Trudno byłoby znaleźć kogoś, kto nie lubi otrzymywać życzeń. Składamy je bliskim i dalszym, zwykle okolicznościowo. Oczywiście, ideałem byłoby zawsze i wszędzie życzyć każdemu jak najlepiej. Ale tutaj mam na myśli serdeczności, dedykowane konkretnym osobom z określonych okazji. W jakiej formie się to odbywa?

 

Kilka gałązek kwietnych w lawendowym kolorze, wieczne pióro oraz tekst napisany ręcznie. fot. pixabay.com

Jesteśmy w okresie, kiedy składamy sobie nawzajem życzenia z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych. Każdy czyni to na swój sposób. Osobiście nie odpowiada mi, delikatnie mówiąc, sztampowe życzenie „Wesołych Świąt”. I bynajmniej nie tylko dlatego, że to wyświechtany slogan. Drażni do tego stopnia, że zdarzało mi się już niegrzecznie odburknąć: „a po co mi ta wesołość”? No chyba, że pod pojęciem wesołości kryje się radość. Tak! Święta powinny być radosne, bo właśnie wszystko rodzi się do życia, nastaje wiosna, a z nią powstają nowe nadzieje. Zaś dla wierzących Zmartwychwstanie to najważniejsze święto roku liturgicznego, znak odkupienia oraz własnego zbawienia i powstania z martwych. Życzenia są więc czymś oczekiwanym i praktykowanym.

*

Odkąd sięgnę pamięcią, w moim domu rodzinnym przed każdym takim świętem bardzo czekało się na listonosza z kartkami. Poczta miała w tym czasie istne urwanie głowy. U nas zwłaszcza mama uwielbiała je otrzymywać. Miała bardzo dużą rodzinę, więc przez kolejne dni przeliczała, kto już nadesłał, a od kogo mamy się jeszcze spodziewać. Głębokie zaniepokojenie budził brak życzeń choćby od jednej rodziny. 

Kartki z motywami wielkanocnymi, religijnymi oraz świeckimi – kolaż

Kartki były kolejno ustawiane rzędem na górze kuchennego kredensu. Najlepiej więc, jeśli kartka była rozkładana, bo nie wymagała podpórki. Ale z innymi też radziliśmy sobie, bo kiedy ich ilość rosła, ustawiało się na zakładkę i stanowiły dekorację na cały okres świąteczny. Do dziś pamiętam te zwykle kulfoniaste litery, pisane niewprawną ręką ludzi prostych, głównie rodzeństwa rodziców. Nie były to natomiast żadne gotowce, ale słowa słane prosto z serca. Jeden miał większy talent, inny tylko dopełniał obyczaju, ale tradycja – rzecz święta.

* 

Szczególnie ciekawe i dość wymyślne były zawsze słowa od wujka Zybka ze Śląska. On potrafił to robić z wrodzonym humorkiem i wdziękiem. Z biegiem czasu wypisywanie życzeń na kartkach przejęły w rodzinach dorastające dzieci. Zresztą na nas spadł również ten obowiązek. I… już nie było to tak urokliwe. 

Przez wiele, wiele lat zbierałam te kartki, bo praca w przedszkolu ma to do siebie, że gromadzi się wszystko. Później przydawały się do różnych celów i były rozmaicie wykorzystywane. Po przejściu na emeryturę, a zwłaszcza w związku z przeprowadzką, pozbyłam się ich jak zbędnego balastu. Dziś trochę żałuję, bo nic mi nie odtworzy charakteru i klimatu tamtych pocztówek. 

Kartki wielkanocne – rękodzieło współczesne

Dodam, że ja również słałam okazjonalne kartki. Starałam się, by życzenia były niebanalne, trochę bardziej oryginalne. Ale wyjątkowo wryły mi się w pamięć te wszystkie żmudne czynności, jakie w związku z tym musiałam wykonać. Najpierw brałam notes z adresami i przeliczałam, ile i komu kart powinnam wysłać. Następna sprawa to ich wybranie i zakup. Ostatnio było coraz trudniej się zdecydować, bo asortyment był coraz bogatszy. Później adresowałam koperty oraz naklejałam znaczki. Już samo adresowanie około trzydziestu kopert to męczarnia. A potem wypisywanie na każdej pocztówce życzeń, nieco zindywidualizowanych. Najczęściej była to rymowanka własna, zresztą w kilku wersjach. Odmienna dla najbliższej rodziny, potem cioć, wujków i dalszych krewnych. Jeszcze inne, trochę humorystyczne, to te do koleżanek i kolegów oraz innych znajomych. Czynności dzieliłam na raty, bo już po odręcznym wypisaniu kilku zaledwie miałam dość i zarządzałam… odłożenie sprawy na następny dzień. Jednak samo się nie dokonało, musiałam wypisać, włożyć do kopert i wysłać. To była absolutna powinność.

