Jabłko – najpopularniejszy polski owoc. Jest soczyste, bardzo smaczne, występuje w wielu odmianach. Zawiera mnóstwo witamin i wiele innych składników, wpływających pozytywnie na nasze zdrowie. Okazuje się, że ten owoc ma swoje święto. Oto 28 września obchodzi się Światowy Dzień Jabłka.

Gałęzie jabłoni z zielonymi liśćmi, obsypane mnóstwem czerwono-żółtych jabłek

„Jabłuszko rumiane, jakże cię dostanę? Jedno mi zleciało, lecz to dla mnie mało”. Tak wyśpiewywały we wrześniu moje maluchy po przekroczeniu przedszkolnych progów. Pioseneczka została ze mną na zawsze. Tak samo jak i pamięć tego, co powiedział na początku studiów adiunkt prowadzący ćwiczenia z „biomedyki”. Mówił, że polska mama, kiedy tylko jej dziecko rozboli brzuszek, biegnie po jakiś środek do apteki. Tymczasem wiedzieć powinna, że właśnie jabłko mieści w sobie całą aptekę. Zawiera bowiem taką kompozycję składników, która działa zarówno na biegunkę jak i zaparcie oraz na wiele innych przypadłości, związanych z trawieniem. Pomna tej wiedzy, sama traktuję jabłko jak swoiste panaceum na wiele dolegliwości ze strony układu pokarmowego. I to naprawdę działa!

Jabłka to moje najulubieńsze owoce i przez cały rok stanowią ostatnią przekąskę w ciągu dnia. Odstępstwem od tej reguły jest jedynie sezon truskawkowy. Ale w dzieciństwie truskawek nawet nie znałam, zaś miazgę z surowego jabłuszka moja mama podawała łyżeczką swoim pociechom, będącym jeszcze w pieluszkach. Potem sami zrywaliśmy je wszędzie, gdzie napotkaliśmy. Najgorzej, że również te mocno niedojrzałe. Właściwie od momentu opadnięcia kwiatostanu wypatrywaliśmy zawiązków owoców na jabłonkach. Nie osiągnęły jeszcze wielkości wisienki, kiedy już próbowaliśmy je, wykrzywiając usta. Były twarde i gorzko-kwaśne, ale ten pierwszy raz miało się za sobą. 

Tak naprawdę wszyscy czekaliśmy na papierówki. We wsi rosło kilka dorodnych jabłoni z tymi owocami. Na szczęście u naszej babci Olesi też były dwie. Ta przy samym domu, starsza, rodziła większe i szybciej dojrzewające owoce. Zaś druga, rosnąca przy płocie od sąsiadów, dostarczała ich jeszcze długo potem, kiedy te z pierwszej zostały zjedzone. 

Pięć zakręconych słoików z musem jabłkowym

W dalszej części lata rozglądaliśmy się za kosztelami, kronselkami, wreszcie – antonówkami. Malinówki były rzadkością, ale wszystkie gatunki rosły w sadzie dziadków. My mieliśmy swój trochę dziki sadek. Stanowiły go różnorodne drzewa owocowe, rosnące na miedzach, dzielących pole na pionowe działki. Rosły tu śliwki węgierki, gruszki ulęgałki i różne, nieznane i niepopularne odmiany jabłek. Najsmaczniejsze były takie duże i czerwone, a najbardziej użyteczne to jakaś bardzo późna odmiana twardych i kwaśnych, znakomicie nadających się na przetwory i do ciast. To z nich niezapomniany jabłecznik mama serwowała nam zawsze, kiedy przyjeżdżaliśmy na Święto Zmarłych.

Wracając do lat pacholęcych, to jesienią, w drodze do szkoły i ze szkoły, ochoczo odwiedzało się… cudze sady. Tamte jabłka, nie wiedzieć czemu, smakowały najbardziej na świecie! Gorzej było zimą. Nikt na wsi jabłek wtedy nie kupował. Dopóki u babci na strychu leżały w starym kufrze antonówki i malinówki, czasem udawało się albo wyprosić, albo podebrać parę sztuk niepostrzeżenie. Ale kiedy zapas się skończył, pozostawało się na łasce tych nielicznych koleżanek czy kolegów, którzy miewali w tornistrze tak zwane jabłka zimowe. W naszej klasie Tereska przynosiła szare renety i czasem dawała smakowitego gryza. I tym trzeba było się zadowolić.

