Im jestem starsza, tym częściej myślę o swojej mamie. Myślę o jej życiu i pytam siebie. Czy dałabym radę żyć tak jak ona? Jak ja zachowałabym się w danej sytuacji? Jaką podjęłabym decyzję? 

Moja mama siedzi na ławce

Dzieciństwo

Moja mama, rocznik 1908, urodziła się w kolejarskiej rodzinie pochodzącej z Wileńszczyzny. Miała dwóch braci i cztery siostry. Ojciec – Adolf – był zawiadowcą Odcinka Drogowego, czyli nadzorował i budował tory kolejowe. Był także zawiadowcą stacji.
Ponieważ często służbowo go przenoszono, dzieci rodziły się tam, gdzie aktualnie pracował: Bezdany, Psków, Lida, Iryca, Lucyn, Telechany, leżące obecnie w granicach Litwy, Łotwy, Białorusi. Polski w tym czasie nie było na mapie, a tereny te znajdowały się pod zaborem rosyjskim. Matka – Bronisława – zajmowała się domem i wychowaniem dzieci.
Przed końcem I wojny światowej Adolf wraz z rodziną został przeniesiony do Białegostoku i pracował na stacji Białystok Poleski, obecnie Fabryczny. Zamieszkali w domku kolejowym przy ul. Spacerowej. Tu moja mama chodziła do szkoły i tu zdobyła wykształcenie pedagogiczne.

Praca zawodowa

Z nakazu pracy została zatrudniona w szkole w miejscowości Prużana, obecnie na terytorium Białorusi. To był najlepszy okres w jej życiu. Tam w 1934 roku poślubiła mojego tatę, Bolesława, urodziły się moje dwie siostry – Zofia (1936) i Krystyna (1939).
W szkole uczyła, między innymi przedmiotu, który dziś nazwalibyśmy „Przygotowanie do życia w rodzinie”, połączonego z „Zajęciami technicznymi”. Uczennicami były dziewczęta wyznania rzymsko-katolickiego, prawosławnego i mojżeszowego. Szkoła cieszyła się wielkim powodzeniem. Szczególnie bogatsi Żydzi dbali o wykształcenie swoich córek.

Była uzdolniona plastycznie. Uczyła dziewczęta, jak zrobić wykroje i uszyć beciki, koszulki, kaftaniki i inne ubranka dla dzieci. Jak uszyć bieliznę i ubrania dla siebie i męża. Jak przechowywać bieliznę w szafie, w saszetkach z gałązkami lawendy. Jak ją prać i prasować.
Pokazywała też jak łatać i nicować odzież. Były to czasy, kiedy ludzi nie stać było na kupowanie nowych ubrań, dlatego przerabiano stare. Nicowało się przeważnie palta, płaszcze, marynarki, garsonki. Polegało to na popruciu starego płaszcza, wypraniu, odwróceniu na lewą stronę i ponownym zszyciu. Łaty artystyczne to była sztuka. Często był to mały haft lub ozdobna aplikacja.

Uczyła też haftowania, jako że pościel i ręczniki ozdabiane były monogramami. Uczyła wykonywania szydełkiem różnych serwetek, wstawek do pościeli, ręczników, ząbków do kredensowych półek, firanek, nakryć na łóżka i poduszki, robienia koronek na kołkach, swetrów na drutach.
Pokazywała jak przygotowywać pełnowartościowe posiłki, jak ładnie nakryć stół, jak dobierać serwisy śniadaniowe, obiadowe, kawowe, do czego służą poszczególne sztućce. Jednym słowem uczyła dziewczęta, jak należy prowadzić dom.

W Prużanie istniało także Seminarium Nauczycielskie, w którym pracował jej mąż Bolesław. Środowisko pedagogiczne było bardzo zintegrowane. Urządzano przedstawienia teatralne, bale karnawałowe, wspólne wycieczki rowerowe. Grano w siatkówkę i tenisa. Mama opowiadała mi, jak na każdą sobotę karnawału szyła sobie nową suknię balową.

Moi rodzice zamierzali osiąść w tej miejscowości na stałe. Kupili plac budowlany, wykonali fundamenty pod dom. Mieli wiele planów na przyszłość. Niestety, wybuchła II wojna światowa i zweryfikowała te plany.

Okres II wojny światowej

Męża aresztowano. Próbowała go bronić, zasłaniając i tłumacząc żołnierzom, którzy po niego przyszli, że nic złego nie zrobił, że ma małe dzieci, którym jest potrzebny. Później woziła paczki do więzienia w Brześciu. Niestety, zapadł wyrok i zesłano go na 10 lat do łagru w Workucie. Mama została sama z dwójką małych dzieci. Liczyła się z tym, że i ją mogą wywieźć. Kupiła pierzyny i ciepłą odzież, suszyła chleb na suchary, topionym masłem napełniała butelki.

Uniknęła aresztowania, gdyż jedna z jej uczennic ostrzegła ją. Zabrała najcenniejsze rzeczy i z dwójką dzieci poszła na dworzec. Wzięła mały bagaż, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wsiadła do pociągu jadącego do Białegostoku. I tak znalazła się w domu swoich rodziców. Na miejscu okazało się, że schroniły się tu jeszcze dwie jej siostry z dziećmi.

W czasie okupacji mama pracowała w fabryce tytoniowej i szyła dla całej rodziny. Wieczorami i nocami haftowała, robiła serwetki na szydełku, które jej siostry sprzedawały na targu na Bojarach. Jej lauferki, serwetki kupowały i dobrze za nie płaciły żony oficerów niemieckich stacjonujących w Białymstoku. Niemki bardzo ceniły rękodzieło. Za uzyskane pieniądze kupowało się produkty, z których babcia gotowała posiłki dla całej rodziny.

Czasy powojenne

Wszyscy szczęśliwie przeżyli wojnę. Z Palestyny przyszła pierwsza dobra informacja, że jej mąż Bolek żyje. Jest w armii Andersa. Od znajomego, wywiezionego później niż on, dowiedział się, że jego żona Marylka wyjechała, prawdopodobnie do Białegostoku. Przyszła pierwsza paczka, drewniane pudełko z rodzynkami i pończochami, nylonami. Rodzynki zostały sprzedane na targu. Nylony obroniła. Dla tych, którzy nie wiedzą, nylony to pończochy.
Po wojnie zaczęło się poszukiwanie rodzin za pośrednictwem PCK. Okazało się, że wojnę przeżyli też mężowie sióstr mojej mamy. Zaczęło się łączenie rodzin. Najstarszy brat mamy wyjechał na tak zwane Ziemie Odzyskane. Zajął tam dom poniemiecki, a drugi obok zarezerwował dla mojej mamy. 

Niestety, mama uległa presji swojej mamy Bronisławy i młodszej siostry Jadwigi, żeby została na miejscu i czekała na męża, który miał wrócić z Anglii. Wcześniej moja mama też ich posłuchała i nie pojechała do Anglii, chociaż miała taką możliwość w ramach łączenia rodzin. Mówiły: – Gdzie ty pojedziesz w obcy świat z dwójką małych dzieci? Tu na miejscu, razem będzie bezpiecznej.
Mój ojciec nie bardzo chciał wracać do kraju. Wiedział, co może go tu czekać, bał się ponownego aresztowania i wywiezienia na Sybir. Gdy na statku w Gdyni usłyszał odegraną przez orkiestrę, witającą powracających do kraju żołnierzy, Międzynarodówkę przed hymnem polskim – nie miał już żadnych złudzeń.
Nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie ze względu na służbę w armii Andersa. Musiał jej szukać w małych miastach, na wsiach. Czasem pomagali nam krewni, czasem dawni koledzy. Przeprowadzaliśmy się sześć razy. 

