Moja droga

Idę Mleczną Drogą
podążam ku Światłu
droga czasem jest prosta
innym razem niełatwa

niekiedy miłości krzaki
ranią wystawiając ciernie
a łapa nietolerancji
szarpie niemiłosiernie

idę przed siebie dróżką
wór smutków dźwigam i bólów
na braku zrozumienia się potykam
i nie oczekuję cudów

podążam nieraz na skróty
by mniej bolały rany
by prędzej dojść do celu
osiągnąć by nirwanę

spotykam drogowskazy nieme
co plączą moje myśli
i mylą moje drogi
czasem wracam skąd przyszłam

to znów płynę z wiatrem
który w moje żagle
dmucha z całej siły
a los mnie ponagla

znowu się rozbijam
na konarze troski
którą ktoś wydumał
sądząc że jest boski

to płynę jak okręt
po morza odmętach
czasem płynę równo
czasem droga kręta

znowu twarz przeorze
lemiesz złośliwości
potem znowu dobrze
pełnia szczęśliwości

moja droga
patrząc z boku
czasem pełna jest uroku

czasem smutna
żalu pełna
czy dróg wiele
czy jest jedna?

Idę do Ciebie

Wyruszam w podróż wspaniałą.
Idę przed siebie, idę do Ciebie.
Droga łatwa nie będzie.
Ale cel mam jasny.

W drodze spotkam różnych ludzi.
Coś mnie z nimi połączy lub nie.
Pobędę z kimś stąd-dotąd.
Zrealizuję równocześnie doraźne cele.

Zatrzymam się na wielu przystankach.
Posiedzę też na trawie przy drodze.
Będę w kościołach.
Upiekę kilka pieczeni
(niekoniecznie na jednym ogniu).

Ułożę piękne bukiety.
Łez wyleję flakon.
Przywitam nowe wnuki,
Bólu dostąpię i wytrzymam.
Zaprzyjaźnię się z radością.

Pośmieję się i pożartuję.
Otrę się też o mrok.
Na pewno spotkam się z lekarzami.
Nieść będę wytrwale Światełko Nadziei.

Spotkam wreszcie Ciebie.

A potem?
Tego już nie wiem.

Wspólna droga  emerytów

strzepnę z ud
lśniący pył wspólnoty
ukryję erosa w plecaku wspomnień

wyruszę w nową drogę
… zabiorę cię ze sobą
tylko wpierw przykleję
to co się w sercu poodklejało

pójdziemy powoli
rozrzucając na pola życia
od niechcenia
cukrzyce zawały nadciśnienia
przysiądziemy czasem
na przystankach małych radości
niesiemy przecież
wspomnień plecak złoty

nie spotkamy na drogowskazie
żadnych napisów
rozmył je dawno deszcz moich łez

będziemy szli
ze znakiem zapytania w sercu

Odnajdę Cię

Odszukam Cię, odszukam,
wiatru zapytam o drogę,
choć znaleźć Cię to sztuka,
wiatr mi szukać pomoże.

Odnajdę Ciebie w liści zieleni,
odnajdę w słońca promieniach,
będę Cię szukać wytrwale,
zajrzę w jarzębiny korale.

Rozrzucę w parku liście złociste,
może Cię znajdę pod złotym listkiem?
A może w lesie Ty się ukrywasz?

Znajdę Cię w drzewach – będę szczęśliwa.
A jeśli Jesień mi nie pomoże,
poszukam w mokrym deszczu na dworze.
Prawdopodobne, że jesteś… deszczem,
a może jego kropli szelestem?

Gdy przyjdą słoty oraz szarugi
wołać Cię będę w wieczory długie,
Ty może mieszkasz w zimnym błocie…
Wezmę, odchucham i… po kłopocie!

Może się zdarzyć – nadejdzie zima
a Ciebie nadal przy mnie nie ma,
to zacznę szukać Cię w śniegach nowych,
w lodowych soplach, w gwiazdkach śniegowych.

Jeśli i zima Cię nie zatrzyma,
znajdę na wiosnę – no, mowy nie ma!
Odszukam Ciebie w pąkach piwonii,
przede mną nigdzie się nie schronisz…

Zobaczę w cudnych piwonii pąkach,
za długo trwa ta nasza rozłąka,
wiosną – wszystko się budzi na nowo,
i zobaczę Ciebie w bzach liliowych.

Wtedy na pewno Ciebie zatrzymam
i będę znowu młodą dziewczyną,
razem spędzimy wiosnę i lato,
pokłonimy się wszystkim kwiatom.

Znajdziemy w nich kolory tęczy,
weźmiemy w nasze ciepłe ręce
i już  tak prosto – bez etykiety,
zrobimy z nich cudne bukiety.

Wpleciemy w wiązanki serca nasze,
na zawsze, już na zawsze…

Bernadyna Łuczaj