Mojej siostrze i moim braciom – w Dniu Rodzeństwa dedykuję

Rodzeństwo. Każde z nas jest inne, ale mamy wspólnych rodziców. Łączy nas bardzo dużo. Dorastaliśmy razem. Kochamy nasze rodzinne gniazdo, wspólne korzenie rodu, wyniesione stamtąd wartości. W tym sensie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Jak ziarna grochu, które wysypały się z dojrzałego strąka. Mamy te same wspomnienia. Tęsknimy do dziecięcych lat, kiedy żyliśmy razem w wielodzietnej rodzinie, w jednej z białostockich wsi. Kocham ich wszystkich, siostrę i braci, najbardziej na świecie, choć każdego na swój nieco odmienny sposób.

rodzeństwo i mama – lato 1972 r.

 

Co roku 10 kwietnia obchodzone jest święto, mające na celu upamiętnienie rodzinnych relacji braci i sióstr, Dzień Rodzeństwa. Ten lokalny zwyczaj z USA zaczyna się rozpowszechniać w całym świecie. W Polsce rodzeństwo posiada około 2/3 dzieci, to jest jednego brata lub siostrę albo więcej. Dzień Rodzeństwa ma na celu celebrację relacji między rodzeństwem. Wiele osób zamieszcza tego dnia zdjęcia swoich braci i sióstr na swoich stronach w internecie. Istnieje uzasadniona obawa, że za kilkadziesiąt lub kilkaset lat święto może utracić zupełnie swój sens, albowiem już dzisiaj wzrasta liczba rodzin tylko z jednym dzieckiem, bądź nawet całkiem bezdzietnych. Pomijam przyczyny tego stanu rzeczy, bo są one wielorakie. Współczuję wszakże obecnym jedynakom, bo po odejściu rodziców będą zdani wyłącznie na siebie samych.

W naszej rodzinie było inaczej. Jest nas szóstka rodzeństwa. A więzy krwi oraz wychowanie sprawiły, że pozostajemy do dziś w stałym kontakcie i dobrych relacjach.

Sześcioro Mama urodziła
i całą szóstkę wychowali
z Tatą oddali swoje siły
by dzieci rosły im na chwałę.

A przede wszystkimdali miłość,
bo choć odeszli z tego świata,
to jej źródełko nie wysycha,
wszak zaszczepione raz na zawsze[…]

Za najstarszą uważa się słusznie moja siostra bliźniaczka, która urodziła się… dwadzieścia minut przede mną. Pierworództwo jej przypisane daje w rodzinie określony status, który – z przymrużeniem oka – przestrzegamy. Tak naprawdę obie jesteśmy najstarsze. Łączy nas ze sobą szczególny związek, który w pełni może pojąć jedynie inny bliźniak. Mimo iż siostra przez kilka pierwszych lat wychowywała się u dziadków, nasz związek jest nie do porównania z żadnym innym. O pewnej wyjątkowości naszych urodzin pisałam niejednokrotnie, na przykład tutaj: Moja Niedziela Palmowa – Podlaski Senior

siostry bliźniaczki

Każde z nas nosi imię nadane lub przynajmniej zasugerowane przez kogoś drugiego. Ja swoje zawdzięczam najstarszej siostrze mamy – Jadwidze. Miała ona powiedzieć, że bardzo tego pragnie, a moja rodzicielka jej nie odmówiła. Imię Bernadka dla mojej bliźniaczki podsunął mamie obrazek świętej Bernadetty z Lourdes, przed którym modliła się każdego dnia w czasie ciąży. W minione wakacje siostra przywiozła ze wsi to poczciwe bezcenne starocie do swojego mieszkania w Białymstoku. Należy do niej w sposób dla nas oczywisty.