Regularnie był wzywany na przesłuchania i musiał meldować, gdzie pracuje i mieszka. Bardzo źle to znosił i miał żal do mamy, że go ściągnęła do kraju. Znajomi mówili: „Zapisz się do partii, to dadzą ci spokój”, ale nie zrobił tego. Mama wspierała go jak mogła. Nie pracowała, zajmowała się domem i dziećmi. Hodowała kury, gęsi, indyki, prosiaki, sadziła warzywa w przydomowym ogródku, aby było co jeść. Szyła i przerabiała nam wszystkim ubrania, a także sąsiadom, zarabiając w ten sposób na życie. 

Na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku mój tata zaczął mieć poważne problemy w pracy. Był to czas, kiedy pracownicy traktowali majątek firmy, w której pracowali, jak swój, rozkradając go. Nagminne były kradzieże różnych materiałów budowlanych, narzędzi. Mój ojciec nie zgadzał się na fałszowanie danych w papierach i wpisywanie większego zużycia materiałów. Mówili z pretensją do mojej mamy: „Co z pani męża za człowiek? Sam nie żyje i innym nie da żyć.” Nie rozumieli, że dla służb bezpieczeństwa to mógłby być dodatkowy pretekst, żeby go aresztować i zamknąć.

Znowu sama

Nie wytrzymał tej presji. Jeden zawał serca, potem drugi i zmarł. Mama znowu została sama. Starsze moje siostry już studiowały i pracowały. Ja miałam 10 lat. Mama wróciła do zawodu. Znalazła pracę w szkole odzieżowej. Jednak nie pracowała długo, zaczęła mieć problemy ze zdrowiem. Jej depresja zaczęła się pogłębiać. Doszły problemy z sercem. Nie wytrzymała psychicznie. Zwolniła się z pracy, spakowała się i razem ze mną znów uciekła do Białegostoku, do swego rodzinnego domu.
Tu już nie podjęła pracy. Zaczęła się leczyć. Stan był na tyle poważny, że dostała rentę. Mieszkałyśmy razem z babcią Bronisławą i siostrą mamy, Jadwigą. Mama dalej obszywała całą rodzinę i sąsiadów, haftowała, dziergała na drutach i szydełkowała. Żartowałyśmy z siostrami, że najpierw była sukienka, potem spódniczka i bolerko, potem fartuszek kuchenny, woreczek, a na końcu szmatka do kurzu.

Zmarła mając 96 lat. Bardzo nas kochała i troszczyła się o nas. Wspierała, pomagała rozwiązywać problemy. Opiekowała się wnukami. Miała dużo cierpliwości i wyrozumiałości. Zawsze była pogodna i uśmiechnięta.
Pozostało mi wiele pamiątek po mamie: zdjęcia, listy, haftowane serwetki, rysunki. Oglądam je teraz i łza kręci mi się w oku. O ile rzeczy chciałabym ją zapytać. Przytulić. Powiedzieć, że ją kocham. Cierpliwie wysłuchać jej wspomnień. Mimo że mam już teraz dużo czasu, niestety, nie mogę tego zrobić.

(foto: prywatne archiwum rodzinne autorki)

Kliknij w poniższe zdjęcie:

1/13
Dwie siostry stoją przy płotku
Dwie siostry stoją przy płotku
Dwie serwetki haftowane
Dwie serwetki haftowane
Moja mama siedzi na ławce
Moja mama siedzi na ławce
Moja mama z tatą przytuleni
Moja mama z tatą przytuleni
Moja mama wśród uczennic
Moja mama wśród uczennic
Pościel z monogramem
Pościel z monogramem
Pracownia haftu
Pracownia haftu
Pracownia krawiecka
Pracownia krawiecka
Uczennice szyją
Uczennice szyją
Uczennice w kuchni
Uczennice w kuchni
Wstawki szydełkowe do pościeli
Wstawki szydełkowe do pościeli
Serwetka haftowana
Serwetka haftowana
Haftowany róg narzuty na łóżko
Haftowany róg narzuty na łóżko

Zredagowała: Maria Beręsewicz
Redakcja Podlaskiego Seniora Białystok