foto: Jan Tomżyński


_
Wolność

Wolność, to wartość bezcenna,
Jest jak powietrze, jak woda.
Wolność, to przestrzeń życiowa,
To nasze myśli i mowa.

Wolność, to filozofia,
Bo pojmujemy ją różnie,
Lecz nie możemy żyć bez niej,
Dlatego zawsze brzmi dumnie.

Wolność, to morze bez lądu,
Wolność, to stepy bezkresne,
Wolność, to nasze poglądy
I nasze życie współczesne.

Choć prozaicznie banalna,
Wolność, to wielka sprawa.
Traktujmy więc ją z godnością.
Bo wolność – to prawo bez prawa!

O nas z nami

Nie wytykaj mnie palcami,
Tak nie wolno, lepiej mów!
Takie gesty za plecami
Bardziej bolą od złych słów.

Różne gadki po kryjomu,
Wywołują skrytą złość.
Niepotrzebne to nikomu,
Wszyscy mamy złości dość.

Tyczy się to również śmiechu.
Jak jest szczery – samo życie,
Ale cichy na wydechu,
Prowokuje, mor***bicie.

Więc nie mówmy o was bez was,
Bo to tak, jak o nas bez nas.
Mówmy zawsze szczerze w oczy,
Prawda prostą drogą kroczy!

Tytuł drugiej książki

Tytuł mojej drugiej książki
Jest przewrotny, jak ja sam.
Ponoć życie jest poezją,
A ja inne zdanie mam.

Jest poezją owszem, zgoda,
Wiemy przecież czym jest życie,
Jednym bieda od kołyski,
Inni żyją w dobrobycie.

I dlatego tym tytułem,
Jest ochrzczony pierwszy wiersz.
Nie ma w nim o żadnej biedzie,
O poezji nie ma też.

Za to jest o patriotyzmie,
O miłości do Ojczyzny,
Bo jak ktoś wolności liźnie,
To niestraszne są mu blizny.

Jesienny klonowy liść

Wysmagany zimnym wiatrem
Opadł z drzewa liść ostatni.
Jak weteran spoczął pod nim,
Do niczego już niezdatny.

Jakie jest natury prawo,
Liść ten dobrze o tym wie.
Bo choć sam jest w kształcie dłoni,
Wszyscy o nim, mówią źle.

Że jest stary, że zaśmieca.
I że muszą sprzątać po nim.
Że jest jak bez knota świeca.
Niby jest, lecz już nie płonie.

Niepotrzebny już nikomu,
Lecz z widoczną wciąż urodą.
Chce, by wziął go ktoś do domu,
Za zakładkę, lub ozdobę.

Lecz na próżno marzył o tym,
Nikt mu nie chciał podać ręki,
Choć wciąż złoty i klonowy,
Był przez wszystkich pominięty.

Gdzie jest dziś jesienny liść,
Który spadł ostatni z drzewa?
Nie wie tego pewnie nikt.
O nim nawet ptak nie śpiewa.

Liście jak latawce

Jak latawce na uwięzi
W pastelowych kolorach,
Trzymają się jeszcze gałęzi,
Choć wiedzą, że na nie już pora.

Chcą chociaż jeszcze, ostatni raz,
Z góry na ziemię popatrzeć.
Bo przecież jesień, to taki czas,
Kiedy życie w nich gaśnie.

Do tego wiatrem targane,
Są ciągle zmuszane do lotu.
Wkrótce odlecą w nieznane,
Tam, skąd już nie ma powrotu.

Refleksja po Dniu Wszystkich Świętych

Szedłem drogą do cmentarza,
Zatopiony w ludzkim tłumie,
Który płynął, jak z gór rzeka,
Z wszędobylskim wody szumem.

Atmosfera wprost jarmarczna,
Głośno, gwarno i beztrosko.
Tuż przed bramą jest jak w karczmie,
Tylko z szyldem z Matką Boską.

Lecz już w samej nekropolii,
Na alejach i alejkach,
Tłum poruszał się powoli
Z kwiatem i zniczami w rękach.

Zmyślne krzyże, piękne groby,
Morze kwiatów, zapach świec.
A pomniki i ozdoby,
Są dowodem na ich wiek.

Tym cmentarzem są Powązki,
Tam znalazłem swoich wieszczów.
Hołd z płonących świec złożyłem
Za ich wiersze i powieści.

Wiesław Lickiewicz