Potem na świat przychodzili już tylko chłopcy, moi bracia. Dziś to czterech dorodnych mężczyzn. Trójka starszego rodzeństwa jest w przedziale wiekowym 60+, następna zaś trójka to mężczyźni 50+. Cała szóstka jest więc już w wieku senioralnym. Ze zdaniem wszystkich liczymy się w jednakowej mierze. 

Po trzech latach od naszych narodzin na świecie pojawił się oczekiwany synek. Oczywiście nikt wcześniej nie znał płci dziecka, ale moje dziecięce przeczucie kazało mi przez kilka miesięcy powtarzać, że „u nas urodzi się Andrzejek”. Nawet nie wiem, skąd jako niespełna trzylatka, znałam to imię, bo we wsi takiego nie było. No i kiedy okazało się, że urodził się chłopczyk, otrzymał imię, które ja wybrałam. 

Dwa lata z kawałkiem po nim mama powiła kolejnego synka. Imię Józef nosi po dziadku ze strony taty. Wieść szybko zaniosłam niedomagającej w połogu mamie. Rodzice początkowo szczęśliwi nie byli, ale później wszyscy przywykli. Dziadek był zadowolony, a dzieciak nie nastręczał kłopotów, więc imię zyskało na wartości. Teraz mogę dodać, że patron ów,  chyba po dziś dzień prowadzi Józka przez życie. 

Następna latorośl płci męskiej, Jasio – co miał być Bogdanem (imię wymarzone przez mamę) – urodził się dwa lata później. Mój sprawiedliwy ojciec zapowiedział: „Jeden syn ma imię po moim ojcu, więc następny musi mieć je po twoim”. Fakt, teścia lubił i cenił. Tym samym i dziadek Jan został godnie uhonorowany, a my mieliśmy wśród siebie brata Janka. 

Tak więc nasza piąteczka przez blisko siedem lat wzrastała razem, bawiąc się, ucząc, dokazując, ale i wadząc pomiędzy sobą. Były zwykłe szturchańce, popchnięcia, a nawet podrapania czy… ugryzienia! Ale nigdy żadne z nas nie poskarżyło na drugiego do rodziców. Bez żadnego umawiania się, to było jakoś oczywiste. Tak więc niektóre nasze grzeszki i przewinienia nigdy nie dotarły do świadomości mamy ani taty. Rodzice wprawdzie groźni nie byli, ale jakoś intuicyjnie nie chcieliśmy dostarczać im trosk, których i bez tego życie im nie szczędziło.

Wszystkich Świętych – 2012 r.

Nie pamiętam jak i kiedy dowiedzieliśmy się, że… będziemy mieli jeszcze rodzeństwo! Gdy urodził się najmłodszy braciszek Jacuś, ja i siostra chodziłyśmy do siódmej klasy, a najmłodszy dotąd Jasiek – do oddziału przedszkolnego. Wszyscy w szkole, a w domu – nowy maluszek. Imię dlań było oczywiście wynikiem już naszych negocjacji – jego starszego rodzeństwa. Nie wiedząc nic o płci, ustaliliśmy: jeśli będzie dziewczynka, nazwiemy ją Małgosia, a jak chłopczyk, to będzie Jacek. I tak się stało. W oczekiwaniu na narodziny dziecka ja i siostra prześcigałyśmy się w doborze ornamentów, które wyszywałyśmy kolorowymi nićmi na białych flanelowych kaftanikach. Zapamiętałam, że wyhaftowałam na jednym scenkę, jak dwa kotki bawią się piłeczką. Wzruszające.

Jacek zmienił nasze jakoś tam poukładane dotychczasowe życie. Wprowadził wigor, radość, możliwość innych zabaw. Był śliczny, a my szczęśliwi, bo nikt nie minął wózeczka z dzieckiem obojętnie. Ja z siostrą chętnie zabierałyśmy go na dalsze spacery, a rodzice łaskawszym okiem patrzyli na nasze pobyty poza domem. Czasem były to wyjścia, aby spotkać chłopaków. Bo już nas wtedy interesowali. 

