fot. Józef Zgliszewski

_
Światowy Dzień Zwierząt obchodzony jest corocznie 4. października. Inauguruje on szereg przedsięwzięć na rzecz zwierząt, odbywających się przez cały ten miesiąc. Światowy Dzień Zwierząt został ustanowiony w 1931 roku na konwencji ekologicznej we Florencji. W Kościele jest to dzień wspominania świętego Franciszka z Asyżu, patrona zwierząt, ekologów i ekologii. To on, jako pierwszy, określał je mianem naszych „braci mniejszych” i nawoływał do dobroci oraz do niesienia pomocy poszkodowanym zwierzakom. Podążając za myślą znanego „biedaczyny z Asyżu”, zapragnęłam w tym dniu skierować okazjonalny list do mojej czworonożnej pupilki, miniaturowej pudelki imieniem Daisy. Jednocześnie, po części, niech będzie on rodzajem przesłania miłości do wszystkich zwierząt – naszych „braci mniejszych”.

Droga Daisy!

Na wstępie dziękuję ci, że jesteś taka, jaka jesteś. Choć twoje sześć i pół roku psiego życia sprawiają, że powinnaś już być „dojrzałą panią”, to wciąż zachowujesz się niczym szczeniak. I jest to Twoja największa zaleta. Ani nie wyglądasz, ani tym bardziej nie zachowujesz się jak psia „matrona”, ale jak szczenięcy łobuziak! I dlatego wciąż posiadasz tyle wdzięku…

Kochana psinko! Miałaś osiem tygodni, gdy kupiłam cię u hodowcy. I przywiózł mi ciebie do pracy – taki malutki puchaty kłębuszek. Wzbudziłaś małą sensację i powszechny zachwyt. Zaraz też życzliwe koleżanki kupiły szelki, miski, obrożę, smycz… A potem się zaczęło! Nigdy wcześniej nie miałam żadnego czworonoga i nie wiedziałam „czym to pachnie”. Ten wieczny bałagan, po kilkanaście butów, rozrzuconych w pokoju, kilka kałużek siusiu wszędzie (ale najwięcej w… kuchni!) – taki oto widok narzucał się moim oczom, kiedy wracałam z pracy do domu. Ale wszystko szybko minęło. No i te obawy, jak powiedzieć o tobie mojej mamie, która zawsze chciała mnie „chronić” przed takim obowiązkiem. I tutaj brat, który mnie wówczas do niej zawiózł, zadziałał sprytnie, posługując się małym fortelem. Kiedy weszliśmy we troje do jej domu, ten powiedział: „Babciu, poznaj Daisy, to twoja najmłodsza… “wnuczka’!” Po krótkim czasie – mama cię pokochała! Choć nie lubiła psów.

No i zaczęło się nasze wspólne życie. Nie miałam nigdy wcześniej psa i wszystkiego się uczyłam razem z tobą. Pewnie dlatego (jak również dzięki temu, że jestem… pedagogiem!) nie jesteś prawie wcale wychowana ani wyszkolona. Ale za to  przechodziłyśmy razem i wielkie smutki, i niemałe radości. Dzisiaj mam ochotę na garść wspomnień…

Niedługo potem zauważyłam, że – choć wciąż biegająca jak rakieta – unosisz zbyt często do góry lewą tylną nóżkę. Niepokój, wizyta u lekarza i fatalna diagnoza: dysplazja stawu biodrowego połączona ze stanem zapalnym. I konieczna operacja, która kosztowała mnie więcej niż… cała ty! Ale czego się nie robi dla przyjaciół? Następnie przez sześć tygodni w gipsie, który usilnie podgryzałaś. I ty taka kuśtykająca żwawo po śniegu w neonowo różowym opatrunku. Choć okaleczona, trudno było komukolwiek oderwać wzrok od tego cukierkowatego wdzięku. Małe słodkie cudo! Rozczuliłam się…

Trafiłaś do mnie nie przypadkiem,
a wręcz z wyrachowania;
„terapeutycznego pieska”
określam ciebie mianem.

