Mgła jak…
Szara… bura… gęsta… mokra…
Nie maluje świata… maże…
Skrapla się na szybach… okna…
Rzeźbiąc na nich… korytarze…
–
A w dotyku… moi drodzy…
Taka jest jak… para wodna…
Jedna rzecz ją… od niej różni…
Ta jest ciepła… mgła jest chłodna!
–
To nie mgiełka… nad łąkami…
Która znika wraz ze świtem…
Ta pół dnia jest… często z nami…
Wiecie… jakie jest z nią życie!
–
W tym dniu słońca… nie uświadczysz…
Wstrętna wilgoć… dookoła…
Ani chodzić… ani jeździć…
Kogo mam… o pomoc wołać?
–
Sami przecież… dobrze wiecie!
Na mgłę taką… nie ma bata!
W tym klimacie… już tak mamy…
Oczywiście… oprócz lata!
Kiedy masz…
Kiedy masz już… dość wszystkiego…
Aż… po same dziurki w nosie!
Kompres zrób… z zimnego czegoś…
I na czoło… połóż sobie…
–
A następnie spójrz… w lusterko…
Kogo będziesz… widział w nim?
Czy ofiarę? Czy też… kata?
Obyś był… prorokiem złym!
–
Nikt nikomu… nie zaszkodzi…
Jak mój drogi… sobie… sam!
Podstawiałeś… komuś nogi…
Ktoś ci teraz… rewanż dał!
–
Nie! Nie jesteś pępkiem świata…
Nikt przepraszać… cię nie będzie…
A od twego… zachowania…
Nowych wrogów… ci… przybędzie…
–
Zmyj swe butne… „ego” z twarzy…
Spójrz z empatią… ludziom w oczy…
Oni ci wybaczą… wszystko…
Lepszą drogą… zacznij kroczyć!
Obiecuję…
Obiecuję wam… kochani…
Dać choć po… kawałku nieba…
Bez namysłu… to uczynię…
– Prosić o to… mnie… nie trzeba!
–
A do nieba… dodam jeszcze…
Kilka chmurek kędzierzawych…
Aby z nich… padały deszcze…
Bez nich świat jest… taki szary…
–
Pytasz mnie… czy dam wam słonko?
Oczywiście!… Dam wam wszystkim!
I podzielę je… po równo!
Tak by mieć… sumienie czyste…
–
Wiersz ten jest… na wskroś dziecinny…
Ale taki… też miał być…
Dzisiaj wszyscy… obiecują…
Z obiecanek… da się żyć?
–
Nie da się!… Dokoła słyszę…
Więcej nikt nas… nie oszuka!
Po to wiersz ten… napisałem…
W czoło później… się nie pukaj!
Umiesz liczyć?
Zieje pustką… zieje chłodem…
Nic już nie ma… dookoła…
Nie ma śladu… ludzkiej stopy…
Tylko naga… ziemi połać…
–
Krzyczę! Wołam!… A tu cisza…
Nawet echo… wrogo milczy…
Co tu robię… więc do licha?
Czy na kogoś… mogę liczyć?
–
Nagle słyszę… chichot czyjś…
I skrzekliwy… jakby głos…
– Umiesz liczyć?… licz na siebie!
– Wszyscy mają… cię już dość!
–
Kto to mówi? Kto tu jest?
Spójrz mi w oczy… obcy głosie!
Liczyć… to ja dobrze umiem…
O co chodzi? Powiedz! Proszę…
–
– Ja sumieniem… jestem twoim!…
– Mówi do mnie… głos skrzekliwy…
– Zioniesz pustką!… Zioniesz chłodem!
– Bo… nie jesteś… sprawiedliwy!
–
Obudziłem się… spocony…
Wielkie szczęście… to nie jawa…
Musze zmienić się… wewnętrznie…
Mieć przyjaciół… ważna sprawa!
Malować słowami …
Namalujesz naturę… słowami?
Widząc ją… w wyobraźni?
Czując przy tym… jej zapach?…
– Nie! Nie jestem… taki odważny!
–
Bo tak na przykład… woń kwiatów…
Jak mam opisać… słowami?
Każdy z nich… pachnie inaczej…
Różnią się też… kolorami?…
–
A zapach… ziemi wilgotnej…
Z zielonym… zbożem ozimym?
Do tego w słońcu… na wietrze…
Które w myślach… widzimy?
–
Lasy iglaste… na wiosnę…
Pachnące żywicą… na wskroś…
Opisz ich zapach… słowami…
Jak opisuje się…, „coś”?
–
Zapachu opisać… się nie da!
Porównać do czegoś… i owszem!
Z kolorem… to… co innego…
Natura kolorów… ma masę…
–
Łatwiej wziąć pędzel… i farby…
Natura malarzom… jest rajem…
Jeśli się mylę… przepraszam…
Tak mi przynajmniej… się zdaje!