JAK PEREŁKI

W blasku słońca wschodzącego…
Pośród łąk pachnących kwieciem…
Skrzą się srebrem jak perełki…
O czym piszę… pewnie wiecie!

Jeśli nie… to wam wyjaśniam…
Co z radością czynię wielką…
Bo poranną kroplę rosy…
Ja nazywam swą… perełką!

Które ktoś przez nieuwagę…
Będę pisał w liczbie mnogiej…
Ktoś rozsypał lub pogubił…
Więc podziwiać wciąż je mogę!

Szkoda… że są tak nietrwałe…
Jak nietrwałe łzy radości…
Które wcześnie… wysychają…
Zamiast dłużej w oczach gościć!

Lecz ich urok… delikatność…
Ze srebrzystą głębią toni…
Będę witał wciąż z radością…
I z zachwytem pisał o nich!

GDYBYM MÓGŁ (satyra)

Gdybym mógł się cofnąć w czasie…
Tak do swoich lat przedszkolnych…
Byłbym pewnie ciut… mądrzejszy…
Ale też i mniej… pokorny!

Do przedszkola bym nie chodził…
Bo i po co?… Was się pytam!
Kaszkę manną… zjadłbym w domu…
Z nudów bajki też bym czytał!

A o szkołę jeśli chodzi…
Podstawową oczywiście…
Skróciłbym ją… o połowę…
Co oświadczam uroczyście!

Szkoła średnia? Po co komu!
A tym bardziej… wyższe studia!
Dziś się uczyć… nie opłaca…
A robota?… to rzecz nudna!

Potem owszem… żona… dzieci…
Pięćset plus… na każde z nich…
Mopsy… Gopsy… zapomogi…
Trochę myśląc… można żyć?

Można! Można!… I to nie źle!
Dziś nierobom… złota era!
Po co komu szkoła… praca…
Jak tu cofnąć czas… cholera!

CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI…

Cieszy się z życia… a jakże…
Ma mnóstwo powodów ku temu!
Jest młody… zdrowy i piękny…
Tak szepcze jeden… drugiemu!

Do tego jeszcze nie głupi…
Mruknął wyższy niższemu…
I palec środkowy pokazał…
I mrugnął znacząco ku niemu!

Trzeba mu nogę podstawić…
Lub dołek pod nim wygrzebać!
Bo tyle szczęścia mieć na raz…
Przebacz nam Panie! Oj przebacz!

Zazdrość buzuje w nich ogniem…
Na twarzach… rumień się jawi…
Dlaczego tak jest na tym świecie…
Że człowiek człowieka… nie trawi?

WSCHODNIA DZICZ

A na wschodzie moi drodzy…
Mam na myśli Ukrainę…
Wciąż Słowiański naród ginie…
Za co dziką… Rosję winię!

By stosować ten przymiotnik…
Mam powodów… bardzo wiele…
Każdy sołdat dzikiej armii…
Zachowuje się… jak zwierzę!

Bez sumienia… krzty empatii…
Ludzkie życie mają za nic…
Biją… palą i mordują…
Ich nienawiść nie zna granic!

Już nie sposób nawet patrzeć…
Na te matki szlochające…
Na te dzieci… na tych starców…
Na to życie konające!

Na te domy zrujnowane…
Na to wszystko patrząc z boku…
Nasze serca z bólu… krwawią!
Módlmy się… o mądrość… pokój…

Panie Boże… pomóż im!
Otwórz oczy ruskiej dziczy!
Tyś Jedyny… Tyś Największy…
Lecz… dlaczego ciągle Milczysz?

BYLE DO WIOSNY

Wiem… że wielu chwali zimę…
Jaka ona by nie była…
Wczesna… późna… śnieżna… mroźna…
Byle bielą świat  przykryła!

Tacy właśnie… moi drodzy…
Śnieg witają jak… zbawienie!
Żadna plaża… słońce… palmy…
Tylko zima ich… marzeniem!

Góry… narty… snowboard… łyżwy…
To się liczy im najbardziej!
Ja do takich… nie należę…
Ale nimi też… nie gardzę!

Jeśli jest na zimę pora…
Niech już będzie lecz… z umiarem!
Trochę śniegu… mrozu owszem…
Ale tylko stopni parę!

Ja niestety… wolę wiosnę…
Kocham słońce… kwiaty… zieleń…
Kocham letnie mgły poranne…
I chóralne ptasie trele!

Wiesław Lickiewicz