Z biegiem lat kart otrzymywanych i wysyłanych zaczęło ubywać. Miało to bezpośredni związek z szerszym dostępem do telefonizacji. Kiedy w rodzinie telefony mieli wszyscy, to one przejęły funkcję łącznika, również w kwestii świątecznych pozdrowień. I znów przypominam swoją mamę, jak raz po raz wybiera kolejne numery i prowadzi przydługie pogawędki przedświąteczne. Na szczęście wszystkie jej cztery siostry były równymi sobie gadułami, więc obie strony były ukontentowane. 

Na zielonym tle młoda uśmiechnięta dziewczyna z długimi włosami, w czerwonej sukience w białe wzorki, odczytuje coś ze smartfona, fot. .pixabay.com

Rozwój postępował szybko, bo zaraz potem pojawiły się telefony komórkowe. Te pozwalały na pisanie sms-ów. Raj dla osób nielubiących rozmów telefonicznych, do których siebie w pierwszym rzędzie zaliczam. Krótkie wiadomości tekstowe to coś w sam raz na przesłanie życzeń. Swój pierwszy w życiu wysłałam właśnie w Wielkanoc, gdzieś na samym początku tego wieku. Potem były jeszcze e-maile wysyłane pocztą elektroniczną, co pozwalało na rozsyłanie w załącznikach nawet kolorowych kartek. Teraz z powodzeniem funkcję tę przejęły smartfony, za pomocą których możemy przesyłać je na kilka sposobów. Bo już nie tylko poprzez sms-y, ale i mms-y oraz różne inne komunikatory. Wszystko to zmienia się lotem błyskawicy. Szybki rozwój, zwłaszcza w elektronice, ogromnie usprawnił komunikację międzyludzką. A mimo wszystko mam nieodparte wrażenie, że oddala nas od siebie, zamiast przybliżać. I choć sama korzystam z dobrodziejstw łączności elektronicznej, także i przy składaniu życzeń, to jednak tęsknię za tamtym czasem, kiedy stos kartek do wypisania piętrzył się przede mną, choć oznaczało to sporo wysiłku. Wszakże pisząc słowa życzeń, przynajmniej w tym momencie pomyślało się o ich adresacie. 

*

A jak jest dzisiaj? Choć karty nadal istnieją i są coraz piękniejsze, to nieliczna garstka osób korzysta z tego rodzaju świątecznych pozdrowień. Ja jeszcze kilka lat temu dostawałam ich sporo po przejściu na emeryturę i rozstaniu z dawnym miejscem zamieszkania. Zwłaszcza koleżanki z pracy starały się przysyłać najpiękniejsze, wymyślne, trójwymiarowe składanki. Ostatnio modne się stały bardzo dekoracyjne, wykwintne i ze smakiem wykonane rękodzieła. Ale to rzadkość. Tak więc i ja dostaję ich z roku na rok mniej.

Wygodniej przecież napisać kilka wyświechtanych słów, wybrać jednocześnie wielu adresatów z listy kontaktów i jednym kliknięciem załatwi się sprawę. To takie… bezduszne! Jednak ja również tak postępuję. Bronię się jednak tym, że zawsze piszę własny tekst w wersji krótkiego okolicznościowego wierszyka, który później „ubieram” w dostępną grafikę. Stworzenie takiej unikalnej kartki świątecznej także wymaga inwencji oraz czasu. Że wkładam w to również serce, wiem już tylko ja. 

*

Swoje rozważanie zakończę nostalgiczną refleksją, płynącą ze słów polskiego tłumaczenia piosenki Bułata Okudżawy: Co było, nie wróci i szaty rozdzierać by próżno. Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład. A przecież mi żal…” Wielki żal!

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok