że coś stanie się… z partnerem…
O wypadek przecież… łatwo!

A małżonka… łabędzica…
Będzie żyła… w celibacie?…
Tu kochani… się mylicie…
Dalszy ciąg już… pewnie znacie!

Nie chce wgłębiać się… w ten temat!
I niech tak już…  pozostanie!
Łabędź wierny jest… jak pies!
Co wy na to… drogie panie?

NA PRZEKÓR

A ja ciągle… wszem na przekór…
Jak pisałem… tak wciąż piszę!
Chociaż różne… epitety…
Pod adresem swoim… słyszę!

Nieraz aż się… dłoń zaciska…
W kułak… teraz pięścią zwany!
Chwilę później… złość gdzieś znika…
I choć przyłóż mnie… do rany!

A co mówią?… I co plotą?
To nie mieści się… w mej głowie!
Te paszkwile… zwę głupotą…
Na ten temat… tylko tyle!

Będę pisał im… na przekór!
Aż się złość w nich… zagotuje!
A gdy będzie… wrzała długo…
Może kiedyś…. wyparuje?…

Sobie życzę… weny twórczej!
Czytającym! Wierszy licznych!
Pozostałym… tym plującym…
Moc chusteczek… higienicznych!

NA DZIAŁCE

A na działce… moi drodzy…
Pięknie jest… jak mało kiedy!
Choć co prawda… jest już wrzesień…
Tam po prostu… nie ma biedy!

Nie ma biedy… nie ma głodu…
Jest czym i … pragnienie zgasić!
Nawet jakiś… kot przybłęda…
Też zaczyna… już się łasić.

Wybarwione… jędrne jabłka…
Tak się szczerze… uśmiechają…
Że… nie sposób im się oprzeć!
W dłonie… same wręcz wpadają!

A o gruszkach… konferencjach…
Nie wspominam… bo i po co!
Każdy przecież… i tak widzi…
Jak się pośród liści… złocą!

Śliwy zwane… węgierkami…
O wielkości jaj… przepiórczych!
Nie! Nie sposób je… pominąć!
Już żołądek… chciwie burczy!

O owocach… w mym ogrodzie…
Mógłbym długo… opowiadać!
Wkrótce już… orzechy włoskie…
Zaczną pękać… i opadać!

Będę kończyć… moi drodzy…
Bo powiecie… że się chwalę!
A ja piszę… tylko prawdę!
Albo może… mi się zdaje?

SŁOWO

Jest rzeczą ulotną… jak czas!
Jest rzeczą ulotną… jak pamięć!
Jest rzeczą ulotną… jak wiatr!
Który śnieg… zmienia w zamieć!

Tym śniegiem zwę… naszą mowę…
Zamiecią natomiast… jest plotka!
Strzeżmy się zatem… słów próżnych…
Bo plotka… nie jest już słodka!

Wyraz… to słowo pisane…
Po stokroć… można go czytać!
Sensu swojego… nie zmienia…
A można także… go schwytać!

Słowa… rzucane na wiatr…
Takie ze śmiechem… lub żartem
Wracają do nas… jak echo…
Ale już z sensu… odarte!

I co wy na to… kochani?
Lepiej jest mówić?… czy pisać?
Ja wolę pisać… niż mówić!
Bo pisząc… łatwiej oddychać!

GRANICA

Oj granico! Oj granico!
Mam do ciebie… wielką prośbę!
Obroń nas przed… nawałnicą…
Bo już płyną… chmury groźne!

Niebo już swe… barwy zmienia…
Słyszę grzmoty… widzę błyski!
Oj granico! Jak cię wesprzeć!
Czyżby już nam… koniec bliski?

Jak zatrzymać nawałnicę?
Słyszę wkoło… zapytania!
Bo gdy minie już… granicę…
Będzie nie do… zatrzymania!

Bierzmy więc się… do roboty!
I zbudujmy… wielki mur!
Mur wysoki… na trzy wiorsty…
Wyższy od… najwyższych chmur!

Tylko co ze…. słońcem wtedy…
Żyć w ciemności… nie jest łatwo!
Jak wiec mamy… wyjść z tej biedy?
Opatrzności! Nasza Matko!

Wiesław Lickiewicz