Lubię książki, których fabuła dotyczy miejsc, które znam. Często np. wybieram książki, których akcja toczy się w polskich górach, które trochę schodziłam. Kiedy z bohaterami jestem na Giewoncie, Rysach, nad Morskim Okiem, patrzę ze Szpiglasowej Przełęczy na Mnicha, to jakbym ponownie tam była. Ale tym razem chcę zaproponować trzy pozycje, których autorzy są związani z Podlasiem i tu też rozgrywa się akcja ich utworów.

czerwone jabłko na trzech książkach, fot. _pixabay.com

Julia Fiedorczuk – „Pod słońcem”*

„Pamięć (…) jest żywa i płynie przez nas jak ukryta podziemna rzeka, żeby wybić na powierzchnię znienacka, kiedy człowiek wcale się tego nie spodziewa” (s. 190).

I tak się dzieje z bohaterami „Pod słońcem”. Centralne postaci tej sagi rodzinnej to Misza i Miłka, małżeństwo, które stara się ułożyć sobie życie, mimo iż historia i okoliczności polityczne tego nie ułatwiają. Wraz z ich wspomnieniami wędrujemy w czasie, do okresu przedwojennego i tragicznych lat wojennych i powojennych oraz w przestrzeni – spod Białegostoku, Drohiczyna, Siemiatycz do Warszawy i Sarajewa, a nawet za Ural.

Akcja powieści nie toczy się linearnie. To szufladki pamięci, które często otwierają się nieoczekiwanie, konstruują fabułę. I pojawiają się postaci z przeszłości: ojciec Miszy, który uwierzył w propagandę bolszewicką i dobrowolnie wyjechał za Ural, chcąc polepszyć byt rodziny, a znalazł się w obozie pracy, Zofia – pierwsza wielka miłość Miszy, Marianna Zającowa nazywana kochanicą diabła, Jewdokia Ziemakowa rodząca martwe dzieci. I wiele innych postaci, choćby naprawdę żyjący przed wojną w Siemiatyczach Jankiel Tykocki, żydowski fotograf.

Jako emerytowana nauczycielka z przyjemnością zaznaczam, że w powieści Julii Fiedorczuk mamy też bohatera zbiorowego – piękne sylwetki pedagogów. Profesor Koniarski rozbudza
w Miszy zainteresowanie poezją, światem, uczy stawiać pytania, zachęca do nauki esperanto:

„Ludzie nie rozumieją się nawzajem i dlatego nie widzą, że pod spodem, pod tym, co ich
z pozoru od siebie różni, są tacy sami, ulepieni z tej samej gliny, i że pragną tego samego” (s. 48)

I Misza też zostaje nauczycielem i razem z żoną Miłką przez długie lata pracują w wiejskiej szkole w okolicach Drohiczyna. „Ucząc dzieci – tłumaczył – zostawia się ślad, nie materialny ślad na ziemi, gdzie wszystko prędzej czy później ulega zatarciu, tylko w duszy. Niewidzialny ślad (s. 151).

Ogromną rolę w powieści Fiedorczuk odgrywa także przyroda, która funkcjonuje
w nierozerwalnej symbiozie z ludźmi i nieustannie wpływa na ich losy.

„Pod słońcem” to książka o przemijaniu, o pamięci i trwaniu. O ludzkiej doli i niedoli.
O miłości i śmierci. Ale nie jest przygnębiająca. To zasługa języka, którym operuje pisarka – poetycki, refleksyjny, z nutą realizmu magicznego. Oto kilka próbek:

„Bywają dni od samego świtu skazane na porażkę, pokraczne, zamazane, zmęczone, nigdy nieosiągające kompletnej, dojrzałej formy, jak uszkodzone płody żyjące tylko po to, żeby sczeznąć, zanim się urodzą. To kwestia pogody, jednak nie tej powierzchownej, objawiającej się za pośrednictwem słońca, deszczu i wiatru, tylko głębszej, można powiedzieć: kosmicznej. Stare babki znały się na takiej pogodzie, dlatego kiedy nadchodziły jedne z tych niewydarzonych dni, Ziemakowa od razu wiedziała, że nie ma sensu walczyć – uszkodzony czas i tak musiał wrócić do Wielkiego Młynka na ponowny przemiał i żadne starania nic tu nie pomogą. Ludzkie przedsięwzięcia nie miały najmniejszych szans na powodzenie w takim dniu – był to czas zgniłych jajek, zakalca i plączącej się włóczki” (s. 251)

„Ziemia szykowała się do wydania z siebie nowego życia, podobnie jak Nadzieja, bardziej jeszcze niż zwykle milcząca, jakby skupiona na lepieniu w sobie nowego ciała, nowej duszy, tak jak ziemia uparta” (s.133).

