Mówi się, że podróże kształcą i z pewnością jest to prawda.
Chcę przedstawić historię, która wprawiła mnie w zadumę i może nauczyła szacunku i tolerancji wobec życia innego niż moje. To opowieść o pewnej podróży autobusem miejskim, bo podróżowanie komunikacją miejską bywa także kształcące.

Obserwowanie podróżujących często skłania do refleksji nad naturą człowieka. Zawsze rozpoczynając podróż autobusem ulicami Białegostoku staję się częścią pewnej społeczności. Chcąc nie chcąc, na dłuższy lub krótszy czas wchodzę ze współpasażerami w interakcję, uczestniczę w pewien sposób w ich życiu, a oni w moim. Nie zawsze spotykam tam osoby, które chciałabym poznać lub z nimi w jakikolwiek sposób obcować, mam inne wartości i normy zachowania.
Jak postąpić, kiedy spotykasz się z pospolitym chamstwem, prezentowanym głośno i ostentacyjnie? Jaką przyjąć postawę wobec przemocy? Jak to zrobić będąc kobietą wśród patrzących w okno pasażerów i kierowcy, który nie chce się narażać, zapewne w obawie o swoje zdrowie i bezpieczeństwo pracy?
Wsiadam do autobusu. Na dwóch podwójnych miejscach, na których zwykle siedzą cztery osoby, naprzeciwko siebie siedzi para. Kobieta i mężczyzna. Mają po trzydzieści kilka lat. Na tych siedzeniach zorganizowali sobie dom. Oboje ubrani niechlujnie, ale w pewien sposób trendy, w stroje dresowo adidasowe. Obok siebie ustawili swój bagaż. Zarówno ich ubrania jak i torby mają kolor czarny. Do ładowarki w autobusie (nie wiedziałam, że taka jest) podłączyli również czarny telefon i prowadzili ożywioną i bardzo głośną rozmowę. Cały autobus i ja też staliśmy się świadkami tej rozmowy. Rozmowa była wulgarna, zwłaszcza kobieta nie przebierała w słowach, szkalując swego byłego męża. Flirtowała z mężczyzną w sposób obrażający godność kobiety. Mężczyzna pokryty tatuażami sprawiał wrażenie powracającego z podróży, a może z więzienia. Czuli się bardzo swobodnie, nie zauważali nikogo. Gdy zbliżał się ich przystanek szybko spakowali swój bagaż, wyłączyli telefon i skierowali się do wyjścia. Wysiadając kobieta pokazała pasażerom środkowy palec. Przez szybę zobaczyłam, jak natychmiast po opuszczeniu autobusu odstawili swoje bagaże rzucili się sobie w objęcia i zastygli w namiętnym pocałunku.
Siedziałam zaskoczona i zagubiona. Nie miałam pojęcia jak powinnam była się zachować. Nic nie było proste, ani jednoznaczne. Targana świętym oburzeniem dobrze wychowanej paniusi, czułam też współczucie i jakąś dziwną sympatię wobec dwojga ludzi, dla których życie, zapewne przy ich aktywnym udziale, zgotowało niełatwy los. Żeby wybrnąć jakoś z tej niełatwej dla mnie sytuacji zanuciłam w myślach słowa piosenki: „Brzydka ona, brzydki on a taka piękna miłość”.
Maria Heller
Podlaska Redakcja Seniora Białystok