Że cię traktuję pragmatycznie,
to wcale nie oznacza,
bym nie kochała bezgranicznie
i o ciebie nie dbała!

Dziś swoje urodziny
obchodzisz, Daisy droga.
Czy wie ktoś może, czego życzyć
puchatym czworonogom?

Ja swojej, po złych doświadczeniach,
jednak zdrowia najbardziej,
bo także pieskom najważniejsze,
by wszystko było sprawne…

A nóżki – podstawa prawie,
gdyż służą do biegania,
które sprowadza samą radość
i cieszy również panią!

Życzę ci, moja czirliderko
z frędzelkowatym włosem,
by pani z tobą jednak częściej
chodziła spacerować.

Byś poznawała nowe trasy
i różnych piesków wielu,
buszować mogła pośród trawy,
bawiąc się i weseląc.

By pani, miast przy komputerze,
czas spędzać z tobą chciała…
Jako autorka życzę szczerze!
Czy będę jednak w stanie?

Towarzyszyłaś mi w najważniejszych chwilach życia. Rok po twoim pojawieniu się u mnie odeszła moja mama… Ty, jako jedyna poza rodzeństwem, czuwałaś z nami całą noc. Tę bolesną, niezapomnianą noc. Byłaś zresztą odtąd świadkiem prawie wszystkich moich łez, wycieranych w twoje mięciutkie futerko.

W następnym roku przeżywałyśmy kolejny dramat. Zaginęłaś! Szukano ciebie wszędzie, a ja w wielkiej trwodze czekałam aż cztery i pół doby! Byłaś… więziona, przetrzymywana w klatce, przez złych ludzi! Ale z kolei inni, dobrzy ludzie, pomogli mi Cię odnaleźć. Tamtego lęku i bólu nic nie potrafi oddać. I tego zjednoczenia wielu osób, tego ogromu dobrej woli, tamtej nadziei i obaw, mimo wszystko. Tamtej „akcji”, łącznie z udziałem i służb mundurowych, i „anonimowych informatorów”. Ale jesteś! Znalazłaś się, bo tak najwidoczniej miało być. Że jesteśmy sobie nawzajem przeznaczone (by nie powiedzieć: na siebie skazane). Choć od tamtego koszmarnego czasu jesteś nieco lękliwa i odrobinę nieufna, a pomimo to – wciąż bardzo wszystkich kochająca i nadmiernie lgnąca do ludzi.

Kiedy zaginęłaś, wypłakałam oczy,
kiedy się znalazłaś, nie miałam proroczych
snów. Lecz moje szczęście sięgało zenitu,
gdy cię z uwięzienia zuchwale odbito.

Opuszczony ogon, sierść jak kupka siana,
a na niej ohydna, rudo-rdzawa plama.
Futerko oklapłe i wzrok pełen bólu,
dziwna osowiałość w twych niemrawych ruchach.

Tak bardzo przeżyłam twoje zaginięcie,
że odnalezienie było wielkim szczęściem.
A ileż dobroci i wsparcia od ludzi
dostałyśmy wtedy… Musiano cię lubić!

Dzisiaj z rozrzewnieniem tamto przypominam
w dniu, w którym obchodzisz swoje urodziny.
Tyle lat u pieska – wiek dojrzały całkiem,
a fakt, że rozumiesz spraw ludzkich niemało

każe dedykować to oto przesłanie,
że czasem cię kocham zupełnie bez granic,
bo bardziej niż człowiek rozumiesz i czujesz,
gdy łzy z mojej twarzy uczynnie zlizujesz.

Czuję wtedy bliskość i twoje psie serce,
co bezwarunkowo kocha, najgoręcej,
i choć dać ci mogę w zamian tak niewiele,
kocham cię, ma Daisy, bo ty nie zawiedziesz!