_

Ratowały nas kompoty z suszonych jabłek, bądź po prostu pogryzanie samego suszu. Wtedy to był przysmak zamiast cukierka. A kompot z suszu był nie tylko na stole wigilijnym, ale też gościł jako przywilej niedzielny. Wyjmowało się zeń ugotowane jabłka i zjadało ze smakiem. Największym rarytasem były wtedy śliwki w occie, ale to już nie jest temat o jabłkach.

Odkąd stanowiłam sama o sobie, czyli od początku studiów, pierwszym moim zakupem były jabłka i przez całe życie zawsze mam je w domu. Głównie zjadam na surowo, jako przekąskę. Kiedy rozpoczęłam pracę zawodową, zaraz ze swoimi milusińskimi przyszło mówić o owocach w ramach tematyki jesiennej. Posypały się wiersze i piosenki o jabłuszkach. Były wycieczki do sadu, degustacje, a z czasem normą stało się robienie w przedszkolu sałatek owocowych, w których królowało oczywiście jabłko. Dzieci dostawały je zresztą bardzo często na deser.

_

Każdego roku, gdy przebywam na wsi, dużo jabłek przynoszą sąsiedzi, w ilości nie do przejedzenia. A ponieważ są to wczesne, nietrwałe odmiany, nadmiar szybko rozgotowuję na mus. Jest tak przepyszny, że trudno przestać go jeść. Uwielbiam z jogurtem, ale też z białym serem, pieczywem czy jako dodatek do pieczonego ciasta. Nigdy nie pozwolę, by zmarnowało mi się jabłko. 

Na niebieskim blacie przezroczysty pojemnik z jabłkami żółtymi i czerwonymi, miska jabłek obranych, obok obierki i kompot w garnku.

Jadam jabłka często i dużo, ale wyłącznie gatunki soczyste, twarde i kwaskowate. A jest kilka takich odmian. Dodaję czasem do surówek, innym razem zrobię na szybko racuszki z jabłkami. Nie wypiekam zbyt często jabłeczników czy szarlotek, choć je uwielbiam. Wiem o istnieniu wielu wersji tych ciast, które kosztowałam u siostry. Szarlotka sypana, szarlotka z bezą, budyniem, pianką, kruszonką, bitą śmietaną… Ech, paluszki lizać! I kalorie liczyć, niestety. Ale każde ciasto z jabłkami jest zdrowsze od innych wypieków cukierniczych. Jedzmy więc jabłka i wszystko, co jest z jabłkami. I to nie tylko w Światowym Dniu Jabłka. Jedzmy jabłka na zdrowie.

Nie mogę się powstrzymać przed ujawnieniem pewnej pikantnej ciekawostki. Kilka lat temu czytałam w jakimś kolorowym magazynie, że w niektórych krajach egzotycznych na kontynencie afrykańskim ma miejsce unikalny kanon. Otóż panie świadczące pewne usługi
dygnitarzom z odległych krajów od każdej waluty wolą zapłatę w postaci… kilograma czy dwóch kilogramów dobrych jabłek! Niepojęte. Nadmieniam, że nie był to artykuł „plotkarski”, ale o treści podróżniczej. Tak więc… jabłka w cenie. Czyżby dlatego, że od wieków są znane jako biblijny „owoc zakazany”? 

_

A oto i moc tego owocu, która zawiera się w poniższym fragmencie mojego wiersza, którym pozwolę sobie to pisanie zamknąć. 

Na białym talerzu dwa czerwone jabłka, ciasto z jabłkami oraz odkrojony kawałek.. Na wierzchu leży mała kiść zielonych winogron.

 

Ewo –
dlaczego
tak kusiło cię to drzewo?
pociągał smaczny owoc
chociaż wiedziałaś
że otworzą się oczy…

żeby tak jednym kęsem
zawalić sprawę na wieczność
wszystkim swoim dzieciom!
[…]
a moglibyśmy żyć
w raju do dziś
w błogiej niewiedzy
bez nędzy
chorób
śmierci
i tych wszystkich
plag egipskich

i tak oboje
posiedliście owoc poznania
dobra i zła
odtąd wszyscy
ciągle musimy wybierać

a łatwiej byłoby
nie znać
nie musieć
nie wiedzieć

byłby to
zaprawdę Eden!
… i co ty zrobiłaś Ewo?

Fot. Jadwiga Zgliszewska

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok