Jarzębina czerwona

Nie! To nie brzoza i nie lipa…
I nie sosna pospolita…
A tym bardziej i nie jodła…
U nas rosnąć… by nie mogła.

Moim drzewem ukochanym…
A Wam również dobrze znanym…
Jest… czerwona jarzębina…
Ta… o której pieśń wspomina.

Znana jest na całym świecie…
Wiosną lśni jej białe kwiecie…
A ich całe kwiatostany…
Leczą nawet krwawe rany.

Wspomnę też o jej owocach…
Bo te śnią mi się po nocach.
I choć wiem …że to nie zdrowo…
Zjem ich trochę na surowo…

A rozmyślać będę potem…
Co mam zrobić z tym kłopotem…
W razie czego… białe kwiecie…
Jest najlepszym lekiem w świecie!

Klonowy liść

Dziś podniosłem z ziemi liść.
Liść klonowy… w kształcie dłoni.
Opadł z drzewa pewnie dziś…
Bo z wyglądu był jak ,,nowy’’…

Pewnie po raz pierwszy w życiu…
Jego wygląd mnie zachwycił.
Bowiem był… jak malowany…
Lub odbity… wprost z matrycy.

Duży, kształtny, złotej barwy…
Ale tej najwyższej próby…
Teraz trzymam go w swej dłoni…
Patrząc nań… jak w zdjęcie… lubej.

W blasku słońca lśni jak lustro.
Szkoda… że brak w nim odbicia.
Jest jak jakieś… nowe bóstwo…
Które jeszcze nie ma wiernych.

Chowam więc go skrupulatnie…
Za pazuchę. ..oczywiście…
I przyciskam delikatnie…
Rozgarniając nogą liście.

Nie!…Takiego już tam nie ma…
Taki liść jest tylko… jeden.
I zaczyna mnie myśl trapić…
Skąd się wzięło… cudów siedem?…

Bądź rozsądny

Ile można zjeść owoców…
Tych dojrzałych… prosto z drzewa?
A no tyle… ile możesz…
Tyle… ile ci potrzeba.

Jedz na zdrowie… lecz pamiętaj!
Abyś potem nie żałował…
Bo po takiej wielkiej uczcie…
Możesz nawet zachorować…

A w tym wszystkim jest najgorsze…
To… że mamy ,,głodne” oczy…
Są zachłanne… choć widzące…
I tym mogą… nas zaskoczyć!

Brak rozsądku… silnej woli…
Nazywane też …łakomstwem…
Często jest u takich ludzi…
Którzy chlubią się swym… skąpstwem.

Tu owoce są przykładem…
Może nawet nienajlepszym…
Lecz mi chodzi o zasadę…
Jedz połowę… będziesz zdrowszy!

Ku pokrzepieniu…

Kiedy czyta się o wiośnie…
Dusze nasze się radują.
Jest chęć życia, miłość kroczy…
Ptaki gniazda swe budują.

Dookoła bujna zieleń…
Konkuruje z barwą kwiatów…
Wiosną dzieje się tak wiele…
… Lecz… odszedłem od tematu…

Pisać chciałem o jesieni…
O tej naszej… ludzkiej… szarej…
Która nasze życie zmienia…
Lecz… co robić mamy dalej?

Mówi się… że jesień życia…
Dla nas jest okresem złotym…
Więc zamienię się od dzisiaj…
Z tym… co mówi te głupoty!

Jesień… kresem jest żywota…
Nie ma więc się z czego cieszyć!
A czy srebrna… czy ze złota…
Nie chcę kląć… bo nie chcę grzeszyć…

Lecz nie smućmy się kochani…
Choć ku temu są powody…
Cieszmy się z przeżytych wiosen…
A na jesień… nie ma zgody!

Wieczny sen?

Odchodzą ludzie… odchodzą…
Odchodzą na służbę do Boga.
Czyja jest w tym przysługa?
Wiernych przyjaciół?…czy wroga?

W moim mniemaniu doczesnym…
Śmierć każda… to wieczny sen!
Z którego Pan nas obudzi…
W ostatni… na Ziemi dzień.

Czeka nas wszystkich ta chwila…
Kiedy przed Nim staniemy…
Nadzy, bezbronni i biedni…
Cóż wtedy… Jemu powiemy?

Ale… nie o to mi chodzi…
Co będzie z nami po śmierci…
Nie mogę się nigdy pogodzić…
Że młodzi… często są pierwsi!

Ale… cóż!…Tak pewnie być musi…
Kto żyje… kiedyś umiera.
Wierzącym w Boga… jest lepiej…
Przed nimi… Raj się otwiera!

Sekret?…

Czy sekret… to tajemnica…?
Zapytał kiedyś mnie ktoś!
Tak!…to żadna różnica…
Odrzekłem jemu na głos…

W zasadzie… tak być powinno.
Ale jak jest… dobrze wiecie!
Jak chcesz… by wszyscy wiedzieli…
Powiedz ,,coś”… komuś w sekrecie.

Poważna mina… cichutki głos…
I słowa… że jemu ufasz…
Reszta już cię nie obchodzi.
Bo… tajemnica jest głucha…

Na drugi dzień… miasta pół…
Patrzy na ciebie z uśmiechem.
A ty… dobrze wiesz o co chodzi…
Sekrety… rozchodzą się ,,echem”!

Jeżeli… już musisz się zwierzyć…
To owszem możesz… lecz sobie!
Bo pozostałym zależy…
Jak ,,świnię”… podłożyć… tobie!

Twoje oczy…

Nie zapomnę tego dnia…
Gdy Cię pierwszy raz ujrzałem.
Wtedy też …dotarło do mnie…
Że się w Tobie… zakochałem…

Wzrok nasz spotkał się na chwilę…
I to pewnie wystarczyło…
Teraz owszem… jestem z Tobą…
Ale jakby… mi się śniło.

Czy to dobrze… czy też źle…
Nie wiem… co mam o tym myśleć.
Lecz na pewno… patrzeć chcę…
W Twe niebieskie… mądre oczy.

Błękit w nich… to szafir nieba…
Najpiękniejsza barwa z barw…
I te żywe w nich iskierki…
Lśniące jak… odblaski fal…

Choć już tyle lat minęło…
Tamta chwila… ciągle trwa…
Wciąż patrzymy… sobie w oczy…
W których błyśnie… nieraz łza!

Pusta kartka

Pusta kartka papieru…
Jest jak ocean… bezkresna…
I może kryć tyle tajemnic…
Że czasem jest aż… niebezpieczna.

Pusta kartka papieru…
Nie znaczy nic… albo wiele…
Można ją zgnieść i wyrzucić…
Lub pisać… to, co się dzieje!

Może też służyć… za ,,wędkę’’…
Taką… jakby… na ,,ryby’’…
Po prostu… coś na zachętkę,
By w głowie poruszyć… ,,tryby”.

Bo pusta kartka papieru…
Ma w sobie ,,głębię myślenia”.
A jej ,,kosmiczna wysokość’’…
Daje nam impuls tworzenia.

Puste kartki papieru…
Tak po prostu… rzucone na wiatr,
To… łzy wylane bez celu…
Których… dosyć ma …świat!

Wiesław Lickiewicz