W powieści znajdziemy też wiele pięknych sentencji:
„Ptak wije swoje gniazdo z tego, co znajduje w lesie. Człowiek z tego, co znajduje w sobie” (s.61)

„Każdemu przypada jakaś porcja słów i po wykorzystaniu tej porcji nie ma już nic do powiedzenia, albo tylko niewiele” (s. 95).

 „Słońce wschodzi i słońce zachodzi, i znów gramoli się nad horyzont. Rzeki płyną do morza, człowiek szuka drogi ” (s. 10).

Książka niełatwa i niezwykła jednocześnie. I trudno się o niej pisze. Po prostu trzeba ją przeczytać, by samemu odczuć jej piękno … lub nie.

Katarzyna Droga – „Noce nad Biebrzą. Lilka, bagna i ptaki” **

Jak tytuł wskazuje, powieść Katarzyny Drogi przeniesie czytelnika na biebrzańskie bagna. Bohaterka, młoda fotografka z Warszawy gubi się na leśnych drogach i trafia do zajazdu przy Carskiej Drodze. A Darzbór skrywa różne tajemnice, które zaczną Lilkę intrygować. I wpadnie w wir przemytniczych historii. Kolorytu dodają przywołane w powieści legendy, m.in. o Czarnej Damie, która szalała pod twierdzą w Osowcu, o Pobojnej Górze i kobietach skrzywdzonych przez swych mężczyzn. Zamienione przez wróżkę w przepiękne widma po dziś dzień nękają turystów, zwłaszcza płci męskiej. I jeszcze tragiczna historia 
zagubionego w lesie Domku Dróżnika. W sumie – lekki kryminał, w sam raz na dłuższą podróż albo pochmurne i gorsze dni.

Łukasz Łukasik i Magdalena Sarat – Łosie w kaczeńcach. O czym milczy Biebrza” ***

Kiedy można spotkać w Polsce błękitne żaby? Czy łatwo usłyszeć tokujące cietrzewie? Dlaczego znad Biebrzy zniknęły bataliony? Czy nad Biebrzą mieszkają anioły?

To książka dla miłośników podlaskiej przyrody i jej tajemnic. Para autorów, pasjonatów fotografii przyrodniczej zabiera czytelnika na bezkrwawe łowy, pokazuje swój warsztat
i reporterski trud podpatrywania natury. Wcześniejsze tropienie potencjalnych bohaterów, wybór miejsca na czatownię i jej kamuflaż, by stać się niewidzialnym, ranne wstawanie, długie godziny spędzone na oczekiwaniach, by upragniony „model” pojawił się przed obiektywem – to tylko niektóre z problemów, z którymi fotograf natury musi sobie poradzić. 

Trud się opłaca, bo w efekcie powstaje książka pełna ciekawostek przyrodniczych, pięknych zdjęć i związanych z nimi historii, czasem zabawnych, a innym razem niebezpiecznych. Bo jak mówią autorzy, fotografia przyrodnicza to sport ekstremalny. Dużą uwagę przywiązują do zasad – fotograf musi mieć wiedzę, znać zwyczaje zwierząt i zawsze pamiętać, że jest gościem w ich środowisku.

A tytuł? Kaczeńce to wiosenny przysmak łosi. Druga część przekorna, bo Biebrza i jej mieszkańcy cały czas mówią, tylko nie zawsze to do nas dociera…

*Julia Fiedorczuk, Pod słońcem, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2020, s. 453
**Katarzyna Droga, Noce nad Biebrzą. Lilka, bagna i ptaki, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa, 2022, s.301
***Łukasz Łukasik, Magdalena Sarat, Łosie w kaczeńcach. O czym milczy Biebrza, Wydawnictwo Poznańskie, 2020, s. 447

Bożenna Krzesak-Mucha
Podlaska Redakcja Seniora Białystok