Obie odeszłyśmy z domu, kiedy Jacek miał niespełna sześć lat. Podjęłyśmy studia w dość odległych miastach. Tęskniłyśmy do braciszka, przywoziłyśmy zawsze drobne prezenty. Jacek był przez nas rozpieszczany. Niestety, życie go nie rozpieściło, bo jako jedynemu spośród nas dużo brakowało do pełnoletniości, kiedy w wypadku zginął nasz tata.

Lata młodzieńcze spędzaliśmy za to razem z pozostałymi, podczas gdy najmłodszy pozostawał przy rodzicach. Po okresie mniejszego zainteresowania rodzeństwem, fascynacji swoimi związkami i czasie zakładania własnych rodzin – potem znów zbliżaliśmy się coraz bardziej do siebie. W pełnym komplecie udaje się nam spotykać niezwykle rzadko, bo jest nas po prostu zbyt wielu. W rodzinnym domu nie ma tylu miejsc noclegowych. Od kiedy jesteśmy dorośli, pamiętam kilka takich spotkań. Hucznie obchodziliśmy Srebrne Gody naszych rodziców. Wtedy zjechali się wszyscy. Połowa z własnymi rodzinami. Było pięknie. A dwa lata później tata już nie żył…

Zjazd Rodu – czterej bracia na parkiecie

Spotkania całej szóstki na pogrzebach są poza dyskusją. Może jeszcze na jakimś weselu? Przychodzą mi do głowy dwie takie okazje, które są upamiętnione na specjalnych fotografiach. Jedno to wydarzenie, na które zaprosiła nas mama, bodajże w 1992 roku. Popularna w wiejskich parafiach peregrynacja Figury Matki Bożej Fatimskiej. Rodzicielce bardzo zależało, byśmy pojawili się wszyscy. Sprostaliśmy zadaniu wiedząc, że ona się nami chlubi. A na te cowieczorne nabożeństwa w kolejnych domach schodziła się cała wieś. Wtedy byliśmy jeszcze młodzi. To chyba siostra wpadła na pomysł, byśmy zrobili wspólne pozowane zdjęcie. Potem jeszcze dwa razy udało się to powtórzyć. Raz, kiedy wszyscy zjechaliśmy się do domu rodzinnego na uroczystość Wszystkich Świętych w kilka miesięcy po śmierci mamy. No i ostatnie – podczas zorganizowanego zjazdu rodzinnego Zgliszewskich w sierpniu 2019 roku, o którym zresztą pisałam. Zjazd rodzinny – scalanie przez spotkanie – Podlaski Senior

zjazd rodzinny – sierpień 2019 r.

W dzisiejszych czasach – choć fizycznie nie spotykamy się zbyt często – kontakt mamy codzienny. Choć dwaj najmłodsi mieszkają za granicą, to obecnie nie problem. Najczęściej łączymy się poprzez internetowe komunikatory. Na popularnym portalu społecznościowym mamy swoją grupę prywatną, której członkami jesteśmy wyłącznie my – szóstka rodzeństwa. Dzielimy się na tym forum i radościami, i troskami. W minione Święta Wielkanocne Józek poinformował, że nasz brataniec, a jego syn Kamil powitał na świecie swojego pierwszego potomka. Powitaliśmy z radością malutkiego Miłosza jako następnego, który przedłuży linię rodu i podtrzyma nasze nazwisko.

Rodzeństwo to skarb! Całe życie korzystam z ich wsparcia i pomocy. Nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby moje istnienie, gdybym ich nie miała. Bardzo kocham moją siostrę i moich braci. Ze świadomością, że nasi Rodzice bardzo tego pragnęli.

Was, Rodziców, którym zależało,
abyśmy wzajemnie się kochali,
nieobecnych już tu – zapewniamy:
realizujemy Wasz testament!

(zdjęcia z archiwum autorki)

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora