Pełna lęków i obaw. Trudna w kontaktach towarzyskich, oschła, niedostępna, skryta. Zalękniona Dama? Jaka faktycznie była Julitta Sleńdzińska?

28 listopada w Galerii im. Sleńdzińskich odbyła się promocja książki ”Summa Julitty Sleńdzińskiej” pod redakcją Izabeli Suchockiej. Autorka, materiały do swej książki zbierała w archiwach wileńskich i polskich. Docierała do ostatnich żyjących osób pamiętających Julittę. I te bezpośrednie relacje okazały się najciekawsze.

W spotkaniu uczestniczyli Witold i Barbara Czarneccy, którzy mieszkali razem z rodziną Sleńdzińskich w jednym domu w Wilnie (pan Witold jest równolatkiem Julitty). A także gość ze Słupska, u którego rodziców Julitta wynajmowała mieszkanie, w czasie swego pobytu w tym mieście oraz Lech Rutkowski, były prezydent Białegostoku. 

Wszyscy Julittę Sleńdzińską nazywają „damą wielkiego formatu, przedwojennego wychowania”. Zawsze elegancka, dystyngowana, ale jednocześnie bardzo skryta. Sprawiała wrażenie osoby oschłej, niedostępnej, trudnej. Był to jednak tylko jej pancerz, obrona przed ewentualnym zranieniem przez obcych.

Była dzieckiem bardzo utalentowanym, plastycznie i muzycznie. Pod wpływem ojca Ludomira Sleńdzińskiego rozpoczęła naukę gry na fortepianie. Ojciec zatrudniał najlepszych nauczycieli muzyki. Odnosząc sukcesy spełniała jednocześnie jego młodzieńcze marzenia o grze na fortepianie. Była zapatrzona w ojca i zakochana w nim. To dla niego zrezygnowała z lekcji rysunku, chociaż je bardzo lubiła. Za to on malował ją bardzo często.

Ukończyła Konserwatorium Muzyczne im. Mieczysława Karłowicza w Wilnie. Po przeprowadzce, w 1945 r. wraz z rodziną do Krakowa, dalej kontynuowała studia muzyczne. 

W 1949 r. wzięła udział w IV Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim w Warszawie, zdobywając wyróżnienie.

Dalsze studia podjęła w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Po ich ukończeniu kontynuowała karierę naukową, zostając w 1969 r. prodziekanem Wydziału Instrumentalnego.

W tym czasie odkrywa klawesyn dający, według niej, większe możliwości interpretacyjne. Rzuca wszystko i wyjeżdża najpierw na stypendium do Moskwy, potem do Sieny i Brukseli, pobierać lekcje na tym instrumencie. 

Koncertowała na całym świecie. Nagrywała płyty, była jurorem klawesynowym na wielu konkursach. Jednocześnie pracowała jako pedagog w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie.

W czasie pobytu za granicą zaczęła malować, ośmielona pochwałą Tadeusza Brzozowskiego, asystenta ojca. W 1989 r. Galeria Zamkowa w Warszawie zorganizowała wystawę jej obrazów, wysoko ocenioną przez znawców.

Wielki wpływ na jej kształcenie, wychowanie i życie prywatne miała jej ciotka – Helena Dobrowolska, nauczycielka matematyki i przyrody. To ona wybrała jej pierwszego męża. Zauroczona obyciem i elokwencją Napoleona Kopcia wywarła silną presję na siostrzenicę, aby ta poślubiła dużo starszego mężczyznę. Małżeństwo przetrwało niecałe dwa lata. W 1955 Julitta ponownie wyszła za mąż za Zbigniewa Zakrzewskiego, z którym się rozwiodła w 1974 r. Jako panienka z dobrego domu, pobierająca nauki w domu, nie potrafiła gotować i zajmować się domem. Bardziej interesowała ją muzyka, koncerty i praca pedagogiczna. 

Życzeniem Julitty Sleńdzińskiej było, aby spuścizna artystyczna po jej pradziadku Aleksandrze, dziadku Wincentym i ojcu Ludomirze została scalona. W malutkim mieszkaniu w Warszawie trzymała, stłoczoną, całą odziedziczoną kolekcję. Drżała o jej bezpieczeństwo. Założyła szereg zamków i innych zmyślnych pułapek. Stała się osobą bardzo lękliwą i nieufną. Część większych obrazów i rzeźb zdeponowała wcześniej w Muzeum Narodowym w Krakowie, z zastrzeżeniem, że mogą być wydane tylko za jej zgodą.

Do przyjazdu do Białegostoku namówili ją właśnie państwo Czarneccy. Pomysł zorganizowania monograficznej ekspozycji narodził się w trakcie wystawy w setną rocznicę urodzin Ludomira Sleńdzińskiego w Galerii BWA „Arsenał”. Julitta marzyła o utworzeniu żywej galerii, w której rozbrzmiewałaby muzyka klawesynowa i kształcili się młodzi wykonawcy.

Zdecydowała się przekazać naszemu miastu kolekcję dzieł ojca, dziada i pradziada oraz bogate archiwum.

Niestety nie doczekała otwarcia Galerii. Nastąpił nawrót choroby nowotworowej. Ostatnie miesiące życia, ciężko chora spędziła w Zgromadzeniu Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny w Białymstoku, któremu zapisała w testamencie część kolekcji. Zmarła bezpotomnie, 16 kwietnia 1992 r., została pochowana na Cmentarzu Farnym.

Galerię Sleńdzińskich otwarto 30.kwietnia 1993. O jej siedzibę zadbał ówczesny prezydent Białegostoku – Lech Rutkowski. Znalazło się w niej 66 obrazów. 

Jest to chyba jedyna w Europie galeria w której zgromadzono cenną i oryginalną spuściznę czterech pokoleń dynastii malarskiej. To wielki skarb Białegostoku – powiedział Witold Czarnecki.

„Summa Julitty Sleńdzińskiej” jest pierwszą publikacją, podsumowująca całokształt życia i twórczości ostatniej przedstawicielki tego rodu. Jest w niej rzetelnie opracowany życiorys artystki, opatrzony bogatym materiałem ilustracyjnym i fotograficznym oraz wspomnienia pozwalające lepiej ją poznać.

Ładnie wydany będzie miłym prezentem pod choinkę.

Źródło: Galeria im. Sleńdzińskich w Białymstoku.
(zdjęcia: Maria Beręsewicz)

 

Opracowała: Maria Beręsewicz
Podlaska Redakcja Seniora Białystok