Za cierpliwe wysłuchiwanie moich zwierzeń, czasem połajanek, za… zlizywanie moich łez (których częstym świadkiem bywasz), za wybaczanie mi absolutnie wszystkiego, za towarzyszenie na każdym kroku (w najbardziej dosłownym rozumieniu), za to, że dzięki tobie muszę codziennie wychodzić i wykonać trud bodaj tych kilku kroków – dziękuję ci, moja kochana Przyjaciółko Daisy! Bo Ty po prostu kochasz mnie „po psiemu”, czyli bezwarunkowo! A ja cię tylko po ludzku, zwyczajnie – kocham… Jesteś najwspanialszym psem na świecie i nie zamieniłabym cię na żadnego innego. Chociaż bywasz niesforna, nieposłuszna i całkiem nieułożona.

Pragnę ci też powiedzieć, jak bardzo cię podziwiam. Za wierność bezwzględną i za miłość absolutną! Za to, że nie wyróżniasz nigdzie nikogo. Kochasz tych „pachnących inaczej” panów spod śmietnika, którzy albo w nim szperają, albo „robią flaszkę” na ławeczce obok. I nadal lgniesz do tej eleganckiej pani, która cię ze złością ofuknęła, gdy do niej kiedyś przyjaźnie podbiegłaś. Tak samo jak i nie różnicujesz swoich psich kolegów i koleżanek. Nie masz dystansu ani do olbrzymiego futrzaka niewiadomej rasy, ani do szczerzącego kły haskiego, a niby groźny wilczur jest ci może najbliższy? Nie gardzisz też nigdy mniejszymi, a wręcz kochasz urocze yorki i inne psie miniaturki. Za to cię bardzo podziwiam! Jest wprawdzie jeden wyjątek… Wśród zwierzęcych kumpli podwórkowych nie przepadasz jedynie za kotami. Ale to ugruntowane już zjawisko, mające nawet swe odbicie w znanym powiedzeniu o nienajlepszym współżyciu określanym mianem: „jak pies z kotem”. Zauważyłam jednak, że na swój psi sposób – ty jednak te koty… lubisz. Bo szukasz ich i uwielbiasz takie bliskie spotkania, pełne furgotu i wrzasku.

Przepraszam cię tutaj za zdarzającą mi się niecierpliwość, niedotrzymywanie słowa, za zbyt rzadkie i krótkie pobyty na dworze, za skąpienie pieszczot, zbyt mało poświęcanej ci uwagi. Przepraszam, że nieczęsto – ku twemu niezadowoleniu – dostajesz… resztki z mojego stołu, które tak uwielbiasz! Wybacz, że się powymądrzam, ale to ja wiem lepiej, co służy pieskom i jest dla nich zdrowe. Szkoda, że nigdy nie zrozumiesz, że to dla twojego dobra. A może jednak… rozumiesz? Kto wie?

Przepraszam też ciebie jako przedstawiciela wszystkich zwierząt w imieniu bardzo wielu nierozumnych (o ironio – Homo sapiens!), a nawet złych ludzi, którzy robią tyle krzywdy twoim braciom i siostrom! I jednocześnie moim (naszym – ludzi) tzw. „braciom mniejszym”.

fot. Jadwiga Zgliszewska

Cieszę się, że od dwóch lat jestem na emeryturze i nie muszę pozostawiać cię codziennie samej na wiele godzin. I patrzeć przy odejściu na tę parę najsmutniejszych oczu. Jednocześnie przyrzekam też, że nigdy, przenigdy cię nie zostawię! Nie porzucę ani nie oddam do schroniska. Na wypadek niemożności dalszego opiekowania się tobą (odpukać!) poszukam najlepszego z możliwych chętnych do zajęcia się tobą. Nie zostaniesz osamotniona i porzucona. Tego możesz być pewna. Obiecuję!

Na koniec życzę i tobie, i sobie, abyś zawsze pozostała tą samą urokliwą trzpiotką Daisy, najcudowniejszym psem na świecie. Jednak gdyby z jakichkolwiek przyczyn ubyło ci nieco tego uroku, będę cię kochać ani odrobinę mniej. Chcę, żebyś się tego nie musiała obawiać.

Twoja Pani

_

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok