Moja rzeka
Zachęcała łagodnością wody płytkiej,
a w jej lustrze znajdowałam swe odbicie,
zanurzałam bose stopy
z zaufaniem w toni brodząc,
gdy obrzękły od upałów i spiekoty.
–
I czerpałam z niej do woli, jak ze zdroju,
swe spragnione i spierzchnięte usta pojąc.
Dobra rzeka i życzliwa,
z której chłodną wodę piłam –
kryształowej toni serce powierzyłam…
–
Otrzymałam od tej rzeki wiele więcej
odczuwając w rytmie nurtu – bicie serca.
Pulsowało razem z moim,
jednym wspólnym drganiem kojąc
jak w kolebce – falą z piany owinięte.
–
Prąd złagodniał jeszcze, gdy szło ku jesieni,
aż zdawało się, że rzeka pieśni śpiewa!
Fale rwały wartkim nurtem,
a radosne pocałunki
rozdawała woda, brzegom własnym ufna.
–
Źródło swoje w górach miała, jak rzek większość,
a spływała kaskadami najpierw w przepaść.
Bystre prądy wyciszała
na swej drodze dopływami,
które nową obfitością znów wzbierały.
–
Czasem trochę się gubiła w tych meandrach,
ale szybko w główny nurt wyprowadzała
bałamutne wody swoje,
które chciały poswawolić –
widać rzeki też miewają złe nastroje.
–
I płynęła tak miarowo przez równiny,
czasem wspięła się swą wstęgą nieco wyżej,
ale kurs trzymała dobrze
stale bacząc na pobocza,
tak jak każda, co dopłynąć chce do morza.
–
Już myślałam, że ja też podążę z rzeką;
przyjaciółką stała mi się przecież wierną…
Wartki nurt pewnego razu
targnął falą, głośno zawył –
w jednej chwili mnie pozbawił słodkich marzeń!
–
Bo złowieszczy wiatr rozpętał szkwał na wodzie;
do jej brzegów już nie mogłam nijak podejść…
Popłynęła więc do ujścia,
a ja z miejsca się nie ruszam,
bo uprowadziła z sobą moją duszę…
–
26.01.2011