Jesienna

Mówię o sobie – panna jesienna
bo taka przecież i jestem
jesienią częściej dopada wena
z liści tańczących szelestem
i rudo płonie we mnie ta jesień
i rzewnie żegna się z wrześniem
październik już rozmywa swe barwy
zbyt często bywa łzawy
i pożegnalnie klangor się niesie
całkiem dojrzała już jesień
i ja też jestem całkiem dojrzała
w chłodnych mgłach studzę się cała
w chłodnych mgłach studzę płonące lica
wieczorem w szeleście liści
kiedy tęsknota wzbiera jak potok
marząc że w snach się ziści
swe nocne żale ślę do księżyca
za złote rogi go chwytam
wnet już i drzewa nagie zostaną
mgłą się poranną odzieją
gdy w lasach wrzosy smętnie płowieją
jedno mnie dręczy pytanie
– jak to naprawdę z moją nadzieją?
czy ją październik przymrozkiem spłoszy
listopad wichrem uniesie?
czy też w kominku ogień płonący
nadzieję ponownie wskrzesi?

wszystkie kolory jesieni

skarby jesiennej pory
– bogactwo kolorów
we wszystkich odcieniach
i natężeniach

lazur nieba lśni na horyzoncie

w pełnym słońcu
zalewając blaskiem
plamy na trawie
w kolorze piasku
lekko przyrudziałe
na wilgoć czekają

murawa zielona soczyście
na drzewach obok
– w kilku barwach liście
wiszą sobie
gęsto jeszcze utkane
choć niebawem
płożyć się będą dywanem
najurokliwiej zdobiąc…

skarbiec swój październik
łaskawie otwiera
w złoto przyobleka
i w purpurę odziewa
wszystkie drzewa
ale i na zieleń
zachowuje rezerwę

gdzie się nie odwrócisz
tam rozkosz dla duszy
radują się oczy
otwierają serca
na tę barw feerię
na miedź i na srebro
na pyszne złocenia
na skarbiec dojrzałych
kolorów jesieni

wiersz nostalgiczny

dziwna czułość mnie dziś owładnęła
co pod rękę szła blisko z tęsknotą
zapomniane uśpione marzenia
pod kołderką ukryte z obłoków

obudziły się razem z jesienią
i szeroko swe oczy brązowe
otworzyły na świat ze zdumienia
że go nagle ktoś pokolorował

jakby z bajki skromnego początku
sezam szczęścia w finale otworzył
bez kontroli podjął tamten wątek
i przeplatał bezkarnie z osnową

taka czułość co skrzydła przypina
przez nostalgię przebijać się każe
i polecieć w tę jesień złocistą
za cieniem co znika coraz bardziej…

Jesień, jesień wszędzie

Czy to krople deszczu
czy liście szeleszczą?
Liście rdzawo-złote
przynoszą tęsknotę.

Wiatr potrąca liście,
świerszcz zaczyna baśnie,
w bezszelestnej ciszy
dzień powoli gaśnie.

Ptaki odleciały,
jesień posmutniała,
serce zapłakało
lecz milczeć musiało.

Samotność okrutna
wzięła świat w ramiona,
tylko gorzka nuta
z wolna w ciszy kona.

Wspomnienia wracają
przytłumionym echem,
słowa umierając,
skarżą się w pośpiechu.

Zasuszone kwiaty
wypadają z książek,
lekko ponad światem
smutna jesień zdąża.

Kroki zagubione,
przemoczone deszczem
poszły w inną stronę…
Wrócą kiedyś jeszcze?

Na wyśnionej harfie
wiatr nerwowo szarpie
uśpione gałęzie.
Jesień, jesień wszędzie…

Późnojesienna

kądziele mgieł
nadziane na nagie konary
opasane powrósłem mroku
i ciśnięte
w niemą przestrzeń
przez późną jesień…

a ja – tak samo
późnojesienna dama
oplatam się
melancholii szalem
szczelnie owijam
płomiennym bluszczem wina
wciąż tak samo samotna
i tak samo – niczyja…

tonę w odmętach
tumanów mgieł jesiennych
nieodmiennie
analityczna
chłodna
szara – szarością komórek
tych mózgowej kory
bo… nie umiem być inna
bo nie dla mnie kolory!

***

Mgły i deszcze
no i jeszcze
mocne wiatry
to bogactwo
jest jesienne
i jej wierne
w równej mierze
co kołnierze
palta swetry
ciepłe getry
i szaliki
i barw krzyki
no bo jeszcze
nie wciąż deszcze
babie lato
pooplata
szyje w kolie
nam wystroi
słonkiem błyśnie
łzę wyciśnie

bywa zmienna
bo jesienna
i kapryśna
– czas zamyśleń…

Jesienne zauroczenie

Jesień purpurą szaleje
a ja rozwieszam nadzieję
na krzakach róży dzikiej
i o nic już nie pytam
nitką babiego lata
skronie sobie oplatam
w jarzębinowe kiście
wzrok swój łakomie wciskam
wyciągam gładkie kasztany
w kolorze czekolady
którą popijam wieczorem
na chandrę jesiennej pory

Listopadowa

zauważalnie poszarzałam
we mgły jesienne tuląc głowę
i po brązowych brnąc mokradłach
błąkam się w czerń listopadową

welon podobny całunowi
na brudnych ścieżkach się poplątał
jak lichy wiecheć w miazgę błota
wdeptały schorowane nogi

taka nikomu niepotrzebna
jak i listopad w kalendarzu
zamykam kondukt szarych cieni
płynących poza sferę marzeń

trzeba wymazać gumką myszką
wielki trzos chęci i zamiarów
i metodycznie wytrzeć wszystko
aż wniwecz pójdą piękne plany…

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok