Od paru tygodni jesteśmy bombardowani informacjami dotyczącymi koronawirusa. Media prześcigają się w newsach, nie zawsze sprawdzonych i czasem fałszywych. Nierzadko są to informacje krańcowo sprzeczne. Temat ze zrozumiałych przyczyn jest nośny, bo dotyczy tego, co dla każdego z nas jest najcenniejsze – zdrowia. Zainteresowanie nie powinno więc dziwić nikogo. Na marginesie tej ogólnospołecznej, nomen omen, „gorączki” dokonałam pewnych spostrzeżeń, którymi się podzielę.

Człowiek w masce pokazuje dłonie zakażone wirusem. Fot. pixaby.com

Koronawirus zrobił medialną „karierę”, której nie potrafię z niczym porównać. Rzeczywiście to straszydło rozprzestrzenia się w sposób niespotykany i budzi zrozumiałą grozę. Ale jak daleko można się posuwać w eksploatowaniu tematu?

Informowanie społeczeństwa o istocie choroby, jej objawach i możliwościach zarażenia się jest ważne i potrzebne. Podobnie jak propagowanie wiedzy o sposobach ochrony, a zwłaszcza o bezwzględnej potrzebie utrzymywania higieny, głównie mycia rąk. Choć powinno to być nawykiem, ale takich napomnień nigdy za dużo. Resztą powinni zajmować się specjaliści: lekarze, wirusolodzy, epidemiolodzy, inspektorat sanitarny. Tymczasem zaczyna dochodzić do sytuacji dziwnych, nadzwyczajnych, a nawet absurdalnych.

Koronawirus raźnym marszem wkroczył nie tylko do mediów, gdzie na dłuższy czas zdominował nawet toczącą się w naszym kraju wyborczą kampanię prezydencką. Dawno przekroczył informacje niezbędne, np. propagujące właściwe zachowania prozdrowotne. Oto marszałkowie Senatu RP publicznie zarzucają sobie indolencję w kwestii wzorcowego mycia rąk, a ściślej – używania mydła z dozownikiem. Prześciganie się w wiarygodności prowadzi, niestety, do śmieszności, przypomina kabaret.

Tematyka dotycząca koronawirusa jest już wszechobecna. Przyzwyczailiśmy się, że jest ona numerem jeden w każdym programie informacyjnym i publicystycznym. W Polsce jest od dawna obecna również w polityce. I – jak zawsze – podzieliła przedstawicieli poszczególnych ugrupowań. Ot, kolejny pretekst do obrzucania się błotem. Ale wkracza też w życie bardziej bezpośrednio i dotkliwie. Zamykane są szkoły i inne placówki dla dzieci, oddziały szpitalne itp. Niektóre duże zawody sportowe rozgrywane są bez obecności kibiców, odwołuje się imprezy masowe. Mówi się nawet o ewentualnym przesunięciu wyborów prezydenckich!

Groźny wirus tak przeraził możnych tego świata, że nawet hierarchowie polskiego kościoła katolickiego wystosowali specjalny apel do duchowieństwa i wiernych. Proponują w nim, aby pozostawić puste kropielnice, uniemożliwiając odwiedzającym świątynie zanurzanie rąk w święconej wodzie. Jednocześnie zachęcają do przekazywania znaku pokoju podczas mszy świętej  tylko poprzez skinienie głowy, aby nie podawać sobie rąk. Zaleca się nawet  przyjmowanie komunii świętej tak zwanej duchowej, albo na rękę, a nie wprost do ust. Obserwowałam to wszystko w minioną niedzielę. Każdy postępował tak, jak sam uznał za właściwe. Po raz pierwszy w moim życiu spotkałam się w kościele z czymś takim.

Jedna z dużych stacji telewizyjnych organizuje w sobotni wieczór poważną debatę z udziałem autorytetów: naukowców, filozofów, moralistów, dziennikarzy. Słucham z uwagą. Po wygłoszeniu wielu mądrości – pozostajemy w punkcie wyjścia. Wciąż pozostaje otwartym pytanie, czy w Polsce wirus już jest? Bo oficjalnie wciąż go nie ma, oczywiście w chwili, kiedy to piszę. Ale internet aż huczy od najrozmaitszych teorii spiskowych na ten temat. Uczestnicy debaty wspólnie zastanawiali się: czy i komu można w tej sprawie wierzyć? I wszyscy jednakowo uznali, że… nikomu!

Tymczasem u nas zwołano już nawet nadzwyczajne posiedzenie Sejmu RP, który zajął się tematem zagrożenia. Najpierw obrzuciwszy się wzajemnymi oskarżeniami, wieczorem wyjątkowo jednomyślnie przyjęto specustawę o postępowaniu na wypadek pojawienia się koronawirusa.

Mam w tym względzie swoje zdanie, z którym wolno się nie zgodzić. Uważam, że tematem tym niepotrzebnie się nas epatuje. Informacje podawane w nadmiarze i z obsesyjną częstotliwością wzmagają lęk, wywołują panikę, sieją popłoch. Ludzie nie tylko się boją, ale zaczynają zachowywać się  irracjonalnie. Codziennie słyszę o tym, jak to wykupują w nadmiarze leki, czy gromadzą żywność. Podobno pustoszeją sklepy. Czy to nie przesada?

Aby nie wzniecać paniki, nawołują ci, którzy sami ją wywołują. Rodzi to brak zaufania do samej informacji, jak i do wielu instytucji. Tak oto kręci się karuzela, którą wprowadził w ruch mały wirus. Jest niezwykle kapryśny, bo zmienny, a więc i nieobliczalny, groźny. Strzec się przed nim trzeba. Stosować się do zaleceń, przestrzegać zasad higieny, w miarę możliwości unikać większych skupisk ludzkich i… nic więcej! Nie radzę nasłuchiwać, dyskutować, ekscytować się fake newsami. Nie dajmy się zwariować, niejednego wirusa pokonaliśmy. Bądźmy rozsądni. W myśl nieprzemijającej mądrości Marka Aureliusza: „Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego”.

fot. pixaby.com

Podlaska Redakcja Seniora
Jadwiga Zgliszewska